sobota, 9 stycznia 2016

Opowiadania [ NOWA ATLANTYDA ]

Wstałem z łóżka i ruszyłem do łazienki. Była już dwudziesta pierwsza, więc za godzinę zaczyna się walka. Umyłem spoconą twarz i poszedłem się ubrać. Całe szczęście cały czas mieszkam sam, gdybym miał współlokatora chyba bym go zabił. Założyłem swoje ubrania do walki i ruszyłem do trenera. Miał mi coś powiedzieć, ale nie szczególnie mnie to interesowało. Szedłem wilgotnym, trochę zaśmierdziałym korytarzem i skręciłem do pokoju trenera. Śmierdziało tam rozpuszczalnikami. Zaczął mówić coś o tym żebym tym razem nie rozczłonkował jakiegoś Kurosagiego na miliny kawałków. Powiedziałem tylko:
- Okej postaram się.- Przewróciłem oczami i pomyślałem, że skończy się to tak jak się skończy i tyle. Ględził pół godziny, więc szybko poszedłem w stronę areny. Gdy stanąłem przed nią przeszedł mnie dreszcz, ale taki przyjemny. Przejechałem dłonią po miejscu, w który ostatnio zginęłam osoba, kiedy trenowałem nową praktykę. Nadal czułem ten zapach, co przy wyciąganiu z niego ostatniego tchnienia. Odetchnąłem zadowolony i przymknąłem oczy. Usłyszałem trzask otwieranych drzwi dla widzów, spojrzałem w tamto miejsce. Nie tylko przychodzili jacyś gangsterzy, ale i politycy i znane osoby. Zauważyłem dziewczynę o blond włosach i poczułem znajomą mi woń, zapewne córka premiera, przechodziłem raz koło niego i zapamiętałem ten zapach i chyba będę pamiętać do końca życia. Rozglądała się nerwowo, pewnie bała się, że ktoś ją tu zobaczy. Postanowiłem do niej podejść po walce, ale ktoś inny przykuł moją uwagę. Czarno włosa dziewczyna i lekko zakręconych rogach. Ciekawiła mnie swoim jestestwem, ale nie wiedziałem czy chcę do niej podejść. Zadzwonił dzwonek ogłaszający, że za pięć minut zacznie się walka. Wszedłem do klatki i spojrzałem na drugą stronę, chciałem się dowiedzieć kim jest ta osoba, z którą mam walczyć. Był to jakiś chłopak o czarnych włosach i całkowicie wypełnionych oczach czarną mazią. Zadzwonił gong oznaczający początek bitwy. Wysunąłem powoli szpony ze znajomym mi dźwiękiem. Chłopak stał z dala ode mnie. Uśmiechnąłem się na jego gest i ruszyłem po woli w jego stronę. Zmienił się w jakieś dziwne stworzenie i zaczął nade mną latać. Ludzie westchnęli zdumieni, ja jednak się nie przestraszyłem tylko poszerzyłem uśmiech. W końcu może się pomęczę. Rozpędziłem się i skoczyłem na grzbiet istoty. Wbijałem mu szpony szybkimi ruchami, krew leciała wokół. Słyszałem jak niektórzy ludzie wymiotują. W końcu chłopak zmienił się w ludzką formę i spadł z donośnym łoskotem. Nie miałem ochoty się nim bawić, więc szybko wbiłem mu ostrza serce. Wydał z siebie ciche jęknięcie i całe jego życie uleciało. Nieliczni bili brawo, inni albo patrzyli z osłupieniem na to co się stało, lub uciekali do wyjścia, a jeszcze inni płakali. Zszedłem z martwego ciała, zostawiając po sobie krwawe ślady. Skierowałem się do wyjścia z tej klatki, przy którym stali już sprzątacze. Wyszedłem i poszedłem w stronę wyjścia, w którą zmierzała czarnowłosa...


< Shi? >

- Biegnij głupia! - wrzasnął Seen mknąc jak strzała pomiędzy uśpionymi budynkami.
Obok biegła jego siostra, z trudem łapiąc powietrze.
- Musiałeś to dotknąć!? Jesteś nienormalny!
- Oszczędzaj oddech, dobrze ci radzę. - warknął wpadając do ciasnej uliczki.
- Co teraz?!
- Mmm znienawidzisz mnie kochanie. - wepchnął ją w wyjątkowo wielki śmietnik a sam pomknął dalej.
Tak jak przypuszczał pościg ominął ukrytą dziewczynę, zapewne złorzeczącą na czym świat stoi. Liczyło się jednak, że była bezpieczna. No bo kto mógł wiedzieć, że strażnicy są tacy nerwowi jeśli chodzi o broń? Kto?!
Uchylił się przed wystrzelonymi bełtami które ze świstem pomknęły dalej. Był w formie Naga i teoretycznie nie mogli go zranić. Oczywiście zawsze istniała ewentualność prostego pecha, a dziś chyba nie był jego dzień. U wylotu uliczki zderzył się ze sporą grupą uzbrojonych ludzi, łudząco podobnych do ścigających. Seen zaklął szpetnie we własnym języku i trzasnął jednego ogonem, odrzucając daleko w tył. Nie zdołał jednak nacieszyć się sukcesem. Poczuł piekący ból w żebrach i tak go to zdziwiło, że z początku nie wiedział co się stało. Jeden ze strażników najwyraźniej zainwestował w broń zrobioną z wyjątkowo twardych metali.
Na wilgotną ulicę spłynęła złocista krew naga. Jęknął i naparł plecami na budynek. Jedną dłoń przycisnął do rany a kolejnymi parował niewprawne ciosy przeciwników. Nie miał jednak sił. Malały z każdą traconą kroplą. Okręcił się wokół osi, rozwijając wielkie ostrza przymocowane do pleców. Przeciwnicy musieli odskoczyć z krzykiem. Krótką chwilę wykorzystał do ucieczki, a właściwie strategicznego odwrotu. Musiał znaleźć miejsce gdzie się ukryje do czasu przybycia Cassidy. Pędził więc na złamanie karku przed siebie. Powoli wzrok mu się mącił, ale starał się jeszcze zachować przytomność. Gdy stracił pościg z oczu, z trudem przybrał ludzką formę, której właściwie nienawidził. To tylko pogorszyło sprawę gdyż rana zaczęła krwawić jeszcze mocniej.
Nieszczęsny wojownik, chwiejąc się na nogach znalazł w końcu jakiś ogródek wyglądający na zadbany. Dopadł drzwi ładnego domku i naparł na nie. Dopiero po jakimś czasie ustąpiły ze zgrzytem wyłamywanego zamka. Zamknął je i osunął się na podłogę. Poczuł przyjemne zapachy kuchni i ciasteczka... Zachciało mu się śmiać, że w ostatnich swoich żałosnych chwilach myśli o jedzeniu. Typowe.
Gdy zamykał oczy dostrzegł jeszcze rozmazany kształt który prawdopodobnie należał do mieszkańca domku. Nie obchodziło go to jednak. Ostatkiem sił wysłał telepatyczny sygnał do siostry, ale nie dotarł do niej. Był tak słaby, że odbił się od ścian kuchni i z rozpędem wniknął w podatny umysł stojącej nieopodal dziewczyny. Mówił mniej więcej: Zapomnij o mnie. Wszystko stracone...

<Rose? :3 >



NIEOCZEKIWANY GOŚĆ I CIASTECZKA
Siedziałam w domu od dawna. Postanowiłam zrobić ciasteczka. Przygotowałam wszystkie składniki i wymieszałam je ze sobą. Wstawiłam je do pieca, zapach rozchodził się po całym domu. Czytałam książkę i nagle usłyszałam skrzypnięcie furtki od wejścia, nie przejęłam się tym. Tędy często chodzą koty i dzikie psy. Lecz to nie był pies. Tylko młodo wyglądający chłopak. Wpadł przez drzwi, które były zamknięte na zamek. Upadł na podłogę, a z lewego boku leciała mu krew, lecz nie taka zwykła, była to złota krew. Czyli prawdopodobnie jest nagiem, lub hybrydą człowieka z wężem. Nie przejęłam się że wpadł do mojego domu. Teraz było ważne by mu pomóc. Nagle gdzieś w głowie usłyszałam głos, a może coś innego, ale to zrozumiałam. Była to wiadomość, ale nie do mnie. Mrużył oczy, o oznaczało że trzeba się pośpieszyć. Uklękłam próbowałam go podnieść, ale ważę tylko trochę ponad pięćdziesiąt kilo, a on jakieś siedemdziesiąt. Złapałam go pod pachami i zaciągnęłam na kanapę w salonie. Ściągnęłam z niego zakrwawioną koszulkę. Poszłam do łazienki i pomoczyłam ręcznik w wodzie. Przemyłam mu delikatnie ranę, była dość głęboka. Zasyczał kilka razy z bólu, lecz się nie obudził. To chyba, nawet dobrze. Gdyby był zwyczajnym człowiekiem, to zawiozłabym go do szpitala, ale on nawet nie jest ssakiem. Pobiegłam do góry po schodach. Wzięłam jakąkolwiek pościel, koc, koszulkę i opatrunki. Opatrzyłam ranę i założyłam mu koszulkę. Pobiegłam do kuchni by sprawdzić ciastka. Całe szczęście się nie spaliły. Zostawiłam blachę do wystygnięcia. Postawiłam wodę i zrobiłam herbatę. Ciastka były jeszcze trochę ciepłe, ale takie lubiłam takie najbardziej. Nałożyłam kilka na talerz i zaniosłam na stolik wraz z herbatą. Było późno. Zostawiłam mu zapaloną jedną lampkę w pokoju. I poszłam spać wraz z moim kotem Cookim.

< Seen? Ciasteczka :3 >


Kiedy wyszedłem ze szkoły było już nieco po 19, zaczęło się delikatnie ściemniać. Schowałem ręce do kieszeni a twarz ukryłem w szaliku, inni chodzą na krótki rękaw, czasem nawet w krótkich spodenkach... Cóż, to, że jestem zmarzluchem, nie znaczy, że trzeba patrzeć się na mnie, jak na idiotę. Nieco zdenerwowany spojrzeniami innych, ruszyłem w stronę przystanku. Po rozwodzie rodziców, brat zamieszkał z ojcem, a ja z mamą. Niestety mama umarła na raka płuc, więc mieszkam teraz sam. Nie okazuję już skruchy-nie to, że się tym nie przejmuje. Po prostu... Ile można? Jechałem tą samą drogą co zwykle. Minąłem stację, przystanek autobusowy, spożywczy który prędzej wygląda jak monopolowy... i park. Na następnym wysiadłem. Nie lubię wracać autobusami, wszyscy się o Ciebie ocierają, popychają... Coś mnie podkusiło, aby zahaczyć o park. Szedłem szybkim krokiem, gdy przekroczyłem bramę, zwolniłem nieco rozglądając się przy tym, co mogę tu porobić. Na ławce siedzieli jacyś zakochańce, nie kryli się zbytnio ze swoimi relacjami. Spojrzałem na nich kątem oka i poszedłem dalej. Usiadłem na ławce i wyjąłem zeszyt.
"Cholera."-mruknąłem. W moim notesie świeciły pustki, jedyne co tam było to jakieś bazgrołki na marginesach. "Jak mam się z tego uczyć...?"-czyli z niczego. Oparłem się o oparcie ławki i westchnąłem. Zamknąłem na chwilkę oczy, kiedy je otworzyłem, ujrzałem małego (dobra, wcale nie był mały) kotka. Chciałem go pogłaskać, ale uciekł. Po chwili dostrzegłem, że park jest pusty i zaraz go zamykają, zebrałem się najszybciej jak mogłem, wstałem i ruszyłem szybkim krokiem do bramy. Niestety nie mam w zwyczaju patrzeć ani pod nogi, ani przed siebie więc na kogoś wpadłem, chyba jakoś boleśnie... bo wylądowałem na ziemi.


<Ktoś dokończy? ^^>


Nastał czas wolny w Akademii, wolne dni w tym miejscu odbiegały od rutyny, występowały w inne dni i niektórych nie było. Zawieźli wszystkie osoby do tego miejsca i od tej pory trzeba było radzić sobie samemu, albo umówić się z rodziną by przyjechała po ucznia. Stałam na szarym żwirze podtrzymując torbę na ramię wypchaną prawie po brzegi moimi rzeczami. Poprawiłam słuchawki i ruszyłam w stronę miasta, którego nazwy zawsze zapominam. Przechodziłam przez lekko opustoszałą część miasta. Poczułam, że moja torba się porusza, ciekawa co się tam chowa, odpięłam górę bagażu. Okazało się, że Haru wcisnął się w małą przerwę, tak, że wystawała tylko głowa. Patrzył na mnie swoimi ciemno brązowymi, lekko przestraszonymi oczami. Położyłam plecak na ziemi i zapytałam:
- Haru co tu robisz?
W odpowiedzi otrzymałam tylko jakże znane mi mruknięcie. Westchnęłam głośno i podnosząc torbę powiedziałam:
- No dobra, nic się nie stało... Oprócz tego, że Arisu musi siedzieć sam... To ty będziesz mu się tłumaczyć, zrozumiałeś?
Ponownie mruknięcie jednak tym razem można by pomyśleć, że to był odgłos rezygnacji. Przechodziłam koło mnóstwa sklepów, jednak większość była zamknięta, pomimo, że było nawet wcześnie. Spojrzałam na zegarek, była osiemnasta dwadzieścia osiem. Po chwili wyszłam na główną ulice i ruszyłam dalej, chciałam pójść w jedno miejsce, zwłaszcza, że mam ze sobą szopa, a on nie specjalnie przepada za hałasem i miastem...
***
Przeszłam przez wielką, czarną, gotycką bramę i znalazłam się w parku, od razu poczułam różnicę między miastem, a parkiem. Ponownie sprawdziłam godzinę, było po w pół do dwudziestej, trochę mi to zajęło, lecz nie chciałam się śpieszyć. Otworzyłam torbę i powiedziałam:
- Haru pobiegaj sobie, ja posiedzę na ławce.
Uśmiechnęłam się i założyłam kosmyk włosów za ucho. Szop wyjrzał na okolicę, wyglądało to bardzo zabawnie. Wyskoczył gwałtownie i zaczął po woli podchodzić do innych ludzi. Usiadłam na brzegu ławki i słuchałam piosenek. Po chwili miałam ochotę wyciągnąć książkę, lecz nie opłacało mi się to. Ujrzałam dozorcę, który chciał zamykać, ale nie specjalnie się tym przejęłam. Wstałam z siedzenia i stałam na środku, wyszukując między drzewami, a krzakami Kutamo. Po chwili poczułam, że ktoś, albo coś uderza o mnie. Upadłam na ziemię i po chwili zaczęłam się rozglądać, na przeciw mnie leżał przypuszczalnie blondyn. Wstałam z ziemi, strzepałam z ubrania kurz ziemi i podałam rękę chłopakowi, jednocześnie mówiąc:
- Przepraszam...



< Oreki? >


Patrzyłem na dziewczynę zdezorientowany, wyciągnęła do mnie rękę ale jakoś nie przyszło mi do głowy żeby wstać, w pewnym momencie ową rękę zabrała i odwróciła się w stronę bramy. Dopiero wtedy podniosłem się i poszedłem za nią.
-Wybacz. To ja na Ciebie wpadłem.
-To wiem. Minori.-ponownie wyciągnęła rękę.
-Oreki, miło poznać.-też chciałem wyciągnąć rękę, ale niestety była brudna od ziemi... taki troszkę wstyd więc ją zabrałem.
Szliśmy koło siebie, wyszliśmy z parku i... cholera...
-Aa! Nie!
-Co..? Coś nie tak?
-Zostawiłem podręcznik... nie ma go tu więc musiał mi wypaść kiedy bezkarnie na mnie wpadłaś.
-Poprawka, to ty na mnie wpadłeś.-uśmiechnęła się lekko.
-Ech. Niech Ci będzie. Ale chyba muszę się wrócić.
-To leć, ja już idę.
-Ok, to.. do zobaczenia?
-Papa.-uśmiechnęła się odsłaniając szereg białych ząbków.
Wróciłem się do bramy, ale była już zamknięta a po dozorcy ani śladu. Przeszedłem więc przez płot, wróciłem na miejsce "wypadku" i wziąłem książkę-jak podejrzewałem, leżała na ziemi. Wróciłem tą samą drogą (przez płot) i ruszyłem w stronę mojego domu, po drodze mam cmentarz z jakąś bodajże Świątynią. Nie wiem co to jest, w każdym razie jakiś budynek z daszkiem-stał się błogosławieństwem bo zaczęło lać, wolałem nie zmoknąć bo do domu miałem jeszcze kawałek. Schowałem się pod daszkiem budynku i czekałem... Padać nie przestawało, zauważyłem biegnącą Minori, wbiegła pod daszek nie zwracając na mnie uwagi, uśmiechnęła się zdyszana do... Szopa? Tak, Szop, siedział w jej torbie. Po chwili podniosłem niepewnie rękę, wykrzywiłem usta w niepewny uśmiech i powiedziałem..
-Cześć..?

<Minori? :D >


Odpowiedziałam:
- O cześć!- Zauważyłam, że chłopak przygląda się przygląda się Haru, powiedziałam- To jest Haru, albo Kutamo. Ja mówię zwykle Haru, ale możesz mówić jak wolisz.
Usiadłam, opierając się o ścianę, torbę położyłam plecak. Deszcz przemykał przez minimalne szczeliny w dachu. Krople deszczu nasilały swoją ilość. Zapytałam:
- A czemu tędy szedłeś?
- Skrót do domu. A ty?
- Też skrót, ale na spotkanie, jednak osoba, z którą miałam się spotkać nie mogła przyjechać i muszę sobie zorganizować nocleg.- Przechyliłam głowę w jego stronę- Znasz jakiś bardzo, bardzo tani motel?


< Oreki? >


-Nie orientuję się... Nigdy nie miałem takiej potrzeby.
-Ech, to będę musiała poszukać sama.-powiedziała zrezygnowanym tonem.
-Jeżeli chcesz, możesz się zatrzymać u mnie, mam pusty pokój.-spuściłem głowę.
Popatrzyła na mnie, jak na idiotę, nie dziwię się jej, znamy się od paru godzin, a ja proponuję jej takie rzeczy...
-Jeżeli ten pokój jest zamykany od wewnątrz, to się skuszę.
Podniosłem głowę i spojrzałem na twarz dziewczyny, moje włosy były mokre i posklejane, opadały na twarz. Podejrzewam że ledwo było widać moje oczy, na początku byłem zaskoczony, po chwili uśmiechnąłem się odsłaniając zęby.
-Dobra, idziemy? Zimno mi.-nie czekając na mnie wyszła spod daszku.
-J-już.-poprawiłem torbę i zrobiłem krok w jej stronę.
Szliśmy bez słowa, Minori była jakaś zamyślona. Co jakiś czas spoglądałem w jej stronę, ale jej wyraz twarzy nie zmienił się przez całą drogę. Zanim się spostrzegłem, byliśmy już pod klatką, wyciągnąłem klucz i otworzyłem drzwi. Weszliśmy na górę, następnie otworzyłem drzwi mieszkania. Minori stanęła na wycieraczce i zaczęła zdejmować buty, rzuciłem jej ręcznik.
-Dzięki.-odpowiedziała i zaczęła wycierać głowę.
-Pokój na lewo, tu masz kluczyk jak byś podejrzewała mnie o bycie pedofilem. Lodówka jest tam, rób co chcesz.
Dziewczyna zaczęła nerwowo rozglądać się po mieszkaniu, chyba nie do końca zrozumiała "na lewo", więc pokazałem palcem na drzwi. Moje mieszkanie jest... spore-że tak to ujmę. Mam je po rodzicach, w końcu mieszkałem tu ja, mama, ojciec i brat, przy czym rodzice i my mieliśmy osobne pokoje.
Gdy Minori zniknęła za drzwiami, zdjąłem koszulkę w celu przebrania się... w tym momencie dziewczyna wyszła z pokoju.
-Oreki a gdzie...-urwała.-Ubierz się zboczeńcu! Jesteś pół nagi!!
-Ja tu mieszkam. Przebieram się, naprawdę sądzisz że będę chować się po kątach?
-Od czegoś masz łazienkę!
-Myślałem że ty tam idziesz, nie drzyj się już.
Minori wyraźnie się wkurzyła, ekspresowo się ubrałem i poszedłem do kuchni. Wyciągnąłem z szuflady cukierki, po chwili przyszła Minori.
-Chcesz...?-zapytałem




<Minori? :D >


Odpowiedziałam:
- Chętnie.
Złapałam za słodycze i usiadłam na blacie stołu. Zwiesiłam głowę by mocować się z plastikowym opakowaniem. Podczas tej czynności powiedziałam:
- Oreki...
- No?
- Przepraszam, że tak zareagowałam, można powiedzieć, że... Nie jestem przyzwyczajona do tego typu... Hmm jak to nazwać? Widoków? Masz rację, że to twoje mieszkanie, a ja jestem gościem i powinnam dostosować się do zachowań gospodarza.
Po tych słowach włożyłam lizaka do ust. Zeszłam ze stołu i podeszłam do lodówki. Wyciągnęłam kilka składników do jajecznicy. Postawiłam na piecu patelnię z masłem. Rozbełtałam kilka jajek i wrzuciłam na uprzednio rozgrzaną patelnię. Pokroiłam zieloną cebulkę i wrzuciłam szybko do jajecznicy. Spojrzałam na Orekiego i zapytałam trochę zawstydzona, że nie spytałam prędzej:
- Zrobić ci też?


< Oreki? >

Od Fausta CD Alice
Zaśmiałem się w duchu ze swojej głupoty. Nie przeszukałem jej. Mierzyłem ją wzrokiem.
- I co teraz? Chcesz mnie zabic? Wiesz że jeszcze nikomu się to nie udało?- pytałem drwiącym usmiechem.
- Tak, chce.- jej głos drżał.
Powoli postąpiłem krok w jej stronę.
- Nie ruszaj się.- powiedziała gdy zobaczyła mój ruch.
- Dlaczego? - zapytałem i ruszyłem powoli w jej stronę.
Wypaliła, zdążyłem kucnąć. Nabój przeleciał mi nad głową. Podniosłem się i skoczyłem.  Nie zdążyła strzelić po raz drugi. Złapałem ją za nadgarstek i wytrąciłem broń.
- No, no. Nie ładnie. Prawie mnie trafiłaś.-  z karciłem ją.
- Nie zabijesz mnie.
- Dlaczego?. Podaj mi powód.- zbliżyłem swoją twarz do jej. Lubiłem się drażnić, a szczególnie z kobietami o takiej urodzie jak jej.

<Alice?>

Od Alice CD Faust


 Westchnęłam ciężko. Ta cała sytuacja mnie już nudziła. Mój wzrok błagał by ten odebrał już życie i zakończył tą szopkę.
  -Chciałbyś się dowiedzieć kim jestem prawda? - Ten rozbawiony odparł
-A kto by nie chciał?- Uniosłam kącik ust do góry. Mężczyzna wycelował .
-Jak na płatnego mordercę jesteś choler*nie powolny -Wydęłam lekko wargi.
 -Czas się pożegnać słonko -Puścił mi oczko, ale dupek..pomyślałam, taki człowiek jak ja ...i nie posiada żadnej broni? Pff! Naiwniak...
 -Nie koniecznie...-Wstałam w mgnieniu oka, mój sznur był przecięty, a ja celowałam w niego z małego pistoletu. -Mówiłam nie znasz mnie. -Zaśmiałam się, po czym sięgnęłam do kieszeni po fajke, którą zapaliłam. Zaciągnęłam się porządnie -Tego mi brakowało! -Zaśmiałam się

<Faust?>

Od Fausta CD Alice

Przykucnąłem tuż przy niej. Zbliżyłem do niej twarz
-Nie całuje ofiar.- wyszeptałem i wstałem.
- To moje życzenie, mam do nie go prawo.- rzekła oburzona
- To nie koncert życzeń kotku. Nie zawsze mamy to co chcemy.
Dziewczyna nie odezwała się. Zastanawiałem się co zrobiła. W końcu chcieli ją zabić, to nie przelewki.
Zwykle nie mówili mi dla czego, ale tym razem byłem tego bardzo ciekawy, nie wyglądała na niebezpieczną, wręcz przeciwnie.
- Za co cie skazali?- zapytałem patrząc w jej twarz.
- Nie twoja sprawa.- odwarknęła.
- Może byłaś szpiegiem?- żadnej reakcji
- To może nie wykonałaś zadania?- znowu nic
- Byłaś kochanką szefa mafii?-  tym razem drgnęła ale nie na potwierdzenie, była oburzona.
Popatrzyła na mnie z wściekłością. Jej oczy wyrażały żądze mordu.
- No już. Tylko pytałem. Nie gorączkuj się tak, kotku.- ostatnie zdanie wypowiedziałem śmiejąc się.
Wyglądała jak kotka, kuląca się przed dogiem, jednak była gotowa zaatakować w każdej chwili.
- Czas kończyć te farsę.- powiedziałem i wyciągnąłem pistolet.

<Alice>

Od ALice CD Fausta


Prychnęłam cicho. - Nawet nie wiesz z kim zadzierasz -Zaśmiała się ironicznie.
-Jakieś ostatnie życzenie?
-Mam dwa...
-Jedno
-Dwa -Westchnęłam, skoro to mój ostatni dzień życiaChcę dwa -Spojrzałam mu bez uczu w oczy.
-Niech Ci będzie..... Jakie jest to pierwsze?
-Fajka -Zaśmiała się. - Widać było, że mężczyzna był zmieszany.
-Fajka?-Powtórzył.
-Tak..- Podszedł do mnie i wsadził mi delikatnie jedną fajkę do ust, po czym ją zapalił. Zaciągnęłam się porządnie.
-Jak na płatnego morderce jesteś delikatny -Zaśmiałam się kpiąco.
-Skąd ty to wiesz....
-Mówiłam nie znasz mnie. -Wypuściłam dym, który ukształtował się okrąg. Puściłam mu oczko.
-Mniejsza o to... Jakie jest drugie życzenie? -Westchnął poirytoiwany. Zamyśliłam się na chwilkę, po czym wyplułam peta.
-Pocałuj -Uśmiechnęłam się uwodzicielsko
<Faust?>


Etykiety: Opowiadania Alice i Faust - Archiwum, Opowiadanie Alex i Zevrana, Opowiadanie Crystal i Ifrys - Archiwum, Opowiadanie Lirael i Fenrisa - - Archiwum
poniedziałek, 11 sierpnia 2014
Od Fausta CD Alice
Chodziłem  ulicami tego pięknego miasta. Dostałem zlecenie na dziewczynę. Jakąś Alice. Wiedziałem dokładnie gdzie będzie.  Szedłem przez zatłoczoną ulice. Ludzie szli z paczkami i torbami. Dziś Wigilia. Dzień miłosierdzia, niestety w mojej pracy nie było wyjątkowych dni. Skręciłem w boczną uliczkę prowadzącą do parku.  Tu również było dużo ludzi. Powiewał chłodny wiatr, otuliłem się szczelniej długim, czarnym płaszczem.
Zauważyłem na ławce dziewczynę. Siedziała sama, pogrążona w myślach. Rozpoznałem ją od razu, tyle razy widziałem jej zdjęcie. Nie wiedziałem co zrobiła , ale skoro chcieli ją zabić musiało to być coś ważnego.
 Poprawiłem kapelusz i szalik. W moim stroju wszystko było czarne, z pod szala widać było mi tylko oczy.
Podszedłem od tyłu do ławki na której siedziała.  Kiedy byłem blisko, rzuciłem drobne zaklęcie. Od teraz nie mogła krzyczeć, była w stanie tylko szeptać. Zbliżyłem się i wyciągnąłem mały nóż z kieszeni.  Przyłożyłem go do żeber ofiary.
- Spokojnie.- wyszeptałem do jej ucha.- Nikt nie zwróci teraz na ciebie uwagi. Pójdziesz ze mną, a jeśli będziesz coś kombinować...- postawiłem małą pauzę , podczas której poruszyła się nie spokojnie.-  Twoja śmierć będzie dla mnie o wiele radośniejsza- uśmiechnąłem się pod nosem. Nigdy nie bawiło mnie sprawianie bólu moim ofiarą, ale zwykle po takim zapewnieniu były bardzo grzeczne.
- Teraz wstań słonko.- powiedziałem nadmiernie słodko.
Dziewczyna wstała posłusznie, objąłem ją ramieniem tak aby nie mogła się wyrwać. Szliśmy spokojnie, prowadziłem ją krętymi uliczkami. Po długim czasie znaleźliśmy się w małym domku, z dala od ulicy i sąsiadów. Mój  "dom zbrodni" mieścił się w zakazanej dzielnicy. Nikt tu nie chodził. W prowadziłem dziewczynę do środka. Poszliśmy do pokoju na piętrze. Wziąłem sznurek i związałem jej ręce a potem przywiązałem je do jednej z rur.
- No to co teraz słoneczko?- zapytałem słodko patrząc w jej przestraszoną twarz.

<Alice?>


-Człowieku...Daj sobie w końcu spokój ze mną -Szepnęłam mu do ucha i uśmiechnęłam się. - CO Ci to da, że mnie zabijesz? hmmm? -Otarłam się o jego tors niczym kotka. Zamruczałam cicho. Zrobiłam krok do przodu a ten do tyłu i tak aż do ściany.
-Co ty robisz?! - Był cały zmieszany. Nie wiedział już co ma począć.
-To co widzisz -Uśmiechnęłam się zalotnie, po czym moje dłonie błądziły po jego plecach. Musnęłam delikatnie ustami jego szyję, a moja prawa ręka znajdowała się już pod jego koszulą. Lekko drapałam jego nagi tors.(oczywiście pod koszulką ) -Powiedz .....Nie jest przyjemnie? -Wyszeptałam mu ponownie do ucha, przy okazji cicho mrucząc. Zachowywałam się jak każdy typowy kotek, który chce się bawić.
<Faust? >

Od Fausta CD Alice
Alice była bardzo łagodna. Niczym nie przypomniała mi lekko agresywnej dziewczyny z baru.
Była inna. Popatrzyłem na nią ciepło.
Nie wiedziałem czy ta zmiana charakteru to coś dobrego, ale zdaje się że wywołało ją opuszczenie diabła.
- Teraz będzie już tylko lepiej.-  uśmiechnąłem się do niej i wstałem.
Nadal siedziała, spuściła smutno głowę.
Musiała dużo przejść w przeszłości. Przekrzywiłem lekko głowe i zapytałem.
- Chyba powinienem się w końcu ubrać.- Alice uśmiechnęła się i wstała z łóżka.


<Alice? nie płacz>

Od Fausta CD Alice
Chwilę później wróciłem. Ubrany w czerwone bokserki. Nie przejmowałem się tym, bądź co bądź jestem u siebie.
- Oł...- dziewczyna wyglądała naprawdę ładnie w mojej koszuli. Uśmiechnąłem się - Trochę za duże co?




Dziewczyna zarumieniła się i poprawiła włosy.
- Gdzie są moje rzeczy?- zapytała. Jej melodyjny głos był tak odmienny od krzyków które wydobywały się z jej gardła ostatnich nocy.
- Dałem je do pralni.- wyjaśniłem - Jak znak? Za kilka dni powinien się zagoić, ale może boleć.
Alice dotknęła miejsca z diabelskim wypaleniem.  Przez jej twarz przebiegł prawie nie widoczny skurcz.
-Co się właściwie stało? Tylko proszę konkretnie.
- Ok. Więc kiedy Lucek zaczął się mścić prawie zginęłaś od gorączki i nie tylko. Porozmawiałem z kim trzeba i....
- Uratowałeś mnie..- dokończyła niepewnie.
- To drobna przysługa. Nic więcej.- uśmiechnąłem się.
 Już drugi raz darowałem jej życie.  Usiadłem na łóżku i przypatrzyłem się dziewczynie.

<Alice?>

Od Alice CD Faust
Przeciągnęłam się, po czym ziewnęłam. Widziałam mężczyznę który poszukiwał czegoś w szafce.Uśmiechnęłam się delikatnie. -ON już mnie nie nawiedza w śnie -Oznajmiłam zaspanym głosem. Zamknęłam oczy i odgarnęłam włosy do tyłu. Opadłam do tyłu, nie miałam ochoty wstawać...Tylko leżeć i odpoczywać. Patrzyłam w sufit.
-Cieszę się-Odparł, po czym wyruszył z powrotem do łazienki. Spojrzałam na niego kątem oka. Po paru minutach leżakowania wstałam i szukałam po pokoju swoich ubrań..lecz na próżno. Wiem że to nie ładnie jest szperać w cudzych rzeczach, no ale mus to mus. Chwyciłam pierwszą lepszą koszulę, po czym zarzuciłam ja na siebie. Wręcz tonęłam w niej. -Spora -Wymamrotałam pod nosem. Po chwili wrócił Faust.
<Faust?>

Od Fausta CD Alice
Podniosłem zemdloną dziewczynę. Było z nią bardzo źle. Musiałem z nią konieczne porozmawiać, ale jej stan był opłakany. Położyłem ją na łóżku i teleportowałem się do podziemia. Znalazłem się w podziemnym korytarzu.  Kiedy szedłem do sali mojego ojca mijało mnie mnóstwo demonów i podziemnych istot. Doszedłem do ogromnych, kamiennych drzwi.. Delikatnie je pchnąłem i sala tronowa stanęła przede mną otworem.
 Trzy ogromne, granitowe trony ustawiono na środku sali. Był tam też niewielki stolik na dzban i kielich. W komnacie nie było innych ozdób i przedmiotów. Na środkowym i najwiękrzym tronie siedział mój ojciec. Bóg podziemia- Arwan.




Teraz był w jednej z widzialnych postaci. Miał kręte rogi i długie pazury. Chodził w dziwnej zbroi.
Na mój widok wstał i gestem głowy powitał mnie. Podchodząc do tronu skłoniłem się.
- Sądzę że nie odwiedziłeś mnie z dobroci serca.- zaczął lekko kpiącym tonem- O co chodzi Faust?
- O Szatana.- na dzwięk tego imienia kilka złorzoncych wzdrygnęło się z przestrachem. - Na chodzi pewną dziewczynę.  Darowałem jej życie, bo zlecono mi ją zabić. On zniewolił jej ciało i teraz się mści...
- Mam mu powiedzieć żeby przestał ?- Arwan roześmiał się. - Od kiedy martwisz się o swoje ofiary ? Zrobiłeś błąd. Skoro zlecono ci ja to należało zabić. Nie oglądając się. - pouczał mnie.- Kiedy to zrozumiesz?
- Dziękuje za audiecję, ojcze.- ostatnie słowo zaakcętowałem ale nie wzbudziło żadnej reakcji-  Jakoś sobie poradze.
- Poczekaj- usłyszałem grzmiący głos- nie powiedziałem że nie pomogę. - odwróciłem się i z triumfalnym uśmiechem, podeszłem do  tronu.

***


Wyszedłem z pod prysznica i zacząłem myć zęby.  Po wieczornej toalecie, okryty w biały szlafrok  poszedłem do pokoju. Dziewczyna spała, ale tym razem spokojnie. Wiedziałem że już nie bedzie miała z tym problemu. Odwróciłem się od łóżka i zacząłem szukać bielizny i koszulki.  Usłyszałem szelest pościeli ale nie zwróciłem na to uwagi nadal szukając ubrań.

Od Alice CD Faust
Po pewnym czasie obudziłam się. Kiedy otworzyłam oczy widziałam sufit...CO?! Ale gdzie się podziały drzwi?Podniosłam się gwałtownie, co spowodowało chole*ne kłucie w boku. -Auu...-Złapałam się za bolące miejsce.Spojrzałam w dół miałam prześwitującą bluzkę, oraz majtki. Pośpiesznie zakryłam się kocem leżącym obok mnie.Odgarnęłam włosy do tyłu, po czym spojrzałam przed siebie. Na łózku siedział zamyślony mężczyzna...W samych spodniach. Czy to możliwe..że to był -CZY TY MNIE ZGWAŁCIŁEŚ?! KIM TY JESTEŚ?! -Mówiłam wręcz przerażonym tonem, po moich policzkach spływały łzy...Co ja mam teraz począć...
<Faust?>

Od Fausta CD Alice
Otworzyłem drzwi ale nikogo nie było. Zamknąłem je i obróciłem się. Przede mną stała Zefrina. Miała na sobie skromna bieliznę. Podeszła I zaczęła rozpinać mi koszule.
- To nie będzie ci już potrzebne.-wyszeptała.
***
Obudziłem się dość wcześnie. Obok mnie leżała elfka. Tak nie winie spala. Poczułem ze przytula się do mojego torsu. Objąłem ja I zamknąłem oczy.
***
- Szkoda ze musisz już iść.- pogładziłem Zefrine po nagim ramieniu. Zachichotała I ubrała wydekoltowana bluzkę.
- Taka praca.- uśmiechnęła się tak pięknie jak potrafią tylko elfy.
-Może znów Cie porwę.-wyszeptałem do jej ucha.
- Na pewno nie będę się nudzić- wymruczała i pocałowała mnie.
Był to bardzo słodki pocałunek.
-Pa- powiedziała i wyszła z pokoju.
Nie upłynęły 2 minuty a usłyszałem przeraźliwy pisk w głowię.
To Zefrina chciała bym tylko ja usłyszał jej wezwanie. Szybko naciągnięciem spodnie I wybiegłem z pokoju. Kawałek dalej na podłodze leżała moja nie doszła ofiara-Alice. Podbiegłem i sprawdziłem puls. Żyła. Przyłożyłem rękę do jej czole. Parzyło, ale co dziwne tylko czoło było gorące. Taki stan mogła wywołać jedynie bardzo silna energia.
Wziąłem dziewczynę na ręce.
-Dziękuję za wezwanie-zwróciłem się do Zefriny. Elfka stała przestraszona.-Ona żyje-zapewniłem.
Ruszyłem w stronę pokoju. Położyłem dziewczynę na łóżku I ściągnąłem jej nie potrzebne rzeczy. Im mniej krepujących ciało ubrań tym lepiej dla niej.
Zostawiłem tylko majtki I bluzkę. Przykryłem ja delikatnie kocem. Nie ubrałem nic po za spodniami ale mimo to nie było mi zimno. Delikatnie usiadłem na skraju łóżka.
Zamyśliłem się. Dziewczyna prawdo podobnie nie będzie nic pamiętać z wieczora. A przynajmniej z ataku, bo przypuszczam ze dobrowolnie nie dała by sobie tego zrobić....

<Alice?>

Od ALice CD Fausta
Oparłam się głową o drzwi.
-Powiedz mi czemu mnie używasz jako marionetkę?
-Zostałaś wybrana-Głos w mojej głowie był chole*nie głośny jak i zarówno przerażający, Po chwili ujawniła mi się sylwetka tego potwora.
-Nie chcę tak dłużej -Uderzyłam pięścią w drzwi. Slyszałam śmiech, który coraz bardziej się nasilał. -Możesz zamknąć ten swój chole*ny ryj! -Po moich policzkach spływały obfite łzy. -Mam to wszystko głęboko w dup*e. Możesz mnie uśmiercić, chcę być wolna od tego paktu! -Darłam się na całe gardło.
-Wiesz że to nie ma sensu? -Głos w mojej głowie brzmiał tak przekonująco....Ale ja nie mogłam się mu oprzeć! Śmiech był coraz głośniejszy.
-To ma sens! -Zamknęłam powieki i zagryzłam wargi.-Nie rozumiem co Ciebie tak śmieszy?!
-Oh ty słoneczko!-Zgrzytałam zębami ze złości.
-P*EPRZ SIĘ!
-Kochanienka...
-Wyrzekam się Ciebie! -Śmiech ustał....Nastałą cisza..Słyszałam tylko jak łkam.... Kiedy otworzyłam oczy nie widziałam tego chole*stwa , tylko drzwi o które się opierałam.-Gdzie ja jestem? -Widziałam jak przez mgłę.
<Faust?>

Od Fausta CD Alice
- No właśnie złotko.- uśmiechnąłem się złośliwie. - Widać moc cię opuściła, wybacz.- podszedłem do Zefriny i wziąłem ją pod ramie.
Jej policzek krwawił, ale dotknąłem go ręką i demonstracyjne wyleczyłem elfkę.
Ruszyłem do baru, żeby zamówić pokój.
- Stój!- krzyknęła Alice.- Nie skończyliśmy!
Nie przejąłem się jej krzykami i bezczelnie wystawiłem ponad głową środkowy palec.
Uśmiechnąłem się do barmana.

***

Po chwili byliśmy w pokoju.
- Zaraz przyjdę Fau- wyszeptała elfka i poszła do łazienki.
Uśmiechnąłem się na samą myśl.
Usłyszałem pukanie do drzwi.
- Jeśli to znowu ty to osobiście zrobię ci krzywdę.- zły ruszyłem do drzwi.

<Alice?>

Od Alice CD Faust
Jak na taką su*e jesteś chole*nie uparta -Zaśmiałam się-Wraz ze swoim braciszkiem. -Wtrąciłam.-Mówiłam że to jest moja ludzka forma, dlatego mam ten chole*ny wypalony znak na ciele! -Krzyknęłam.
-Dobra uspokój się już.-Mężczyzna odpowiedział spokojnie.
-Człowieku zrozum nie będę spokojna, póki nie pójdziesz ze mną porozmawiać. Do jasnej ku*wy no! -Wręcz zgrzytałam już zębami ze złości.
-Powiedz mi czego ty chcesz?!-Spojrzałam na elfkę, po czym na jego siostrzyczkę.
-Jak myślisz? Chcę śmierci tego gnoja który zlecił Ci mnie zabić!
-Czemu tego sama nie zrobisz skoro jesteś Szatanem?! -Darł się razem ze mną.
<Faust? >

Od Lirael Cd Faust i Alice
-Witaj Lirael - przywitał się ze mną.
Zauważyłam jakąś dziewczynie w bieliźnie i drugą siedzącą przy stoliku.
-Czemu mnie wzywasz? - zapytałam zrzucając z głowy kaptur bluzy.
Mentalnie wyjaśnił mi wszystko co chciałam wiedzieć. Zaśmiałam się ponuro.
-Serio? - zapytałam. - Myślisz, że jesteś samym Szatanem? Gdybyś nim była każdy napotkane demon by ci się kłaniał, a tego nie robią. Jesteś tylko jego naczyniem, którym i tak już się znudził, może ci zostawił trochę mocy... ale nawet pełna jego moc nie dorównuje mojej boskiej. On jest tylko upadłym aniołem, a aniołowie to słudzy bogów. A teraz lepiej idź i ochłoń - powiedziałam przerażająco spokojnym głosem.

Alice?

Od Fausta CD Alice
-Po słuchaj mnie.- siliłem się na spokój.- wyjdź z tego lokalu i wróć jak się uspokoisz. Chce spędzić miły wieczór z Zefriną.
-Nie, MAMY POROZMAWIAĆ.- krzyczała i znów wystrzeliła serie w sufit.
- Posłuchaj mnie dziecko- wstałem i podszedłem do niej. - Ten znak- dotknąłem wypalonego miejsca- nie jest od urodzenia, prawda?- uniosłem brew.- Moja siostra i ja jesteśmy dziećmi boga Arwana. Chyba wiesz kim on jest.
- Jak możesz zarzucać mi kłamstwo! Pokaż mi dowód!-  strzepnęła moją dłoń.
Uśmiechnąłem się.
- Lirael choć to na chwilkę.- powiedziałem w przestrzeń.
A po chwili obok mnie stała Lira we własnej osobie.
- Siemasz braciszku.- przywitała się.

<Lira ? Udownodnijmy jej nasz rodowód >

Od ALice CD Fausta

-TERAZ -Krzyknęłam, zza płaszcza wyciągnęłam strzelbę.
-Kochanienka...-Mężczyzna pochylił się nad stolikiem i zaśmiał się. -Twoja broń tu do nieczego się nie nadaje....Nie działa w tym świecie. -Elfka zaśmiała się i przytuliła do Fausta.
-Czyżby ? -Uniosłam broń do góry i strzliłam raz. Ogłuszający dźwięk wystrzeliwanego naboju, zagłuszył huk panujący na sali.  Mężczyzna zdziwił się wielce.
-Jak? -Wyszeptał
-A więc mogę Cię prosić na słówko? -Spojrzałam na niego z pogardą.
-Ale Zefira idzie z nami.-Wskazał na elfkę.
-Ta su*a tu zostaje.Albo jej łeb odstrzelę.-Wycedziłam przez zęby. Gotowało mnie od środka.
-Ej. Tylko bez takich .-Elfka Naburmuszyła się, lecz można było dostrzec że boi się tej całej sytuacji.
-Zamknij się dzi*ko -Krzyknęłam po czym strzeliłam, pocisk lekko zarysował jej policzek.
-Przestań!-Krzyknął mężczyzna.Walnęłam otwartą dłonią o stół. -Z samym szatanem się nie zadziera...słonko -Wycedziłam rozbawiona. Moje oczy nabrały złotego kolor. Błyszczały w świetle starych lamp. Źrenice zwężyły się.
-Co? Kim ty do chole*y jesteś?-Zaśmiałąm się.
-Satan we własnej osobie. -Zrzuciłam płaszcz, po czym zdjęłam bluzkę, którą cisnęłam w ziemię. Moje piersi byly owinięte w bandaż. . Wskazałam palcem na gwaizdę w okręgu wypaloną na żebrach. -Teraz widzisz? -Wyciągnęłam fajkę, którą zapaliłam i zaciągnęłam się porządnie. -To jest moja ludzka forma -Zaśmiałam się.
<Faust? O czym to chciałeś pogadać? >


Od Fausta CD Alice
Spokojnie piłem wino.  Było gorzkie a takie lubiłem najbardziej. Patrzyłem na sale, tulu ludzi. Nie konieczne normalnych wyglądem. Naprawdę przeniosłem nas do oddalonej od miast starej wsi, miasteczka....
Tu było więcej istot nie ludzkich... Tak jak gnomy, krasnoludy itp ale nie chciałem mówić o tym Alice.
To bardzo dziwne miejsce.
Kiedy byłem przy drugiej butelce, podeszła do mnie elfka, a była to piękna kobieta. Miała bujne blond włosy. Krótką, gorsetowa sukienkę która podkreślała jej biust.
- Cześć  Faust.- wyszeptała mi do ucha. - dawno cie u nas nie było.
Kobieta przyssała się do mojego policzka.
- Praca Zefrino, praca- odpowiedziałem wzdychając. - Masz coś na wieczór- zapytałem juz innym tonem.
Blondynka uśmiechnęła się uroczo .
- Oczywiście że nie. Dla ciebie wszystko.- nachyliła się i pocałowała mnie w usta.
W tym momencie do knajpy weszła Alice. Była zła, ale nie zadziwiłem się. Podeszła do mojego stolika. Zefrina nie przyjęła się tym i przytuliła się do mnie.
- Musimy pogadać- powiedziała Alice i oparła się o stół.
- Nie. Może innym razem.- powiedziałem lekceważąco i pocałowałem elfkę, długo i demonstracyjnie.
- Mamy do pogadania.- upierała się dziewczyna.
- Nie widzisz że jestem zajęty?- powiedziałem i wróciłem do przerwanej czynności.

<Alice?>


Od Alice CD Fausta

-Ty gnoju! -Krzyczałam. Mężczyzna wku*wił mnie i to nie byle jak. Usiadłam na ziemi pod najbliższym drzewem i spojrzałam zapłakana przed siebie. -Czemu to zawsze mnie musi spotykać? -Wycedziłam przez zęby. Mam tego wszystkiego cholernie dosyć. Zamiast łez sączyła się drobnymi kroplami krew.-Zaczyna się.....-Westchnęłam, po czym przetarłam oczy.
<Faust? Zdziałasz coś?>



Od Fausta CD A lice
- Co tu dużo opowiadać....- pomyślałem przez chwilę. - Miałem cię zabić na zlecenie pewneo bogatego kupca, nie mogę wyjawić ci jego nazwiska. Dostałem twoje zdjęcie, namiary, wszystko co było mi potrzebne. Potem tylko zainstalowałem nadajnik w twoim płaszczu.- uśmiechnąłem się pod nosem
- Kiedy?!- była zaskoczona, zaczęła oglądać swój płaszcz.
- Kiedy byłaś w kawiarni- odpowiedziałem na jej pytanie-  Potem były tylko formalności. - zastanowiłem się - Nie myśl że mówię to każdej ofierze- ostatnie słowo zaakcentowałem- nie każdą też puszczam wolno, ale ty i tak nie powiesz o tym nikomu, nie wydostaniesz się z tego miejsca. Jest zaklęte.
- Uwięziłeś mnie we wcześniejszej epoce i to dużo wcześniejszej.- mówiła z wyrzutem, prawie krzyczała.
- Uspokój się kotku- mój głos znowu był przesłodzony, obróciłem się i poszedłem do najbliższej karczmy. W środku było parno, z kierowałem się do stolika w koncie sali. Po drodze zamówiłem butelki 3 wina, miałem zamiar się dzisiaj upić.


Od Alice CD Faust
Wydęłam wargi znudzona tą sytuacją.-Powiedz mi proszę....Kto Ci zlecił mnie zabić?-Byłam już poważna. Moja mina mówiła sama za siebie. Wyrzuciłam jeszcze palącą się fajkę, po czym podeszłam do niego i spojrzałam mu w oczy.
-To nie Twój interes.-Wycedził
-Owszem mój...Jestem w to zamieszana.-oznajmiłam, po chwili odgarnęłam włosy, było mi gorąco w płaszczu, więc go zdjęłam. Każdy mężczyzna mi ulegał. Moje obfite piersi przyciągały uwagę....Ale nie dla niego....Czemu? Miałam bluzkę z krótkim rękawem, ręce miałąm wytatuowane i odziwo dość umięśnione, lecz z licznymi siniakami i ranami.
-Co Ci?
-Nic? -Spojrzałam na niego, po czym skrzyżowałam ręce na piersi.- No to czekam. -Kto Ci zlecił mnie zabić?- Mężczyzna milczał...lecz po chwili zaczął opowiadać.
<Faust?>



Od Faust CD Alice
- Naprawdę jesteś tak głupia czy tylko udajesz? - zapytałem.
Dziewczyna skrzywiła się. Nie rozumiałęm jej. Dawałaem życie, a ona..... Pokręciłęm głową.
- Nie chce cię zabić.- powiedziałem dobitnie - Daje ci wolność i życie. W zamian oczekuje poświęcenia. Chce żebyś opóściła rodzinne miasto. Tylko tyle.
Zobaczyłem jak bierze kolejnego papierosa. Zaciągała się i wypuszczała krążki.
- Żądasz zbyt wiele.- nadal zaciągała się.
- Jeśli nie potrafisz zrobić tego z własnej woli... To zrobię to za ciebie- podszedłem do niej. Złapałem jej rękę i przytrzymałem tak żeby nie mogła uciec. Wyszeptałem krótką formołe.
Po kilku sekundach znaleźliśmy się w jakiejś wiosce. Nikt secjalnie nie zwrócił na nas uwagi.
Tutaj była wiosna. Ściągnąłem płaszcz.
- Skoro nie chciałaś opuścić Moskwy sama to zrobiłem to za ciebie.- uśmiechnąłem się.- A i jeszcze jedno, to jest inny wymiar, twoja broń palna nie działa.- moja mina zrobiła się iście szatańska.

<Alice?>



Od Alice CD Faust
-Chyba Cię zdrowo pojeba*o -Zaśmiałam się.-Mam opuścić swoje rodzinne miasto? -Wyszczerzyłam się , po czym siadłam na fotelu i zapaliłam fajkę. Założyłam nogę na nogę. Zaciągnęłam się porządnie.
-Chcesz mogę Cię zabić.
-Śmiało -Wypuściłam dym,który uformował się w okrąg. Mężczyzna wyciągnął broń i wycelował. - Chociaż tego nie radzę -Puściła mu oczko.-Powiedz mi jedno....DO czego ty dążysz? hmm? -Skończyłam palić, po czym wyrzuciłam peta.
<Faust?>


Od Fausta CD Alice
Co ona sobie wyobraża?!. Moje myśli były daleko od zrozumienia. Odepchnąłem dziewczynę. Upadła.
- Mnie w ten sposób nie przekupisz!- moje słowa były ostre.
Nie odezwała się. Rozcierała sobie miejsce na które upadła.
- Nie mam ochoty zabijać cię. Zrobimy tak. Ja dam ci godzinę na opuszczenie tego miasta. - mówiłem spokojnie, ale twardo.- Masz się tu więcej nie pokazywać. Rozumiesz?
- A jeśli nie wyjadę?- zapytała hardo i wstała.
- Jeśli nie.... To znajdę cię i zabije. Naprawdę ZABIJĘ.- widziałem jak jej twarz robi się coraz mniej twarda ale nie trwało to długo. - Rozumiemy się kotku?- mój głos znów stał się słodki, za słodki.
Nie odpowiedziała. Nawet nie ruszyła się z miejsca.
- Daję ci wolność i życie. Ale masz godzinę.- powiedziałem bo nadal stała- Czas ucieka.

<Alice?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz