sobota, 4 maja 2024

Skyren

Od Sky'a CD Viveren
*Miesiąc później*
Viveren już była całkowicie gotowa, by móc wieść samodzielne życie, znaczy nie do końca samodzielne, bo miała swojego narzeczonego. Stałem spakowany przy drzwiach i czekałem na Monę. Zeszła po chwili z Viveren. Opiekunka przytuliła mnie i powiedziała:
- Przyjeżdżaj co jakiś czas, nie zostawiaj mnie na kolejne dziesięć lat, zrozumiano?
- Tak, Mona. Przyjadę na święta, okej?
Kiwnęła głową. Podszedłem do Viveren, przez ten czas tak ją odseparowałem od siebie, że mogłem sobie pozwolić na jedno przytulenie. Przytuliłem ją więc i powiedziałem:
- To żegnaj Viveren. Miło było ciebie znać. - Odsunąłem się i spojrzałem w jej oczy - Troszcz się o swojego przyszłego męża.
Założyłem skórzaną kurtkę i wyszedłem z budynku. Wsiadłem do swojego samochodu, włączyłem radio, z którego poleciała piosenka Metallic'i. Odetchnąłem głęboko, odczuwając już spokój, że się poddam i będę chciał wrócić do Viveren. Zapaliłem samochód i ruszyłem w stronę swojego domu. Kill i White spali obok na siedzeniu...
***
Umówiłem się z Joey'em na mieście. Poszliśmy do kawiarni i gdy wchodziliśmy, River wychodziła. Przywitaliśmy się jednocześnie. Zaśmiałem się i zaproponowałem:
- Może napijesz się z nami kawy, lub herbaty?
Dziewczyna zastanowiła się, lecz po chwili kiwnęła głową. Dopiero gdy ściągnęła czapkę zauważyłem, że ma przefarbowane włosy na brąz. Ładnie wyglądała...

https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/2a/b1/80/2ab180efb6e512aa8927d27b48336a7c.jpg

***
Długo rozmawialiśmy, Joe zwiał, tłumacząc się, że Leoś go potrzebuje. River powiedziała:
- Sky, muszę już iść do domu... Muszę kota nakarmić i pouczyć się na studia.
- Mogę ciebie odprowadzić? I tak nie mam co robić, więc się przejdę.
- No... Okej.
Podczas rozmowy w kawiarni dowiedziałem się, że dziewczyna nie ma 17-stu lat tylko 24, że jest zwykłym człowiekiem, ale siedzi dużo w bibliotece i wszyscy mówią, że czuć od niej starość i doświadczenie. Po pewnym czasie rozmowy o muzyce i filmach znalazłem się pod jej mieszkaniem. Również dom w kamienicy, lecz większej niż moja. Pożegnałem się, lecz coś kazało mi ją pocałować. Złapałem ją za dłoń i pocałowałem delikatnie.

http://cs627117.vk.me/v627117173/970f/CVV4Ag5Mx34.jpg

Splotła ze mną palce, a po chwili się odsunęła. Nos jej się zaczerwienił i powiedziała:
- To był dobry wieczór... Nawet bardzo.
Zaczęła po woli wchodzić po schodach, a ja powiedziałem:
- Też tak uważam, River.- Uśmiechnąłem się lekko.
Gdy wróciłem do domu, wziąłem kąpiel, przebrałem się w piżamę i położyłem się na łóżku, rozmyślając o River...



< Viveren? I jak tam życie z Sebastianem? >



Od Sky'a CD Viveren
Nad ranem, około 3 usłyszałem swój dzwonek w telefonie. Odebrałem i zapytałem:
- Hallo? Słucham?
- Sky, tutaj River. Możesz do mnie przyjechać? Ktoś się włamał, a ja tutaj nikogo nie znam, oprócz ciebie.
- Dobra, zaraz będę. - Rozłączyłem się i westchnąłem. Przebrałem szybko spodnie i ruszyłem swoim samochodem pod dom River. Zdałem sobie sprawę, że teraz cały czas używam samochodu, kiedyś nie było takiej potrzeby. Na rozbudzenie się dostałem atak głośnej muzyki w samochodzie. Pomyślałem sobie, że kto jest takim idiotą, by tak głośno słychać muzyki, ale po chwili zdałem sobie sprawę, że to ja. Zgadzałem się z tym, że jestem idiotą. Ruszyłem szybko pod dom dziewczyny.
***
Wszedłem do środka i zobaczyłem jak jakiś mężczyzna w kominiarce leży na ziemi, a nad nim stoi River z kijem baseballowym. Zaśmiałem się cicho i podszedłem do niej, unikając pułapek z rzeczy brunetki. Zapytałem, stojąc koło niej:
- Dzwoniłaś już po policję? - Kiwnęła głową. - Dobrze. Jak się czujesz, wszystko w porządku?
- Tak. - Uśmiechnęła się.
- Nieźle go załatwiłaś. Piątka.- Wystawiłem rękę przed siebie, a ona przybiła.
Gdy policja przyjechała, brunetka opowiedziała wszystko co się zdarzyło. Policjant powiedział:
- Dobrze. Dziękuję za wszelkie informacje. Wolelibyśmy, by pani nie zostawała tutaj na noc, może się pani przespać na posterunku, mamy...
- Nie trzeba, ja się nią zajmę. Mam w pokoju osobny pokój. - Wtrąciłem się, a River spojrzała na mnie zdziwiona. Mężczyzna kiwnął głową.
River poszła po swojego kota. Wszyliśmy, a ja wskazałem jej mój samochód. Gdy wsiedliśmy do środka, powiedziała:
- Dzięki...
Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się lekko. Powiedziałem:
- Nie ma za co...
***
Po pewnym czasie byliśmy u mnie. Ja przygotowywałem coś do jedzenia i picia, a brunetka poszła się przywitać z kotami. Postawiłem wszystko na stoliku kawowym i ruszyłem w stronę telewizora. Po chwili zjawiła się River i przeskoczyła przez oparcie kanapy, lądując na niej. Zapytałem:
- Co chcesz oglądać? Mam "Gdzie jest Nemo", "Zakonnicę w przebraniu", "Edwarda Nożycorękiego", "Szcz..."
- Edwarda!- Przerwała mi, ale po chwili się zarumieniła, prawdopodobnie ze wstydu.- Uwielbiam ten film.
- Ja też. - Uśmiechnąłem się lekko. Zasiadłem koło dziewczyny. Zaczęliśmy oglądać, później pod koniec rozmawiać. Potem zaczęliśmy się wygłupiać, aż skończyliśmy na ziemi, okrążeni kawałkami ciastek i popcornu. Pocałowałem ją delikatnie, a ona mnie niepewnie przyciągnęła do siebie...
*Dwa tygodnie później*
Wyjechałem z River, bo miała praktyki związane ze swoimi studiami, czyli medycyną. Gdybym nie pojechał nie widzielibyśmy się przez kilka miesięcy. Okazało się, że ona sobie wszystko przypomniała, gdy wyjechała z miasta wampirów, co po części można było przewidzieć. Niestety i tak byliśmy zdani na jednotygodniowe rozstanie, bo szpital był zamknięty dla osób, które nie są lekarzami, praktykantami, pacjentami, czy osobami z rodziny pacjenta. Żartowałem, że się specjalnie pochoruję, bym mógł tam być i się z nią widywać. Było już ciemno, a ja wracałem z księgarni częścią handlową tego miasta do hotelu. 

http://www.sicario.tv/wp-content/uploads/2015/08/20130713-uchoutenkazoku01-31.jpg
<W miarę coś takiego>

Zaczęło mnie zastanawiać, czy Joe radzi sobie z kotami. Zaśmiałem się cicho, gdy sobie to wyobraziłem. Po pewnym czasie, po tym jak przystanąłem przy występie jakiegoś grajka, zaczęło mnie zastanawiać co słychać u Viveren. Zdziwił mnie ten fakt, bo przez całe dwa tygodnie o tym w ogóle nie myślałem, ale potem zdałem sobie sprawę, że zajmowałem się czymś, a raczej kimś innym. Nie mieszkałem z River, oboje tego nie chcieliśmy, ale za to spędzałem z nią dużo czasu. Miałem wrażenie, że Viveren pojawiła się między ludźmi, ale pomyślałem sobie, że to przecież nie możliwe. Ruszyłem dalej, jednak poczułem jej zapach blisko siebie, a po chwili usłyszałem jej głos za sobą:
- Cześć Sky.
Odwróciłem się w jej stronę i zmarszczyłem brwi ze zdziwienia. Podszedłem do niej i zapytałem:
- Co tu robisz? 
- Miałam spytać o to samo. Jestem na wieczorze panieńskim... No tylko, że ja jestem jedyną dziewczyną. Ryan, Jeff i Liu zatrzymali się przy "wystawie" z praktycznie nagą dziewczyną za szybą.- Stanąłem na palcach i po chwili ich zobaczyłem. Zaśmiałem się cicho. - A ty? Co tu robisz?
- Ja?- Spojrzałem na nią. - Przyjechałem tu z kimś, niestety jest na praktykach... Właśnie Viveren, może skoczymy się napić czegoś. Ty wybierasz, ja się dostosuję...



< Viveren? >


Od Sky'a CD Viveren (Wojna)
Ocknąłem się, nie wiedząc gdzie jestem. Spojrzałem na dziewczynę i uśmiechnąłem się lekko, mówiąc:
- Viveren...
Spojrzała na mnie, a ja ją przytuliłem. Wciągnąłem zapach jej włosów i szepnąłem:
- A ja myślałem, że od początku kocham cię jak wariat i nie dam rady bez ciebie, faktycznie nie dawałem...
Odsunąłem się i spojrzałem na Wojnę, zauważyłem, że ma łzy w oczach, dlatego ją pocałowałem. Po chwili dziewczyna spojrzała w moje oczy i bardzo się zdziwiła, ja wyciągnąłem telefon i spojrzałem na szybkę, miałem czerwone oczy. Nie wiedziałem dlaczego. Spojrzałem na Viv i powiedziałem skruszony:
- Przepraszam za to co powiedziałem, naprawdę nie wiedziałem co było wtedy między nami...



< Wojno? Mogę z powrotem pisać Viveren ^^ >


Od Sky'a CD Viveren (Wojna)
Przyciągnąłem dziewczynę bliżej siebie, przytulając ją w talii. Wykorzystałem moment jej nieuwagi i przewróciłem ją na plecy. Szepnąłem:
- Nie mów mi, że jesteś miękka. Przeżyłaś tyle wieków, a ja mam dość swoich dwudziestu siedmiu lat. Kilka łez nie sprawia, że jesteś miękką lalunią. Prędzej ja nią jestem...
Nachyliłem się i pocałowałem ją. Później złożyłem pocałunek na jej szyi i usiadłem obok, zaczesując włosy do tyłu. Nie byłem pewny czy mogę sobie pozwolić na więcej, a raczej nie wypadało pytać. Pomyślałem sobie, że co się może stać, najwyżej dostanę w papę i tyle. Spojrzałem na Wojnę i zapytałem:
- Wojno, możemy się ze sobą przespać, teraz?



< Wojno? Bezpośredni Sky part 2 xD >


Od Shu CD Victoria
Spojrzałem na nią i powiedziałem:
- Jest całkiem przyjazna i miła. Nawet udało mi się ją znieść.
Złapałem Victorię za dłoń i zaciągnąłem ją w jakiś pusty i cichy zakątek, o co było trudno podczas wesela. Zapytałem, gdy znaleźliśmy odpowiednie miejsce:
- Victorio, to jest jedyne moje niedociągnięcie. Doskonale wiem, że jest dziwny zwyczaj, że po weselu małżeństwo spędza razem noc, więc moim pytaniem jest to czy chcesz wypełnić tą tradycję.



< Victorio? Nie umiem pisać Shu T^T >



Od Shu CD Victoria
Kiwnąłem głową i pocałowałem ją. Rozpiąłem suknię dziewczyny i pomyślałem sobie, że treningi dały dobre wyniki. Ściągnąłem swoje ubranie, a Victoria odwróciła się w moją stronę. Położyłem ją ostrożnie na łóżku i zawisłem nad nią. Powiedziałem:
- Powiedz, jeśli będzie za mocno. Czasami nie panuję nad siłą.
Kiwnęła głową, a ja nachyliłem się i zacząłem całować jej szyję. Ona cicho westchnęła prawdopodobnie ze zdziwienia. Zszedłem niżej, na brzuch. Ściągnąłem jej bieliznę i przejechałem językiem między kośćmi miedniczymi. Ona jęknęła cicho. Wykorzystałem jeszcze kilka trików i...



< Vic? Nie dałam rady więcej opisać xD T^T Chyba całe szczęście dla mojego mózgu xD >


Od Shu CD Victoria
Ocknąłem się rankiem, tuląc kota. Westchnąłem cicho i wypuściłem go z objęć. Po chwili do pomieszczenia wszedł Clark z kawą i listem. Powiedziałem:
- Nakarm kota i wyczesz go, zrób to delikatnie... Od kogo list?
Usiadłem na kanapie i spojrzałem w stronę lokaja.
- Od hrabi Vlada Nightwish'a.
Podał mi list, a ja zacząłem czytać list, pytając cicho:
- Czego chce ten zapyziały dziad?
- A ty wciąż go nie znosisz, Shu?
Kiwnąłem głową i syknąłem wkurzony. Zgniotłem list i rzuciłem nim w ścianę. Służący zapytał:
- Chce żebyś przyjechał?
- Tak - Warknąłem.
- Masz wziąć małżonkę?
- Napisał, że tak, ale ja wiem co on robi płci żeńskiej, nawet dziewczynkom. Nie wezmę jej tam - Spojrzałem na niego. - Nie ma takiej opcji. Już coś wymyśliłem.
Kiwnął głową i wziął kota na ręce. Ruszyłem szybkim krokiem do swojego pokoju. Zacząłem się pakować, czym obudziłem Victorię. Zapytała zaspanym głosem:
- Co się dzieje, Shu?
- Muszę wyjechać. Nie będzie mnie przez tydzień lub więcej.


< Vic? Taaak, bez pomysłu xD >



FORMKI

BANER

Proszę o stworzenie banera na bloga. Z góry dziękuje za wykonanie pracy.
Dziękujemy jeszcze raz za baner!


PARTNERZY

Można zgłaszać tutaj swoje blogi, wraz z banerem. Wtedy dokonamy wymiany banerów. 
Osoby chętne mogą pisać na priv do: NowaAtlantyda [hw]; hakkiko0@gmail.com


The Caste Game






ŚRUBKI I TRYBIKI





Nowa administracja: Hakkiko0  i Red Riding Hood

Jak widać Czystka dobiegła końca. Można wysyłać mi nowe formularze na howrse: Hakkiko0 oraz NowaAtlantyda W formularzu i w innych kartach również zachodzą zmiany. Jeśli ktoś chce swoje opowiadania i postacie proszę zajrzeć TU . Renowacja bloga powinna zająć kilka dni.
A i dołączyła do nas nowa adminka Red Riding Hood.




~Hakkiko0





Cześć!

Robię czystkę na blogu z postaciami, kto się nie zgłosi usuwam jego postacie! Nieodwołalnie, chyba, że ktoś wyśle mi nową postać to wtedy może. Tematyka bloga raczej zostanie, ale przemyślę to. Proszę by pozostałe adminki się zgłosiły, jeśli nie zrobią tego do 20 listopada usuwam również i je. Dlaczego to robię? Bo żadna z nich nie zagląda na bloga, tylko ja tutaj zaglądam. Mam już dość tego, więc chcę klarownie wiedzieć, czy zostają czy nie,  jednak wątpię by zostały. Ogłaszam nowe życie dla tego bloga, bo mam do niego sentyment, więc go nie usunę.





~Hakkiko

Alex Smith



 

Motto: "Nie jest ważne w życiu żeby nie upaść, ale żeby wstać po każdym upadku ."

Imię i nazwisko: Alex Smith
Pseudonim: Ax, Axel, Rubin.
Płeć : Kobieta
Wiek : 18 lat
Rasa : Hybryda elfa z magiem ognia
Charakter : Na początku Alex nie wyróżniała się z tłumu, była tak zwaną cichą myszką. Robiła wszystko, by nie zwracano na nią uwagi, lecz nie było to spowodowane nieśmiałością tylko niechęcią do różnych osób oraz tym,  że nie chciała mieć żadnych problemów. Wystarczyli jej tylko najbliżsi. Później stała się odważniejsza i bardziej bezpośrednia. Nie jest przy tym wredna i chamska, ale to zależy od osoby. Rzadko dotykają ją ataki nostalgii, zwykle jest zadowolona, lub wkurzona na świat. Nie przeraża ją śmierć, jest bardziej niej ciekawa, a najbardziej tego co jest po śmierci. Nie prowadzi dziewczyną ślepy honor, czy furia, w walce jest opanowana, jednak nie zawsze.
GłosAgainst The Current (Chrissy Costanza)
Wygląd : Alex jest wysoką dziewczyną, bardzo często zdarza się, że przerasta większość mężczyzn. Jest bardzo chuda, mimo starań, by to zmienić. Ma bladą skórę, skóra czasem z wyglądu może przypominać porcelanę. Włosy są koloru rubinu; są takie naturalnie, bez farbowania, sięgają za łopatki i nie można z nimi nic zrobić. Ani obciąć, ani zmienić koloru włosów, dlatego często nosi różne koki. Jej oczy są duże i wyrażają barwę jej uczuć, niektóre różnią się od zaklasyfikowanych kolorów odczuć (zieleń normalnie oznacza nadzieję, czerwień złość itd.). Usta są barwy wiśni. 
Orientacja : Biseksualna, lecz spogląda częściej na mężczyzn (jeśli jest na co popatrzeć) 
Partner : Haha, to żart, prawda? Nigdy nie miała, jakoś... Nie ciągnie jej do tego.
Nałóg : Zdecydowanie czekolada i herbata, ma fioła na punkcie tego. Jeśli to można nazwać nałogiem to spanie i leniuchowanie.
Zainteresowania : Muzyka, głównie rock, metal i różne odmiany, broń, świat nadnaturalny i nauka (działanie fizyki, chemii itd.)
Umiejętności:


  • Panowanie nad ogniem
  • Samoobrona (sztuki walki, taekwondo itd.)
  • Granie na gitarze
  • Jazda na motorze

Broń: Łuk, miecz, dwa sztylety, jednak woli swoje ozdobne nożyczki, które używane są jako rzutki. Ma także parę większych nożyc, którymi potrafi obciąć rękę, nogę, czy tym podobne. Posiada również zatrutą szpilkę do włosów. Posługuje się sztukami walki, odrobiną magii oraz mocą panowania nad ogniem. 
Rodzina: Posiada tylko matkę, jest jedynaczką. Ojciec zginął na wojnie. Uważa Toma za brata, oczywiście, że czasem go walnie, jak to wśród rodzeństwa już jest.
Towarzysz : Posiada sporo zwierzaków; owczarka niemieckiego, Herę; kota Haru oraz parę szczurków.
Miejsce Zamieszkania : Mieszka wraz z matką, choć często wybywa z domu na jakiś czas.
Historia: Alex do trzeciego roku życia mieszkała w osadzie elfów, żaden człowiek nie miał tam wstępu. Później jednak osadę zniszczono i matka musiała uciekać wraz z dwójką dzieci, czyli z Ax i Tomem. Po drodze matka Alex znalazła opiekunkę Toma. Później za klimatyzowali się w mieście ludzi i tak już zostało...
Inne Informacje: /\/\/\/\/\/\/\
Inne Zdjęcia








Autor: Hakkiko0, hakkiko0@gmail.com








Ray South





Motto: "Nawet w tłumie można być samotnym."
Imię i nazwisko: Ray South
Pseudonim: Raymond, Rayczak
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 20 lat
Rasa: Anioł (To skomplikowane)
Charakter: Zazwyczaj spokojny chłopak, próbujący schować swoje uczucia za barierą. Zwykle przybiera maskę, zwykle okazuje tylko radość, zadowolenie, rozbawienie, innych nie szczególnie. Woli zrobić wszystko sam, nie lubi gdy ktoś chce zrobić coś za niego.
GłosMayday Parade - Anywhere But Here
Wygląd: Ray to wysoki chłopak, bardzo chudy chłopak z lekko zarysowaną klatką piersiową i z mięśniami brzucha. Ma bladą skórę, lecz z lekkim odcieniem brzoskwini. Ma nigdy nie uczesane włosy koloru blondu. Oczy są barwy fioletowej, choć czasem przybierają lekko czerwony odcień. Ma kilka podstawowych blizn, na przykład od jazdy na rowerze na kolanie itd. Ma białe skrzydła o dużej rozpiętość.
Orientacja: Heteroseksualny
Partner: O dziwo jest - Lucifera.
Nałóg: Słodycze, kakao.
Zainteresowania: Raczej nic specjalnego; muzyka, jedzenie... Technologia, technika.
Umiejętności
  • Wysuwanie i chowanie skrzydeł
  • Skoro posiada skrzydła to potrafi latać
  • Dobrze walczy, potrafi się obronić.
  • Potrafi gotować


Rodzina: Matka Marykate, ojciec Harry, babcia Luna, adoptowana córeczka Emma, narzeczona Lucifera oraz teściowa (xD).
Towarzysz: Kot Kleszczyk.
Miejsce Zamieszkania: Dom rodziców.
Historia: Ray od zawsze był zwykłym chłopakiem, który nie był zbyt popularny i całkiem go to cieszyło. Pewnego dnia śmierć była mu i jego rodzinie pisana, lecz Shimigami o imieniu Lucifera uratowała go od tego. Później podróżował z nią, aż zrodziło się coś więcej niż tylko znajomość i przyjaźń. Później okazało się, że jest aniołem i od tego momentu był szkolony, by zostać prawowitym aniołem.
Inne Informacje: :3

Inne zdjęcia:


























Autor: Hakkiko0, hakkiko0@gmail.com



Sky Firn

Motto
"Everybody wants to go to Heaven 
But nobody wants to die"

"Let's play a game of Russian roulette,
I'll load the gun, you place the bets.
Tell me, who will make it out alive."

"Don't say I'm better off dead
'Cus heaven's full and hell won't have me"

Imię i nazwisko: Sky Firn
Pseudonim: Blue, Firn.
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 27 lat (starzeje się inaczej, jego kondycja i wygląd wskazują na 20 lat, zatrzyma się na tym wyglądzie)
Rasa: Wampir z magiem
Charakter: Jego charakteru nie można 
określić jednym słowem. Zawsze zaskakuje swoim zachowaniem. Bardzo często nie wiadomo czy żartuje, czy mówi szczerze. Ma też charakter pełen przeciwieństw. Z jednej strony jest lekkoduszny, ale nie podejmuje pochopnych decyzji i bierze odpowiedzialność za to co powiedział czy zrobił. Zwykle jest arogancki, ale jest też miły i uprzejmy, chyba, że ktoś bardzo działa mu na nerwy. Często jest bardzo śmiały, ale zwykle woli się nie wtrącać i siedzieć cicho. Nie lubi ryzykować chyba, że chodzi o jakieś sporty. Jest bardzo leniwy, lecz jeśli chodzi o swojego kota potrafi bawić się z nim nawet w środku nocy, skacząc po całym mieszkaniu. Nienawidzi imprez, alkoholu, tańczenia, narkotyków, bawienia się z przypadkowymi osobami, żółtego,  zielonego, różowego... 
I jeszcze długo tak wyliczać, można nazwać go marudą, on nawet to potwierdzi. Nie jest idealnym przykładem obywatela. Potrafi zabić bez początkowych wyrzutów sumienia, 
ale zawsze go dopadają. Dlatego zaprzestał zabijanie ludzi dla krwi, bo wiedział, że czasem nie potrafił się opanować i przegryzał szyję ofiary na pół.
GłosOliver Sykes (Bring Me the Horizon) 
Wygląd: Sky jest albinosem, przez co ma mleczny odcień skóry. Przez swoją zmianę genetyczną ma białe włosy sięgające prawie do końca szyi. Oczy mają ledwo dostrzegalny odcień błękitu, na pierwszy rzut oka wyglądają na białe, w okolicach pełni stają się szkarłatne. Ma gładką skórę, na której prawie nie ma blizn nie licząc spodu dłoni, na którym znajduje się ciemna, zsiniała blizna, spowodowana nie udaną, pierwszą próbą wyczarowania ognistej kuli. Z tego oto powodu zwykle nosi czarne, skórzane rękawiczki bez palców by zakryć miejsce i by nie musieć odpowiadać na pytania związane z tym. Jest wysokim, lekko umięśnionym chłopakiem. Zwykle ubrany jest w białą, lub szarą koszulę, czarne, delikatnie zwężane spodnie i szare trampki. 
Orientacja: Heteroseksualny (choć miał bliskie kontakty z przedstawicielem tej samej płci)
Partner: Viveren.
Nałóg: (Nie chciany) krew, słodycze, herbata, kakao.
Zainteresowania: Muzyka, jedzenie, gotowanie, broń, literatura (głównie książki) oraz koty.
Umiejętności
  • Przemiana ludzi w wampiry. 
  • Magia, czary. 
  • Telekineza
  • Gyrokineza - umiejętność kontroli grawitacji na danym obszarze
  • Witakineza - jest to umiejętność samoleczenia i sterowania własnym zdrowiem oraz szybkością starzenia się (plus bycie wampirem)
  • Zwinność, prędkość itd - cechy związane z byciem wampirem. 
  • Dobrze gotuje. 


Broń: Kilka sztyletów + jeden z silną trucizną, kły, magia.
Rodzina: Jego prawdziwa nie żyje, podobno spłonęli w płomieniach domu. Miał tylko swojego znalaźcę Christopha i Monę.
Miejsce Zamieszkania: Mieszkanie w kamienicy
Historia: Gdy był małym chłopcem jego dom rodzinny spłonął, wraz z jego rodziną. Mieszkał przez kilka dni na zgliszczach domu, aż w końcu zjawili się ludzie z pobliskiego miasta. Mężczyzna zabrał chłopca do domu, gdzie okazało się, że obaj są magami. Żona Christopha, Mona wychowywała Sky'a wraz z Chris'em na dobrego maga i wampira. W sąsiedztwie mieszkał wilkołak, trochę młodszy od Sky'a, trzymali się razem, pomimo zapędów wilkołaka. Opiekun wampira zginął w wypadku, a białowłosy w wieku 17 lat wyniósł się z domu. Pomieszkiwał w akademii dla istot nadprzyrodzonych, gdzie starał trzymać się na uboczu. Poznał bliźniaków, którzy od zawsze chodzili ubrani na czarno oraz brunetkę. Po pewnym czasie do akademii przybył wilkołak i dalej trzymali się razem. Sky i brunetka zakochali się w sobie i wynieśli się z akademii. Wynajęli mieszkanie i przez długi czas byli razem, do czasu. Pewnej nocy dziewczyna wyprowadziła się bez słowa. Po dłuższym czasie samotności poznał czarnowłosą dziewczynę imieniem Viveren. Zaprzyjaźnili się, a później przerodziło się to w coś więcej. Później były różne kłopoty...
Inne Informacje: >^.^<
Inne Zdjęcia:















Autor: Hakkiko0, hakkiko0@gmail.com


Joe Vilcton




Motto: "Miłość nie może ograniczać się tylko do jednej osoby, czy płci"

"Nigdy nie popełniam dwa razy tego samego błędu... Preferuję cztery do sześciu razy, 
tak dla pewności"
"Życie jest za krótkie, by przejmować się opinią innych... 
Bądź ich sprzeciwom"  
"Lepiej się cieszyć z życia, bo się skończy, 
a wtedy będziesz żałować, że nie zaszalałeś"
IMIĘ I NAZWISKO: Joe Vilcton 
PSEUDONIM: Wilczek, Joey, Vil.
PŁEĆ: Mężczyzna 

WIEK: 25 lat 

RASA: Zmiennokształtny -Wilkołak 
POCHODZENIE: Z miasta noszącego nazwę Carrtertown.

CHARAKTER: Joe jest bardzo pewny siebie, 

nawet niepowodzenie nie zakłopota go. 
Mimo pewności siebie rzadko kiedy jest chamski, 
zazwyczaj jest miły, a nawet nazbyt miły. 
Czasem zdarza się mu używać ironii czy sarkazmu. 
Uwielbia się droczyć i sprawiać psikusy. 
Co do miłości nie jest szczególnie oddany, 
ale jeszcze nie zaznał prawdziwej.
 Jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się 
by mieć ataku nostalgii, czy nie mieć humoru. 
Wszystkim powtarza: 
"Lepiej się cieszyć z życia, bo się skończy, a wtedy będziesz żałować, 
że nie zaszalałeś". 
Jest bardzo wytrwały i uparty, 
może czekać nawet kilka lat by
 w końcu otrzymać to co chce. 
Według osób w jego towarzystwie jest szarmancki, 
a ci którzy mu nie życzą dobrze mawiają o nim, 
że jest bawidamkiem. 
Jest duszą towarzystwa, zaczepia dużo osób, a
le jest przy tym miły, a gdy zauważy, 
że nie jest mile widziany wycofuje się do swojego rewiru. 
O dziwo nie jest porywczy, poczeka na odpowiedni moment
 i zrobi z uśmiechem to o 
co mu chodziło od samego początku. Jest sprytny i chytry, 
choć na co dzień nie grzeszy tymi cechami. 
Nie jest chciwy i nie wyda swoich przyjaciół i 
bliskich za rzecz, której pragną by od zawsze... 
Zastanowiłby się, więc nigdy nie wiadomo 
co uczyni...
WYGLĄD: Joe jest wysokim mężczyzną, mierzy równe 189
 centymetrów wzrostu. 
Ma jasną skórę, nie pokalaną żadną blizną czy dużą ilością pieprzyków. 
W głównej wersji wyglądu ma ciemne, hebanowe włosy, 
zakrywające część twarzy. 
Oczy są duże i złote z czarnymi obwódkami, 
a wzdłuż powiek ciągną się czarne,
 grube i 
długie rzęsy. Usta są wąskie i zwykle wykrzywione w
 lekkim uśmiechu. 
Ma dość szerokie i silne ramiona. Klatka piersiowa 
jest harmonijnie umięśniona, 
choć nie specjalnie przykładał się do pracy na nią. 
Nad jedną kością miedniczą ma 
wytatuowanego kruka na tle karty, a dokładniej królowej pik. 
W drugiej formie człowieka ma jasne brązowe włosy i 
szare oczy z błękitnymi obwódkami.
SYMPATIA: Nie ma jednej, lecz posiada dwie miłostki, 
w których się podkochuje. Obie są z innych płci. 
Kolejna osoba złamała mu serce.
NAŁÓG: Słodcy i uroczy przedstawiciele płci, 
czekoladki z niespodziankami w nadzieniu

HOBBY/ZAINTERESOWANIA: Flirt, słodycze, historie innych istot.


UMIEJĘTNOŚCI: 

- Zmiana w wilka i inną formę człowieka
- Telepatia i w drobnym stopniu telekineza 
- Schlebianie innym
- Walka wręcz
BROŃ: Za paskiem nosi nóż z rękojeścią z kła smoka. Oprócz tego kły i pazury. 
Nawet dobrze walczy wręcz.
RODZINA: Matka Joe'ya Bianca i ojciec James mieszkają gdzieś daleko, 
nie odwiedzał ich od bardzo dawna. Nie wie czy ma jakieś rodzeństwo

MIEJSCE ZAMIESZKANIA: 

Zmienne, często pomieszkuje u swoich znajomych i przyjaciół.
HISTORIA: W wieku dwunastu lat wyniósł się 
od rodziców bez większego powodu. 
Zawsze tłumaczył wszystkim, że znudziło mu się życie dobrego dziecka. 
INNE: 
- Pomimo ucieczki z domu ma pełne wykształcenie i rok z wyższej szkoły, 
jednakże szybko studia się mu przejadły.
- Jest biseksualistą, ale raczej woli facetów, lecz kobietą nie pogardzi.


Inna forma jako człowiek: 



Jako wilk:





Autor: Hakkiko0, hakkiko0@gmail.com 

Parapsycholodzy wyróżniają następujące typy psychokinezy:
telekineza - zdolność przesuwania przedmiotów siłą umysłu;
lewitacja - umiejętność unoszenia przedmiotów lub osób (czasami jest traktowana jak telekineza, jednak wektor przesunięcia jest nie poziomy a pionowy);
teleportacja - przenoszenie przedmiotów, ściąganie przedmiotów i to nawet z bardzo odległych miejsc bez strat czasowych, zjawisko występujące na seansach mediumistycznych;
pirokineza - psychokinetyczne działanie mikro polegające na zwiększaniu temperatury obiektu, prowadzącego do jego zapalenia (samozapłonu). Poprzez zwiększenie częstotliwości drgań cząsteczek, zwiększa się temperatura obiektu;
kriokineza - psychokinetyczne działanie mikro polegające na zmniejszeniu temperatury obiektu. Poprzez zmniejszenie częstotliwości drgań cząsteczek, zmniejsza się temperatura obiektu;
elektrokineza - psychokinetyczna zdolność powodująca "ocieranie" się o siebie molekuł i poprzez to tworzenie błyskawic;
hydrokineza - określenie oznaczające umiejętność tworzenia lub zwiększania ilości wody w stanie ciekłym używając psychokinezy do powielenia cząsteczek w niej zawartych. Polega także na umiejętność manipulacji wodą.
biokineza - modyfikowanie kodu DNA za pomocą psychokinezy.
aerokineza - nazwa określająca psychokinetyczną kontrolę nad powietrzem na poziomie cząsteczkowym za pomocą manipulacjii Energią. Nazwa pochodzi od dwóch łacińskich słów Aero oznaczające powietrze oraz Kinesis, ruch
geokineza - kontrola nad ziemią, przewidywanie i powodowanie trzęsień ziemi
magnetokineza - umiejętność kontroli nad siłami magnetyzmu i metalami
atmokineza - umiejętność kontroli pogody
gyrokineza - umiejętność kontroli grawitacji na danym obszarze
witakineza - jest to umiejętność samoleczenia i sterowania własnym zdrowiem oraz szybkością starzenia się
chronokineza - kontrola nad przepływem czasu, zatrzymywanie go
audiokineza - umiejętność manipulowania falami dźwięku
inokineza - umiejętność kontrolowania przestrzeni, zakrzywiania jej i tworzenia obiektów.



Motto"What doesn't kill you, makes you wish you were dead"
Imię i nazwisko: Rin Kirisima
Pseudonim: Lin, Ri, Ren. 
Płeć: Mężczyzna
Wiek
Rasa
Charakter
Głos
Wygląd
Orientacja
Partner
Nałóg
Zainteresowania
Umiejętności
Broń
Rodzina
Towarzysz
Miejsce Zamieszkania
Historia
Inne Informacje















Motto"Nie jest ważne w życiu żeby nie upaść, ale żeby wstać po każdym upadku ."
Imię i nazwiskoAlex Smith
Pseudonim: Ax, Axel, Rubin.
Płeć: Kobieta
Wiek: 18 lat
Rasa: Hybryda elfa z magiem ognia
Charakter: Na początku Alex nie wyróżniała się z tłumu, była tak zwaną cichą myszką. Robiła wszystko, by nie zwracano na nią uwagi, lecz nie było to spowodowane nieśmiałością tylko niechęcią do różnych osób oraz tym,  że nie chciała mieć żadnych problemów. Wystarczyli jej tylko najbliżsi. Później stała się odważniejsza i bardziej bezpośrednia. Nie jest przy tym wredna i chamska, ale to zależy od osoby. Rzadko dotykają ją ataki nostalgii, zwykle jest zadowolona, lub wkurzona na świat. Nie przeraża ją śmierć, jest bardziej niej ciekawa, a najbardziej tego co jest po śmierci. Nie prowadzi dziewczyną ślepy honor, czy furia, w walce jest opanowana, jednak nie zawsze.
Wygląd: Alex jest wysoką dziewczyną, bardzo często zdarza się, że przerasta większość mężczyzn. Jest bardzo chuda, mimo starań, by to zmienić. Ma bladą skórę, skóra czasem z wyglądu może przypominać porcelanę. Włosy są koloru rubinu; są takie naturalnie, bez farbowania, sięgają za łopatki i nie można z nimi nic zrobić. Ani obciąć, ani zmienić koloru włosów, dlatego często nosi różne koki. Jej oczy są duże i wyrażają barwę jej uczuć, niektóre różnią się od zaklasyfikowanych kolorów odczuć (zieleń normalnie oznacza nadzieję, czerwień złość itd.). Usta są barwy wiśni. 
Orientacja: Biseksualna, lecz spogląda częściej na mężczyzn (jeśli jest na co popatrzeć) 
Partner: Haha, to żart, prawda? Nigdy nie miała, jakoś... Nie ciągnie jej do tego.
Nałóg: Zdecydowanie czekolada i herbata, ma fioła na punkcie tego. Jeśli to można nazwać nałogiem to spanie i leniuchowanie.
Zainteresowania: Muzyka, głównie rock, metal i różne odmiany, broń, świat nadnaturalny i nauka (działanie fizyki, chemii itd.)
Umiejętności:

  • Panowanie nad ogniem
  • Samoobrona (sztuki walki, taekwondo itd.)
  • Granie na gitarze
  • Jazda na motorze

Broń: Łuk, miecz, dwa sztylety, jednak woli swoje ozdobne nożyczki, które używane są jako rzutki. Ma także parę większych nożyc, którymi potrafi obciąć rękę, nogę, czy tym podobne. Posiada również zatrutą szpilkę do włosów. Posługuje się sztukami walki, odrobiną magii oraz mocą panowania nad ogniem. 
Rodzina: Posiada tylko matkę, jest jedynaczką. Ojciec zginął na wojnie. Uważa Toma za brata, oczywiście, że czasem go walnie, jak to wśród rodzeństwa już jest.
Towarzysz: Posiada sporo zwierzaków; owczarka niemieckiego, Herę; kota Haru oraz parę szczurków.
Miejsce Zamieszkania: Mieszka wraz z matką, choć często wybywa z domu na jakiś czas.
Historia: Alex do trzeciego roku życia mieszkała w osadzie elfów, żaden człowiek nie miał tam wstępu. Później jednak osadę zniszczono i matka musiała uciekać wraz z dwójką dzieci, czyli z Ax i Tomem. Po drodze matka Alex znalazła opiekunkę Toma. Później za klimatyzowali się w mieście ludzi i tak już zostało...
Inne Informacje: /\/\/\/\/\/\/\

Inne Zdjęcia







Autor: Hakkiko0, hakkiko0@gmail.com

Alex Smith


Motto: 
Imię i nazwisko: Alex Erona Smith
Pseudonim: Faroth Fuin (z elfickiego Myśliwa Ciemności), Rubin, Szkarłatna Dama 
Płeć: Kobieta
Wiek: 18 lat 
Charakter: 
Głos: Paralyzed - Against the Current (Chrissy Costanza)
Wygląd: Ma długie czerwone włosy, zawsze, gdy próbowała obciąć lub zafarbować włosy wracały do początkowego stanu. Jest także chuda i to bardzo, lecz ma kondycję, chociaż ćwiczy tylko kilka razy w tygodniu. Ma duże oczy, które są odzwierciedleniem jej duszy, gdy jest zła są czerwone jak ogień, gdy jest smutna mają odcień morza. A i oczywiście ma długie, elfie uszy. Gdy była jeszcze "normalną" dziewczyną ubierała się w luźne bluzy i jeansy, nie przejmowała się co mówią inni. Po przemianie pewną siebie dziewczynę ubierała się w trochę obcisłe, wygodne ubrania, które były także zbroją.
Partner: Brak i nie wierzy że ktoś ją pokocha.
Nałóg: Jedzenie czekolady, spanie.
Zainteresowania: czytanie książek, słuchanie muzyki, granie na gitarze.
Umiejętności: Jest bardzo zwinna i szybko biega, także jest spostrzegawcza, zawsze skupiona,  mądra i celna. Potrafi obsługiwać się sztyletami i łukiem.
Broń: Umysł, miecz ojca, łuk dziadka, komplet sztyletów i noży poukrywanych pod ubraniem, odrobina magii i zatruta srebrna duża spinka do włosów.
Rodzina: Alex nie jest pełnej krwi elfem, ma domieszkę krwi czarownika, wilkołaka (nie przemienia się ma pewne cechy), wampira, a także jednego z zapomnianych bogów.
Miejsce Zamieszkania: Nowy York , 
w małym domu przy dużym parku.
Historia: 

Autor: Hakkiko0





Motto: 
Imię i nazwisko: Tom Henry Brown  
Pseudonim: Draug (Z elfickiego Wilk), Drauguś (Zdrobnienie Alex).
Płeć: Mężczyzna 
Wiek: 19 lat
Rasa: Wilkołak
Charakter: 
Głos: Thousand Foot Krutch - Be Somebody
Wygląd: 
Orientacja: Heteroseksualny
Partner: Nie potrzebuje, nawet o tym nie myśli.
Nałóg: Czekolada, herbata, muzyka.
Zainteresowania: 
Umiejętności: 
Broń: 
Rodzina: 
Towarzysz: 
Miejsce Zamieszkania: 
Historia: 
Inne Informacje: 

Autor: Hakkiko0, hakkiko0@gmail.com






Tom Henry Brown 




Motto: ,,Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą ."
Imię i nazwisko: Tom Henry Brown 
Pseudonim: Draug Gaune ( elfy go tak nazywały), Dominus Watts 
Płeć: Mężczyzna (samiec)
Wiek: 19 lat
Charakter: Jest spokojny, opiekuńczy. 
Osoby nieznajome są niemile widziane, jest nie ufny, 
nie miły wypytuję o wszystko by dowiedzieć się,
 czy ta osoba jest niebezpieczeństwem. 
Jest także lojalny i nie buntuje się 
przeciwko innym wilkom w najwyższych stopniach hierarchii ( jak na razie ).
Głos: 
Wygląd: Ma dość długie czarne włosy. Jest szczupły chociaż je za trzech. 
Biega bardzo szybko ,ma wyższą temperaturę ciała niż ludzie.
Gdy zamienia się w wilka jest czarny jak smoła, 
gdy jest pół wilkiem, pół człowiekiem ma jedwabiste, 
brązowe futro.
Partner: Nie szuka.
Nałóg: Spanie ,polowanie ( rzadko mógł to robić w mieście ), 
jedzenie czekolady .
Zainteresowania: Granie na gitarze,
czytanie książek i komiksów .
Umiejętności: Szybko biega, jest zwinny, 
jest zawsze skupiony, ma bardzo dobrze wykształcony słuch i 
węch i potrafi wyć do Księżyca .
Broń: Kły ,pazury ,noże i sztylety ( niektóre z silną trucizną ).
Rodzina: Wychowywany był przez elfią rodzinę Arianów.
Matka Toma umarła przy porodzie, 
ojciec został zamordowany przez pewnego wędrownego maga . 
Miejsce Zamieszkania:W Nowym Yorku, koło Alex, \
później wędrował z nią po całym świecie .
Historia: Matka Toma umarła przy jego porodzie,
ojciec został zabity przez maga. Był wychowywany w śród elfów 
i ich leśnych towarzysz .Z własnej chęci opiekował się Alex,
ale był jej jedynym przyjacielem.

Autor:  Hakkiko0@gmail.com






Ray South



: Ray South
: Rail, Loki
: mężczyzna
: 20 lat
: Ray pochodzi z miasta Sowertown. 
Średnie miasteczko z dzikimi krajobrazami i jeziorem.
: Jest spokojny... Zazwyczaj. 
Zawsze ma odrobinę nadmiaru energii. 
Pomaga w gospodzie rodziców 
"Pod Samotną Wierzbą" i sąsiadom. 
Jest sympatyczny dla wszystkich, 
lecz nie potrafi się zaprzyjaźnić. 
Prawdopodobnie przez swoją nieśmiałość ukrywaną 
pod zabawnym usposobieniem do innych 
i życia. 
Nie okazuje za bardzo swoich odczuć, 
ani prawdziwego siebie. 
Próbuje się dostosowywać do innych, 
lecz pomału zauważa że to nie działa.
: Jest chudym, wysokim i 
niezbyt umięśnionym chłopakiem.  
Ciemne blond włosy, praktycznie brązowe, 
nigdy nie są uczesanie. 
Zakrywają części twarzy. 
Ma duże fioletowe oczy, 
które czasami stają się błękitno-liliowe. 
Ramiona nie są zbyt szerokie. 
Jest typowym chłopakiem, lecz ma w swoim 
wyglądzie coś wyjątkowego, 
co dopiero po pewnym czasie się odkrywa.
: Nie wierzył, że ktoś pokocha takiego jak on, zwykłego chłopaka, który nie ma znajomych,
a jednak los zrobił mu psikusa - Lucifera. 
: Ciasteczka z kawałkami czekolady.
Ray zawsze interesował się wynalazkami, 
rozwojem technologii i tego typu rzeczami.
: Potrafi obronić się przed 
zwykłymi ludźmi, 
lecz średnio mu idzie walka z istotami 
posiadającymi magię. 
Posługuje się mieczem i sztyletami, 
które używa jak rzutki. 
Prawie za każdym razem trafia w cel.
: miecz, sztylety i sztuki walki.
: Jest jedynakiem. 
Wychowywanym przez rodziców Harry'ego i 
Marykate i babcię Lunone. 
Matka była z wyższej sfery. Rodzice 
Marykate nie zgadzali się na ślub. 
Dlatego uciekła z domu do Harry'ego. 
Mama ojca przyjęła ją. 
Pewien czas mieszkali z rodzicami Harry'ego. 
W końcu przeprowadzili się do własnego domu.
: Mieszka w domu koło 
gospody rodziców.
: Od urodzenia mieszkał z rodzicami w
 tym samym miejscu. 
Pomagał w gospodzie, sąsiadom i swojej babci. 
Nie potrafi usiedzieć w miejscu, przez co przysparza sobie 
dużo problemów. 
Nie miał za bardzo z kim podzielić się tymi 
problemami oprócz rodziców.





: hakkiko0@gmail.com







Motto"Nawet w tłumie można być samotnym."
Imię i nazwisko: Ray South
Pseudonim: Raymond, Rayczak
Płeć: Mężczyzna 
Wiek: 20 lat
Rasa: Anioł (To skomplikowane) 
Charakter
GłosMayday Parade - Anywhere But Here
Wygląd
Orientacja: Heteroseksualny
Partner: O dziwo jest - Lucifera.
Nałóg: Słodycze, kakao.
Zainteresowania: Raczej nic specjalnego; muzyka, jedzenie...
Umiejętności

  • Wysuwanie i chowanie skrzydeł
  • Skoro posiada skrzydła to potrafi latać
  • Dobrze walczy, potrafi się obronić.
Broń: Ostrze Aniołów


Rodzina
Towarzysz
Miejsce Zamieszkania
Historia
Inne Informacje




Motto: "Nawet w tłumie można być samotnym."
Imię i nazwisko: Ray South
Pseudonim: Raymond, Rayczak
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 20 lat
Rasa: Anioł (To skomplikowane)
Charakter: Zazwyczaj spokojny chłopak, próbujący schować swoje uczucia za barierą. Zwykle przybiera maskę, zwykle okazuje tylko radość, zadowolenie, rozbawienie, innych nie szczególnie. Woli zrobić wszystko sam, nie lubi gdy ktoś chce zrobić coś za niego.
Głos: Mayday Parade - Anywhere But Here
Wygląd: Ray to wysoki chłopak, bardzo chudy chłopak z lekko zarysowaną klatką piersiową i z mięśniami brzucha. Ma bladą skórę, lecz z lekkim odcieniem brzoskwini. Ma nigdy nie uczesane włosy koloru blondu. Oczy są barwy fioletowej, choć czasem przybierają lekko czerwony odcień. Ma kilka podstawowych blizn, na przykład od jazdy na rowerze na kolanie itd. Ma białe skrzydła o dużej rozpiętość.
Orientacja: Heteroseksualny
Partner: O dziwo jest - Lucifera.
Nałóg: Słodycze, kakao.
Zainteresowania: Raczej nic specjalnego; muzyka, jedzenie... Technologia, technika.
Umiejętności
  • Wysuwanie i chowanie skrzydeł
  • Skoro posiada skrzydła to potrafi latać
  • Dobrze walczy, potrafi się obronić.
  • Potrafi gotować
Rodzina: Matka Marykate, ojciec Harry, babcia Luna, adoptowana córeczka Emma, narzeczona Lucifera oraz teściowa (xD).
Towarzysz: Kot Kleszczyk.
Miejsce Zamieszkania: Dom rodziców.
Historia: Ray od zawsze był zwykłym chłopakiem, który nie był zbyt popularny i całkiem go to cieszyło. Pewnego dnia śmierć była mu i jego rodzinie pisana, lecz Shimigami o imieniu Lucifera uratowała go od tego. Później podróżował z nią, aż zrodziło się coś więcej niż tylko znajomość i przyjaźń. Później okazało się, że jest aniołem i od tego momentu był szkolony, by zostać prawowitym aniołem.
Inne Informacje: :3

Inne zdjęcia:






[speedpaint]Mamura Daiki(2) by katita-chan.deviantart.com on @deviantART:


Autor







Will Darkfire




IMIĘ I NAZWISKO: Will Darkfire
PSEUDONIM: Ognisty Sztorm, Płomyczek, Iskier, Ognik 
(Ostatnie trzy przykłady zostały nadane przez jego rodzinę)
PŁEĆ: Mężczyzna

WIEK: 23 lata
RASA: Żywiołak- ogień 
POCHODZENIE: Will pochodzi z rodziny 
Darkfire'rów. 
Większość członków rodziny miała zdolności magiczne.
CHARAKTER: Jest spokojnym i 
nie wychylającym się chłopakiem. 
Również jest opiekuńczy i lojalny co do 
przyjaciół i bliskich. 
Nieufność jest jego najsilniejszą cechą. 
Nie otworzy się łatwo przed kimś obcym. 
Nie potrafi za bardzo okazywać swoich uczuć, 
sam tego nie rozumie. 
Jego uczucia są odrobinę przytłumione. 
Mimo to się uśmiecha i jest radosny.
Dużo osób uważa go za osobę porywczą, 
ale rzadko tak naprawdę sobie na to pozwala. 
Jest dosyć ciekawski, często przez to przysparza 
sobie sporych problemów. 

WYGLĄD: Nie należy do najwyższych, ani do 
najniższych. 
Ma czarne włosy sięgające, prawie do końca szyi, 
na których czasami pojawiają się pasemka. 
Zazwyczaj są niebieskie lub brązowe. 
Jest dość wysportowany, ale bez przesady. 
Jedno oko ma kolor miedziany, a drugie 
ciemnego brązu. 
Niektórzy uważają go za Kotołaka, ale nim nie jest. 
Ma odrobinę spiczaste uszy, 
wyglądają trochę jak elfie.
MOTTO: Pamiętaj, że człowiek się zmienia, 
jednak jego przeszłość nigdy
SYMPATIA: Brak i wątpi w to.
NAŁÓG: Ciasteczka czekoladowe i inne słodycze 
(nie wliczając cukierków różanych 
i alkoholowych), patrzenie na niebieski płomień

HOBBY/ZAINTERESOWANIA: Doskonalenie 
panowania nad ogniem, 

UMIEJĘTNOŚCI: 
- Magia ognia
- Drobne zaklęcia
- Posługiwanie się kuszą, oburęcznymi mieczami i sztyletami
- Potrafi uwarzyć niektóre eliksiry.
BROŃ: Kusza, dwa miecze, magia, eliksiry, potrafi 
korzystać również z łuku
RODZINA: Will nie ma makabrycznych 
historii związanych z rodziną. 
Ma matkę Katarinee, ojca Jerrego i 
młodszego brata Georga.

MIEJSCE ZAMIESZKANIA: Zimne tereny w 
miasteczku zwanym NorhtWalley
HISTORIA: Urodził się w miasteczku NorthWalley, 
a później wyjechał wraz z rodziną. 
Podróżowali wiele lat by douczyć swoje dzieci z 
różnych dziedzin magii. 
Gdy rodzeństwo opanowało swoje zdolności, 
wszyscy wrócili do miasteczka.
INNE: 

Inne zdjęcia:






Autor: hakkiko0@gmail.com







Matt Jones


IMIĘ I NAZWISKO: Matt  Jones
PSEUDONIM: Mati, Brown, Draki, Zmienny
PŁEĆ: Mężczyzna

WIEK: 15 lat
RASA: Zmiennokształtny- Wszystkie zwierzęta lądowe 
(nie wliczając ludzi). 
Przejmuje też zdolności tego oto zwierzęcia. 
Jest również żywiołakiem ziemi.
POCHODZENIE: Matt pochodzi z rodziny Jonesów, 
zwykle rodzili się tam magowie ziemi. 

CHARAKTER:  Matt jest dość małomównym chłopakiem 
(w odróżnieniu do jego towarzysza). 
Nie jest zbyt śmiały, odważny, ale gdy to jest 
potrzebne taki się stanie. 
Woli siedzieć cicho by niczego nie zepsuć. 
Jest dosyć radosny, prawie zawsze na jego twarzy gości uśmiech, 
lecz gdy nie wypada usuwa go ze swojej twarzy, 
by przyjąć pokerową minę. 
Nie jest bezduszny, bezuczuciowy, raczej najpierw pomyśli 
o innych niż osobie. 
Nie jest w stanie kogoś zabić, nawet najgorszego człowieka, 
on sam nie wie dlaczego.
Jest również sprawiedliwy i w pewnym stopniu honorowy, 
ale nie przesadnie, 
jeśli istnieje jakieś łatwe rozwiązanie 
odzyskania utraconego honoru podejmie się,
 ale jeśli nie to trudno. Nie porywa się na wiatr, nie decyduję
 w jednej chwili,
 musi się zastanowić.
WYGLĄD: Matt jest chudym chłopakiem o średnim wzroście. 
Skóra ma bardzo jasny kolor, ale nie śnieżno biały. 
Ma miodowo złote włosy z ciemniejszymi refleksami, 
sięgające do końca szyi. 
Zawsze są w nieładzie i rozwiane przez wiatr. 
Ma dosyć wąską i owalną twarz ,
na której zwykle gości uśmieszek. 
Oczy mają inne odcienie, jedno popada w jasny granat,
 a drugie w odcień bezchmurnego nieba. 
Na nosie spoczywają kwadratowe okulary w połowie z
 drewna o barwie ciemnej czekolady, a w połowie przeźroczyste. 
Usta są dość wąskie, a z nich prawie zawsze tworzy się uśmiech. 
Ubiera się zwyczajnie, zwykła koszulka, spodnie i buty, 
zazwyczaj w odcieniach brązowego. 
Na dłoniach spoczywają rękawiczki z jedną, złotą klamrą. 
MOTTO:  Lepiej zaliczać się do niektórych, niż do wszystkich. 
SYMPATIA: Nie posiada i jeszcze o tym nie myśli, 
ale możliwe, że w przyszłości. 
NAŁÓG: Spanie, herbata, słodycze. 

HOBBY/ZAINTERESOWANIA: Magia, zwierzęta, książki.

UMIEJĘTNOŚCI: 
- Zmiana w różne zwierzęta
- Walka bronią palną i białą
- Drobne czary
- Magia ziemi
BROŃ: Postać jakiegoś zwierzęcia, magia ziemi, sztylet 
(ale jeszcze nigdy go nie użył).
RODZINA: Matt mieszka u ciotki. Rodzice zginęli 
podczas napadu na ich dom.

MIEJSCE ZAMIESZKANIA: Dom ciotki, który 
umiejscowiony na granicy lasu.
HISTORIA: Po tym jak rodzice zginęli przeprowadził 
się do ciotki. 
Wychowywała go jak własne dziecko, ona niestety 
straciła swoją rodzinę. 
Douczała go z dziedziny magi ziemi, 
ponieważ sama była żywiołakiem tego oto żywiołu. 
Miał takie same zajęcia jak inne dzieci, ale musiał 
codzienne trenować. 
I tak zostało do tej pory.
INNE:
- Ma nietypowego towarzysza Asa, który potrafi mówić

- Ulubioną formą Matta jest smok


Autor: hakkiko0@gmail.com





Link do zdjęcia
Motto
"Everybody wants to go to Heaven
But nobody wants to die"

"Let's play a game of Russian roulette,
I'll load the gun, you place the bets.
Tell me, who will make it out alive."

"Don't say I'm better off dead
'Cus heaven's full and hell won't have me"



Imię i nazwisko: Sky Firn
Pseudonim: Blue, Firn.
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 27 lat (starzeje się inaczej, jego kondycja i wygląd wskazują na 20 lat)
Rasa: Wampir z magiem
Charakter
Jego charakteru nie można 
określić jednym słowem. Zawsze zaskakuje swoim zachowaniem. Bardzo często nie wiadomo czy żartuje, czy mówi szczerze. Ma też charakter pełen przeciwieństw. Z jednej strony jest lekkoduszny, ale nie podejmuje pochopnych decyzji i bierze odpowiedzialność za to co powiedział czy zrobił. Zwykle jest arogancki, ale jest też miły i uprzejmy, chyba, że ktoś bardzo działa mu na nerwy. Często jest bardzo śmiały, ale zwykle woli się nie wtrącać i siedzieć cicho. Nie lubi ryzykować chyba, że chodzi o jakieś sporty. Jest bardzo leniwy, lecz jeśli chodzi o swojego kota potrafi bawić się z nim nawet w środku nocy, skacząc po całym mieszkaniu. Nienawidzi imprez, alkoholu, tańczenia, narkotyków, bawienia się z przypadkowymi osobami, żółtego,  zielonego, różowego... 
I jeszcze długo tak wyliczać, można nazwać go marudą, on nawet to potwierdzi. Nie jest idealnym przykładem obywatela. Potrafi zabić bez początkowych wyrzutów sumienia, 
ale zawsze go dopadają. Dlatego zaprzestał zabijanie ludzi dla krwi, bo wiedział, że czasem nie potrafił się opanować i przegryzał szyję ofiary na pół.
GłosOliver Sykes (Bring Me the Horizon) 
Wygląd:  
Orientacja: Heteroseksualny (choć miał bliskie kontakty z przedstawicielem tej samej płci)
Partner: Viveren.
Nałóg: (Nie chciany) krew, słodycze, herbata, kakao.
Zainteresowania
Umiejętności
Broń: Kilka sztyletów 
Rodzina
Towarzysz
Miejsce Zamieszkania
Historia
Inne Informacje


Autor
BRING ME THE HORIZON : Photo










Sky Firn



IMIĘ I NAZWISKO: Sky Firn
PSEUDONIM: Blue, Nei, Fuyu, Firn
PŁEĆ: Mężczyzna,
WIEK: 27 lat
RASA: Wampir z domieszką maga.
POCHODZENIE: Wywodzi się z rodziny Firnów, 
od czterech pokoleń rodziny wampirów 
(Nie zawsze pełnokrwistych)
CHARAKTER: Jego charakteru nie można 
określić jednym słowem. Zawsze zaskakuje swoim zachowaniem. Bardzo często nie wiadomo czy żartuje, czy mówi szczerze. Ma też charakter pełen przeciwieństw. Z jednej strony jest lekkoduszny, ale nie podejmuje pochopnych decyzji i bierze odpowiedzialność za to co powiedział czy zrobił. Zwykle jest arogancki, ale jest też miły i uprzejmy, chyba, że ktoś bardzo działa mu na nerwy. Często jest bardzo śmiały, ale zwykle woli się nie wtrącać i siedzieć cicho. Nie lubi ryzykować chyba, że chodzi o jakieś sporty. Jest bardzo leniwy, lecz jeśli chodzi o swojego kota potrafi bawić się z nim nawet w środku nocy, skacząc po całym mieszkaniu. Nienawidzi imprez, alkoholu, tańczenia, narkotyków, bawienia się z przypadkowymi osobami, żółtego,  zielonego, różowego... 
I jeszcze długo tak wyliczać, można nazwać go marudą, on nawet to potwierdzi. Nie jest idealnym przykładem obywatela. Potrafi zabić bez początkowych wyrzutów sumienia, 
ale zawsze go dopadają. Dlatego zaprzestał zabijanie ludzi dla krwi, bo wiedział, że czasem nie potrafił się opanować i przegryzał szyję ofiary na pół.
GŁOS: The Kill - 30 Second to Mars (Jared Leto)
WYGLĄD: Sky jest albinosem, przez 
co ma mleczny odcień skóry. 
Przez swoją zmianę genetyczną ma białe włosy 
sięgające prawie do końca szyi. 
Oczy mają ledwo dostrzegalny odcień błękitu, 
na pierwszy rzut oka wyglądają na białe. 
Ma gładką skórę, nie obdarzoną żadną blizną, 
nie licząc spodu dłoni,
 na którym znajduje się ciemna, zsiniała blizna 
spowodowana nie udaną,
 pierwszą próbą wyczarowania ognistej kuli.
 Z tego oto powodu zwykle nosi czarne, skórzane rękawiczki 
bez palców by zakryć miejsce i
 by nie musieć odpowiadać na pytania związane z tym. 
Jest wysokim, lekko umięśnionym chłopakiem, 
on sam nie ćwiczy, 
ale tak mu zostało. 
Zwykle ubrany jest w białą, lub szarą koszulę, 
czarne, 
delikatnie zwężane spodnie i 
szare trampki.
MOTTO: Wszystkie drogi prowadzą na cmentarz.
SYMPATIA: Jeśli to się zalicza to krew, ale szukał też 
na poważnie dziewczyny i znalazł ją - Viveren
NAŁÓG: Wbijanie kłów we wszystko co jest miękkie, 
spanie, herbata 
(może być z nutką krwi, jak to robiła jego znajoma) i 
czekolada.
HOBBY/ZAINTERESOWANIA: Książki, 
koty, spanie, słuchanie muzyki, 
leżenie na trawie podczas pełni i bawienie się magią.
UMIEJĘTNOŚCI:
- Zwinność
- Szybko biega
- Ma dość twardą skórę, przez co trudno 
wbić jakieś ostrze w niego
- Posługiwanie się magią
BROŃ:
- Kły
- Jeden sztylet z trucizną
- Magia
RODZINA: Rodzina Firna umarła dosyć dawno. 
Sky nie wie z jakiego powodu umarła. 
Nei był jedynakiem.
MIEJSCE ZAMIESZKANIA: Zwykle mieszka w 
dość sporych mieszkaniach o 
białym wykończeniu. Mieszkanie zawsze jest w jakieś 
nieciekawej okolicy, 
ukryte tak by tylko on wiedział gdzie się znajduje. 
W jednym miejscu zwykle zostaje na dwa lata.
HISTORIA: Sky od urodzenia był wampirem, 
nie mógł długo przebywać na Słońcu, 
groziło mu wtedy dosyć duże niebezpieczeństwo, 
ale i tak zazwyczaj kończyło się to tylko oparzeniami. 
Gdy jego rodzice umarli został sam, rodzice byli także 
jedynakami, 
dziadkowie poumierali. Mieszkał w swoim dotychczasowym 
domu całkowicie sam, 
aż pewnego dnia przybyli ludzie do wyniesienia
 rzeczy osobistych, 
by dać dom na sprzedaż. 
Sky ukrył się w szafie. Zasnął. 
Gdy wynoszenie rzeczy prawie dobiegło końca 
szafę otworzył 
pewien mężczyzna. 
Firn obudził się, mężczyzna zadał mu kilka pytań i 
postanowił zaopiekować
 się chłopcem. 
Gdy dowiedział się, że Sky jest magiem zaczął go trenować 
(mężczyzna też był magiem). 
Niestety także i Christoph odszedł. Sky wyprowadził się i 
podróżuje po świecie...
INNE:
- Ma czarnego kota o imieniu Kill, którego czasem nazywa Gomi






- Planuje adopcję kolejnego kota, ale tym razem białego.
- Ma swoje tajemne miejsce i zabiera tam tylko najbliższych 
(czyli kota, przynajmniej na razie)
- Nie morduje ludzi dla krwi, wykupuje ją potajemnie w szpitalach.
Inne zdjęcia:







Z White







Jako nastolatek


 




Autor: hakkiko@gmail.com







Jay Evans




IMIĘ I NAZWISKO: Jay Evans
PSEUDONIM: Even, Evan
PŁEĆ: Mężczyzna 

WIEK: 19 lat

POCHODZENIE: Jest człowiekiem ze zdolnościami 
paranormalnymi. 
Jego rodzina wywodzi się z Japonii.

CHARAKTER: Evan jest typowym nastolatkiem, jednak z 
drobnymi odchyłami od normy. 
Jest zabawowy, lubi i potrafi się wygłupiać, stroić żarty. 
Czasem używa sarkazmu i ironii, ale zdarza się to rzadziej
 niż u rówieśników. 
Palnie głupie teksty, ale tylko w towarzystwie swoich kumpli. 
Jest jednak różnica, ma w sobie głęboki szacunek
 do nauczycieli i 
innych pracowników społecznych, oraz do bezbronnych, 
czy też dziewczyn. 
Jest zaangażowany w naukę i szkołę. 
Pomaga, jeśli mu się chce w szkole. 
Gdy nie spotyka się ze swoimi znajomymi jest spokojny, 
nie robi psikusów, 
można z nim normalnie porozmawiać, nie wydurnia się. 
Zwykle czyta książkę, 
słucha muzyki, czy trenuje. 
WYGLĄD: Jay jest wysokim chłopakiem o 
lekko umięśnionym ciele. 
Ma bladą lekko pudrową skórę, na której znajduje się kilka blizn, 
lecz są to zwykłe blizny,
jak na przykład na kolanie ma bliznę po tym 
jak wywrócił się na rowerze. 
Ramiona są dość szerokie, lecz bez przesady. 
Ma dosyć długie, czarne włosy, 
które pod światło wydają się biało-szare na końcówkach. 
Czasem włosy spina w mały kok. 
Ma duże dłonie z długimi palcami, 
które nadają się do grania na gitarze. 
Zazwyczaj ubiera się w podobne ubrania; 
białą koszulę, 
lub T-Shirt, na to czarną bluzę i lekko zwężane, czarne, jeansowe spodnie, 
a do tego czarne trampki z śnieżnobiałymi 
sznurówkami oraz przewieszana torba. 
W uszach prawie zawsze tkwią słuchawki.
MOTTO: "Nie ma czegoś takiego
 jak wolność, są tylko różne rodzaje niewoli"
"Jeśli ktoś kiedyś zarzuci ci, 
że twoja praca jest nieprofesjonalna, powiedz mu, 
że Arkę Noego zbudowali amatorzy,
 a Titanica profesjonaliści"
SYMPATIA: Brak
NAŁÓG: Muzyka-rock, słodycze,
 lecz nie cukierki z nadzieniem różanym.
HOBBY/ZAINTERESOWANIA: 
Książki, gry komputerowe, muzyka, 
gra na gitarze i odrobinę na fortepianie.

UMIEJĘTNOŚCI: 
- Gra na gitarze, fortepianie
- Podobno potrafi śpiewać, jednak on w to nie wierzy i 
trudno będzie go przekonać do pokazu.
- Obrona oburęcznymi szablami
- Częściowo panuje nad elektrycznością
- Jest telekinetą i w małej części telepatą
BROŃ: 
- Ostrza
- Magia prądu
- Telekineza
RODZINA: Jego rodzice są bardzo zajęci i nie zwracają na niego 
szczególnej uwagi, 
ojciec odrobinę go rozpieszcza, 
bo ma więcej czasu niż jego matka. 
Tata Jaya przydzielił mu nawet ochronę, 
jednak chłopak z tego zrezygnował. 
Matka (wszyscy ją tak nazywają) pracuje przez cały czas i 
ma grafik zaplanowany co do minuty.

MIEJSCE ZAMIESZKANIA: Wyprowadził się od rodziny 
do dużego mieszkania, to był warunek.
HISTORIA: Nie jakieś szczególnej historii. 
Wychował się w pełnej rodzinie, 
na samym początku rodzice mieli dla niego czas, 
ale gdy podrósł oddali się całkowicie pracy. 
Nie był szczególnie szkolony w swoich zdolnościach, 
dlatego wszystko co potrafi nauczył się 
sam. Chodził do prywatnej szkoły, 
był i jest zwykłym nastolatkiem.







Gitara: 


Autor: hakkiko0@gmail.com





7 photo AnimeGuy_zps6656e6a4.png





Ghoule 














Ghule - Istoty żywiące się mięsem ludzkim. Zamieszkują miejsca odosobnione, najczęściej można je spotkać na pustyniach, lecz również na pustkowiach, bądź cmentarzach. Przybierają wygląd ludzi i zaciągają ludzi i inne istoty humanoidalne by zaatakować i się najeść. Często mylone są z zombie. Różnica między ghoulem, a zombie jest następująca - Zombie był kiedyś żywy, umarł i dopiero po ożywieniu zaczął spożywać ciała żywych. A ghule żyją i są drapieżnikami, tudzież padlinożercami. Najłatwiej rozpoznać ghula po czerwonych, oczach, które dają wrażenie nieobecnych.

Wampiry



Elfy






Ogniki 


Wróżki Leśne

Wilkołaki


Gnomy


Czarownice


Mantikora


Smoki


Wstęp
Woda kapała w oddali. Chłód rozchodziły się wolno po prawie nagim ciele. Otwieram zaklejone oczy od snu. Rozglądam się uważnie. Okazuje się że nie jestem tu sama. W najciemniejszym kącie siedzi demon. Nuci smętną, ponurą piosenekę. Patrzy na mnie i uśmiecha się szyderczo. Odchodzę nim mnie dogoni. Nikt mnie nie słucha gdy o tym mówię. Niestety demony mnie prześladują.

Rozdział 1 
  Pierwsza lekcja
Budzę się i biegnę do klasy. Zostałam wysłana do tej szkoły ponieważ było to ostatnie życzenie moich rodziców. Ty ty Podobno umarli w wypadku, lecz w to nie wierzę. W końcu dotarłam do klasy. Była na samej górze budynku. Była to duża klasa. Ściany były obite w deski dębowe. Podłoga była pokryta kremową wykładziną. Ciemne, granatowe ławki były dosyć nietypowe. Unosił się w powietrzu, niezbyt wysoko. Siedziałam sama, lecz było to za cenę siedzenia przy biurku nauczycieli. Pierwszą lekcją była alchemia. Do klasy weszła nauczycielka. Miała długie fioletowe włosy, w których dzięki zaklęciu rosną kwiaty. Z za plecami sterczały skrzydełka. Były ciemno granatowe, a u dołu przechodziły w czarne. Oczy były duże i ciemno zielone. Przywitaliśmy się. Ja jak zwykle zadałam dodatkowe pytania. Pani Dower zawahała się nad jednym pytaniem, lecz po chwili odpowiedziała. Nie musiałam pracować w grupie, bo lepiej radziłam sobie sama. Kończyłam wcześniej niż pozostałe grupy. Pewnie dlatego że nie musiałam się z nikim kłócić. Niestety tym razem przydzieliła mnie do grupy, lecz miałam pilnować wszystkich. Moim zadaniem było prostowanie błędów. Ona musiała pomóc panu Thowerowi przy małym Derwanie, tak nazwali kota, który jest dość specyficzny... Potrafi latać. Gdy pani wyszła rozpętały się gorące rozmowy i mini-ataki na innych uczniów. Nie mogłam na to pozwolić. Zakrzyczałam na całą klasę:
- Skończcie to! Jeżeli tego nie zrobicie to się źle skończy. Wszyscy dostaną dwa dni w Pokoju Pustki i po złej ocenie. - Zawsze gdy wspominano o pokoju Pustki wszyscy robili się spokojni i grzeczni. Pomagałam wszystkim, ale nie robiłam nic za nich. Od tygodnia w klasie był nowy uczeń. Podobno nazywał się Jay. Wszyscy zrobili dobrze. Było jeszcze dwadzieścia minut do końca. Pozwoliłam im mieć czas wolny jeśli pochowają rzeczy od alchemii do szafek i będą cicho. Wszyscy uważają mnie za kujona, lecz ja nie jestem nim ani trochę. Chyba raz w moim życiu uczyłam się. Chłopcy rozmawiali o jakieś grze, o której przeczytali w gazecie. Gra była podobna trochę do szachów, a trochę do polo. Dwie dziewczyny podeszły do mnie niepewnie. Po raz pierwszy odkąd tu chodzę ktoś do mnie podchodzi. Zapytały:
- Możemy zrobić ci warkocz?
- Ymm... Tak. - Popatrzyłam na błękitne pasma zwisające na ramiona. Pierwszy raz mam je takie długie. Czasami mają inny odcień, ale rzadko. Przechyliłam delikatnie głowę do tyłu. Usiadły na ławce jedna poczesała, a druga robiła warkocz. Dziewczyna o miodowych włosach zapytała:
- Jak się nazywasz? Ja jestem Iris- wskazała na siebie. - A to jest Dina. - Dina ma ciemno czerwone włosy.
- Ann.
- Ładne imię. - Nagle ktoś podszedł do nich i coś szepnął na ucho. Zaczęły chichotać. Jedna przypadkiem pociągnęła mnie za włosy. Dodała
- Przepraszam.
- Nic się nie stało... Iris?
- Tak?
- Jak chcecie to możecie iść.
- Tak? Dzięki.- Dina dokończyła warkocz i pobiegły w stronę jakiś chłopaków. Przerzuciłam starannie zaplecione włosy na ramię. Zagłębiłam się w lekturze. Nie zwracałam na nic uwagi. Nawet na chłopaka, który krążył w okół mnie. W pewnym momencie podszedł i zaczął owijać moje włosy, dookoła swojego palca. Złapałam za mój kok. Chłopak zaczął:
- Masz śliczne włosy. Ogólnie jesteś ładna, wiesz?
- Nie, nie wiem. A teraz jak już wyżyłeś się na moich włosach to idź.  - Nie zwracał uwagi na to co mówię.
- Jak możesz nie wiedzieć że jesteś bardzo ładna?- Zbliżył się do mnie i szepnął.- Jestem głodny, a ty jesteś moim pożywieniem.- Pomyślałam, że to jest "najwspanialsze" określenie na kogoś jeżeli chce się go poderwać. Powiedziałam:
- Ykhym... Idź! Nie słyszałeś?
- Nie. - Odszedł, lecz wiedziałam że to nie koniec. Rozejrzałam się po klasie. Chłopak o ciemnych czarnych włosach zacisnął pięść. Pani Dower wróciła z uśmieszkiem na twarzy. Powiedziała:
- Bardzo ładnie. Wszyscy dostają po Celionie. A Ann dostaje dodatkowo zwierzątko. - Nauczycielka wyciągnęła zawiniątko. Wręczyła mi go. W tej szkole otrzymanie zwierzęcia oznaczało ogromny sukces. Był to mały liliowo-czarny kot z małymi skrzydełkami. Pani Dower uśmiechnęła się i dodała:
- Ann pójdziesz ze mną na następnych trzech lekcjach do pana Thowera. Musisz dowiedzieć się jak opiekować się tym stworzonkiem. - Cała klasa się oburzyła. Na następnej lekcji znienawidzona przez wszystkich Matematyka. Nie miałam złych ocen, ale zawsze korzystałam z okazji by się wykręcić. I tak na pewno pójdę na jakiś zajęciach z samoobrony nauczyć się tego co było na Matematyce. Pan Stonehand wie że sobie poradzę i na pewno zdam. Dwie następne to Eliksiry i Języki Wymarłe. Lekcja skończyła się tak nagle. Czekałam z nauczycielką aż wszyscy uczniowie wyjdą. Gdy się upewniła że nikogo nie ma mrugnęła do mnie okiem. Wytłumaczyła mi kiedy mam iść do pani Elizabeth Mather żeby uzupełnić lekcje i do reszty nauczycieli. Wędrowałam za panią Dower. Byłyśmy już w legowisku dla zwierząt drapieżnych-oswojonych. Pan Thower dopieszczał Paszczaka. Paszczak to małe zwierzę o długim futrze. Ma duży pyszczek. Łatwo się go oswaja z towarzystwem ludzi i innych zwierząt. Gdy to stworzenie jest zadowolone wydaje z siebie dziwny, okropny i piskliwy dźwięk, który jest nie do zniesienia. Dlatego nazywają się Paszczakami. Nauczyciel od zwierząt mówił że Paszczaki to jego ulubione zwierzęta. Ten przy którym stał nauczycieli nazywa się Akalan. Jego ulubiony podopieczny. Przywitał nas z uśmiechem:
- Witaj Ann. I jak zwierzątko?
- Jest śliczne, ale cały czas śpi. To chyba normalne w jego wieku. Prawda?
- Tak, masz rację. Będzie nie spał tylko godzinę na dzień. No niestety, Kotliki tak mają. Gdybym ja wybierał nazwę dałbym... W każdym razie inną. Masz już imię?
- Jeszcze nie, proszę pana.
- Gdy nie ma innych uczniów nie musisz mówić proszę pana. Mów Thower. Chyba że wolisz pan Thower. Pośpiesz się z wyborem imienia bo im później nadasz mu imię to będzie trudniej mu zapamiętać. A i właśnie to samiec.- Zaczęłam się zastanawiać jakie by mu dać imię. Wiem! Powiedziałam:
- On się będzie nazywać Nefri.
- Ładne imię... Dobra od czego by tu zacząć?... Wiem od karmienia. Gdy jest w tym wieku musisz go karmić delikatnie i powoli przestawiać go na...- Pan Thower wytłumaczył mi wszystko krok po kroku. Będzie z nim trochę pracy, ale jeśli dobrze się nim zaopiekuję to będzie wiernym kompanem.
***
Wróciłam na dwie ostatnie lekcje. Nie miałam czasu by pójść do pokoju i zostawić tam Nefriego. Trzymałam go w kieszeni, lub na kolanach. Wszyscy szeptali i pisali coś między sobą. Czułam niepokój. Chłopak o zielonych włosach, ten sam co bawił się moimi włosami, przyglądał mi się cały czas. Zrobiło mi się strasznie nie dobrze. Brzuch bardzo mnie rozbolał. Zrobiłam się jeszcze bladsza niż na co dzień, lecz nie wiedziałam że to możliwe. Pan Dantakill zauważył to i zapytał czy wszystko dobrze. Powiedziałam że nie jest źle i wytrzymam do końca lekcji. Było widać że był zadowolony z tego co usłyszał. Lekcja przebiegła szybko i bez większych problemów. Spakowałam szybko rzeczy. Chciałam jak najszybciej opuścić klasę. Czułam się tak źle, że aż upadłam. Wstałam i pozbierałam swoje drobiazgi. Nefri spał spokojnie w kieszeni. Co jakiś czas poruszał się delikatnie. Usiadłam na ziemi. Zamknęłam oczy. Nagle ktoś usiadł koło mnie. Otworzyłam oczy. Był to najgorszy widok jaki mogłam zobaczyć. To on, chłopak o zielonych włosach i z głupim uśmieszkiem. Usiadł blisko. Ból był nie do zniesienia. Nie mogłam wstać. Przesuwałam się w prawą stronę. Nagle natrafiłam na ściane. Nie chciałam tu być. Wstałam, zebrałam w sobie resztę motywacji i podbiegłam do schodów. Oczywiście musiałam upaść. Złapałam torbę i sprawdziłam czy nic się nie stało stworzątku. Spało. Wstałam, ale chłopaka mnie dopadł. Byłam w kącie, nie było ucieczki. Oparł rękę nad moim ramieniem. Stał blisko, czułam każdy jego szybki oddech na szyj. Przeczesał swoje włosy i powiedział z wyraźnym, wrednym uśmiechem na twarzy:
- Czemu uciekasz? Nie zrobię ci nic złego.- Przez ten czas gdy wymawiał te jeździł mi dłonią po twarzy. Niestety ruszył dalej. Przygniótł mnie mocnej do ściany. Wsadził swoją jedną nogę między moje nogi. Dłonie zawędrowały do talii. Przybliżył twarz do szyj. Wąchał ją. Byłam przerażona. Obroniłabym się, ale w tej szkole nie wolno było wstrzymać bójek. Drżałam trochę. Upuściłam torbę z głośnym odgłosem. Przybliżał swoje usta do mojego karku. Poczułam że mocnej drżę. Że coś wypala mi kończyny. Czas tak jakby zwolnił. Kopnęłam go w kolano, a potem w czułe miejsce trochę wyżej. Poniosłam torbę i pobiegłam w stronę swojego pokoju. Odwróciłam głowę w domu schodów. Za oknem było szaro-różowo. Wpadłam na kogoś. Był to ten sam chłopak, który na pierwszej lekcji zaciskał dłoń w pięść. Torba znowu spadła. Chłopak popatrzył na mnie, a potem na zielonowłosego. Zrozumiał o co chodzi. Podbiegł do niego. Coś mu powiedział, lecz dalej nie wiedziałam co się dzieje. Pobiegłam dalej. Zobaczyłam nauczyciela z samoobrony. Zatrzymał mnie i powiedział:
- Nic ci nie jest?
- Nie proszę pana. - Byłam spokojna. Nawet za spokojna jak na tą sytuację. Przeczuwałam co się świeci. Dodałam- Proszę nie karać chłopaka o czarnych włosach... On nic nie zrobił... On tylko...
- Dobrze Ann biegnij do pokoju. - Ale...
- Nie martw się. Nie dostanie większej kary.
- Niech pan nie daje go do Pokoju Pustki...
- Akurat tego nie mogę obiecać, ale się postaram. - Zostawił mnie samą. Poszłam do swojego pokoju. Było to jednopokojowe pomieszczenie. Ściany miały czarny kolor. Na tych ścianach były narysowane białe pnącza. Podłoga była drewniana o barwie jasnej czekolady. Żeby nie było tam za ciemno, wisiały małe, srebrne lampki. Po prawej od wejścia stało łóżko pościelone w białych kolorach. Obok stał stolik nocny. Następnie były szafki i biurko. Wszystko było w szarej barwie. Położyłam torbę na łóżku i wyciągnęłam Nefriego. Nie spał, rozciągnął się delikatnie i uroczo. Nakarmiłam go i pogłaskałam. Powiedziałam:
- Nazywasz się Nefri. Zapamiętaj. - Zrobiłam zadanie i zasnęłam.
***
Rozdział 2
Złe przeczucia
Znowu śnił mi się koszmar. Ten sam. Czasem jest, czasem go nie ma. Obudziłam się i nakarmiłam Nefriego. Spakowałam rzeczy i ponownie pobiegłam pod klasę. Na schodach przystanęłam i popatrzyłam przez okno. Poza budynkiem rozgrywała się kłótnia między czarnowłosym, a zielonowłosym. Po dłuższej przechadzce po schodach, napotkałam chłopaka o czarnych włosach. Zarumieniłam się na jego widok. On też był trochę zmieszany. Podrapał się po tyle głowy. Miał podbite oko. Powiedzieliśmy jednocześnie:
- Dziękuję. - Popatrzyliśmy na siebie. On dodał:
- Nazywam się Ray. A ty?
- J-ja... Jestem April. Idziesz na lekcję opieki nad zwierzętami?
- Tak, ale za chwilę... Muszę...
- Nie musisz się tłumaczyć. I jeszcze raz dziękuję... To do zobaczenia. - Odeszłam szybko. Musiałam to jak najszybciej skończyć.
- To cze- Nie dokończył. Byłam już na dole i byłam blisko klasy. Wyciągnęłam Nefriego. Pan Thower pogładził go po głowie. Słońce dopiero się budziło. Z roślin kapały drobne kropelki. Rozejrzałam się po klasie uważnie. Nie było zielonowłosego, lecz większość jego znajomych patrzyła na mnie z pogardą i złością. Modliłam się żeby ich nie spotkać gdy będę sama, albo gdy nie będzie ucieczki. Pan Thower jak i reszta nauczycieli wiedzieli co się wydarzyło, dlatego nie przypisał mnie do żadnej grupy. Opiekowaliśmy się Szczurkowcami, są podobne do szczurów, lecz nimi nie są. Gdy się zdenerwują mogą przybrać inną formę, lub zniknąć z obszaru niebezpieczeństwa. Miały puchate, długie ogonki. Trzeba było je wykąpać, wyczesać i poćwiczyć z nimi zmianę formy. Skończyłam trochę szybciej niż reszta. Pan Thower sprawdził czy coś nie dolega Nefriemu po wczorajszym upadku. Całe szczęście nic mu nie było. Ray nie przyszedł na tą lekcję. Poszłam pod klasę z Języków Wymarłych. Chłopaki cały czas o czymś rozmawiali i patrzyli w moją stronę. Przeczuwałam że coś złego się stanie. Lekcja się zaczęła, a Ray się jeszcze nie pojawił. Omawialiśmy historię języka Sakanawskiego. Jak zwykle się głosiłam. Nagle przyszedł Ray z dyrektorem. Nauczyciel wyszedł na chwilę z klasy. Ray usiadł koło mnie. Zauważyliśmy oboje, że większość chłopców nie chce mieć z nim nic do czynienia . Można by przysiądz że od nich lecą iskierki. Nauczyciel pan Langower wrócił i kontynuował lekcje normalnym rytmem. Opowiadał że język ten używany jest głównie wśród wilkołaków i zmiennokształtnych ssaków. Chyba tylko ja i mój "współlokator" słuchaliśmy tego co mówi nauczycieli. Robiliśmy krótkie notatki. Ja ich nie potrzebowałam, ale i tak musiałam coś pisać. Lekcja się zakończyła spokojnie. I tak wyglądał ten dzień. Rozmawiałam dużo z Rayem. Dowiedziałam się że ma jednego brata i jedną siostrę. Że wszyscy mówią na niego Shadow, chociaż on nie wie czemu. Odprowadził mnie po lekcjach pod mój pokój, chociaż mówiłam że nie chcę żeby mnie odprowadzał. Zaprosiłam go na chwilę do pokoju. Pogłaskał kota. Porozmawialiśmy trochę i poszedł do swojego pokoju. Jutro mieliśmy dzień wolny. Mogliśmy jechać do miasta lub chodzić po okolicy. Nie byłam tym zachwycona, ale trzeba to trzeba. Nie robiłam nic ciekawego. Poszłam spać.
***
Obudziłam się o świcie, zmęczona, więc poszłam spać dalej. Nauczyciele chodzili po pokojach, by sprawdzić czy wszyscy są w budynku. Tym razem nie miałam koszmaru. Nic mi się nie śniło, z czego byłam szczęśliwa. Ponownie obudziłam się późno. Słońce było wysoko na niebie. Promienie delikatnie przechodziły przez szybę i oświetlały pokój. Ubrałam czarną sukienkę, ale nie przepadam za sukniami i sukienkami . Na dworze było za ciepło by wyjść w spodniach. Włosy poczesałam trochę i wyszłam z pokoju. Chodziłam długo po terenie szkoły. Widziałam jak uczniowie spotykają się ze swoją drugą połową. Podczas normalnych dni, nie wolno okazywać sobie uczuć. Ja na "nieszczęście" nie mam z kim obchodzić tego dnia. Widziałam jak dziewczyny tuliły się do swoich chłopaków. Jak pewni chłopcy próbowali szans u dziewczyn, które nie mają swoich par. Niektórym się udało, inni odeszli ze zwieszonymi głowami. Chodziłam większość dnia sama, czasem podchodziły do mnie Iris i Dina. Poszłam do dyrektora by dał mi kieszonkowe. Rodzice zadbali oto bym miała pieniądze. Mogłam brać tyle ile chciałam, lecz umówiłam się z dyrektorem że będzie wydawał pewną sumę, gdy będę potrzebowała po pracy powiem ile jeszcze potrzebuje. Wstąpiłam cicho do gabinetu dyrektora. Był to ogromny pokój w ciemnych barwach. Meble miały jasny, kremowy odcień z ciemno brązowymi przebłyskami. Okna były bardzo duże by smoki pocztowe mogły doręczyć osobiście. Było kilka przypadków, że smoki uwierzyły "doradztwu" odbiorcy. Listy zostały zniszczone i nie dostarczone. Właściciele tej firmy nauczyli swoich "listonoszy" by nikomu nie ufały i doręczały do rąk własnych odbiorcy. Pan Mistar podpisały i wypełniał przeróżne papiery. Był to starszy człowiek o drobnej budowie ciała. Był wysoki i chudy. Częściowo był łysy, pozostałe włosy były platynowe. Drewniane, obszerne regały stały podparte o ściany. Wszystkie były wypełnione po brzegi. Przed półkami, stało stare, ozdobne biurko. Na powierzchni drewna rozchodziły się, namalowane, złotą farbą pnącza. Biurko było zrobione z Kertikowego drewna. Wokół biurka położony był starodawny dywan przedstawiający godło szkoły. Na samym środku dywanu stał czarny gryf o imieniu Eronower. Miał oczy koloru czystego srebra. Dookoła niego rosły złote pnącza. Pan Mistar popatrzył na mnie i powiedział z przyjaznym uśmiechem:
- Witaj Ann. Co u ciebie słychać? Wszystko dobrze?
- Dzień dobry proszę pana. Wszystko dobrze u mnie.
- To dobrze że wszystko dobrze. Czemu zawitałaś w moim gabinecie?
- Przyszłam poprosić o kieszonkowe na wycieczkę do miasta.
- Dobrze. Ile potrzebujesz?
- Ykhym... Proszę tak jak zazwyczaj, a dodatkowo pięćdziesiąt.
- Dobrze. Chodź za mną.- Machnął dłonią w stronę, w którą mam zmierzyć. Po chwili staliśmy przed ogromnymi drzwiami. Musiałam podać hasło bezgłośnie. Za każdym razem hasło było inne. Drzwi były połączone ze mną pewną magią. I mówiły jakie jest dzisiejszej hasło, były w różnych językach i znaczyły coś innego. Drzwi się uchyliły. Wstąpiliśmy do pokoju. Był to ciemny pokój, bez dostępu do czystego światła. Dyrektor zapalił świeczkę i wypowiadał zaklęcie. W pomieszczeniu zapłonęły pozostałe świece. Na półkach poukładane były monety i różne papiery. Podszedł do pierwszej półki i wyciągnął odliczoną sumę pieniędzy. Wręczył mi ją i powiedział z szerokim uśmiechem, który zawsze gości na jego twarzy:
- Proszę... Tylko nie wydaj wszystkiego. - Uśmiechnęłam się i odpowiedziałam:
- Dobrze postaram się. Do widzenia. - Dyrektor wyszedł za mną. Powędrowały na podwórko. Słońce nadal było wysoko. Przed bramą zbierała się grupka uczniów, którzy wybierają się do miasta Sheertown. Nie było dużo uczniów. Większość wolała zostać z swoim partnerem by świętować Dzień Zakochanych Dusz. Dyrekcja wymyśliła różne atrakcje dla uczniów zakochanych. Ci którym się nie udało, lub po prostu nie chcą świętować tego dnia idą do miasta. Nauczyciel dzielił nas na kilka grup po dwie osoby, lecz w mieście i tak wszyscy rozchodzili się po mieście bez swojej pary. Zazwyczaj były to pary mieszane, chłopak, dziewczyna. Tym razem dzieliła nas pani Dower. W ostatniej chwili ktoś dobiegł do tej małej grupy. Akurat pani Dower miała powiedzieć że zostałam sama. Oczywiście tym kimś był Ray. Bo jakby inaczej. Wyruszyliśmy w parach, lecz po chwili prawie wszystkie pary się rozeszły się w swoje strony. Wstępowaliśmy przez bramę miasta ozdobioną licznymi różami, wszelkich kolorów. Na bramie wisiało dokładnie wykonane zaproszenie do miasta. Widniało na nim:
  Witajcie w mieście Sheertown. Obchodzimy dzisiaj Dzień Zakochanych Dusz.
Zapraszamy
***
Rozdział 3
Miasto
Od wejścia do miasta można było zauważyć ozdoby i zakochanych. Na budynkach wisiały girlandy z różnymi napisami. Napisy ozdobiono kwiatami. Weszliśmy na rynek. Można było wynająć dorożki, popatrzeć na tańczących ludzi lub poprzyglądać się wystawą sklepowym. Każdy uczeń poszedł w swoją stronę. Ja nie czekałam na Raya. Powędrowałam w stronę mojego ulubionego sklepu "Na Uboczu". Nie było tam za dużo klientów, co dla mnie było plusem, lecz sklep zarabiał dużo. Posiadali różnorodne owoce, warzywa, zioła, przyprawy i podobne rzeczy. Wstąpiłam ostrożnie przez drzwi, rozglądając się uważnie. Było to dwupokojowe, bardzo duże pomieszczenie. Było tam dosyć ciemno. Stoły były duże, wszystkie czteroosobowe, były z jasnego drewna. Ściany były wyłożone ciemno-czerwonymi cegłami, przez środek, dół i górę przechodziły drewniane listewki. Przywitałam się z Wielkim Tomim, lecz nie wiem jak się nazywa na prawdę. Wcale nie był taki Wielki, był to mężczyzna, może z drobną nadwagą, ale on by nie wyglądał dobrze jako chudy człowiek. Odpowiedział z uśmiechem na twarzy:
- Witaj Ann. Jak dobrze cię widzieć. Co tam u ciebie? Dawno ciebie tu nie było.
- Mi ciebie też dobrze Wielki Tomi, powiesz mi w końcu jak się nazywasz na prawdę?
- Nazywam się... Wielki Tomii - zaczął śmiać się głośno, łapiąc się za brzuch. Ja też do niego dołączyłam, ale nie śmiałam się tak głośno. To było by bardzo, bardzo trudne. Zamówiłam to co zwykle, czyli pierogi z twarogiem na ostro, w innych miastach nazywają je ruskim, chociaż nie wiemy czemu. A na deser, ciasto czekoladowe i sernik. Zawsze kupowałam coś dla niego. Jedzenie przyniosła młoda dziewczyna o ciemno-niebieskich włosach. Ubrana była w czarną sukienkę za kolano, w pasie przewiązany miała czerwony fartuchy. Nazwała się Ignis. Siedziałam i rozmawiałam z nimi, głównie z Tomim, który wycierał blat i szklanki szmatką. Nagle drzwi się otworzyły, wpuszczając białe światło dnia. Wszedł zakapturzony chłopak i usiadł naprzeciwko mnie. Ściągnął kaptur, okazało się że to Ray. Pomyślałam "Aha. Super" i zamarłam z kawałkiem pieroga na widelcu, przed moją twarzą. Wielki Tomii popatrzył na nas i powiedział:
- Ann i... Zakapturzony zostawiam was.- Popatrzyłam na Tomiego, a potem na Raya, jeszcze później na kawałek jedzenia. Odłożyłam widelec na chwilę, lecz postanowiłam nie zwracać uwagi na niego. Podniosłam widelec i dokończyłam posiłek, nie odzywając się, ani słowem. On też nie próbował nic powiedzieć. Przytuliłam się na pożegnanie z Wielkim Tomim i zapłaciłam mu. Ray kwiną głową w jego stronę. Jak zwykle po uczcie w gospodzie "Na Uboczu" poszłam do sklepu " Słodkości i Radości" by kupić sobie coś słodkiego. Shadow szedł za mną krok w krok. W połowie drogi zaczęło mnie to irytować, później się zdenerwowałam i pobiegłam:
- Ray możesz iść...
- Jesteśmy parą... W sensie że nauczyciel nas tak podzielił i musimy ze sobą wszędzie chodzić.
- Nikt nigdy tego nie robi. Każdy idzie w swoją stronę. Ty też.
- Nigdzie nie idę.- Nie odpowiedziałam. Nie wiem czemu się zarumieniłam. Szłam przed siebie nie zwracając uwagi na Raya. Chyba wiem czemu nazywają go Shadow, bo chodzi za kimś jak cień i rzadko kiedy się odzywa. Dotarłam do celu mojej krótkiej podróży. Otworzyłam drzwi i przeszłam przez nie. Znalazłam się w pomieszczeniu w kolorach pastelowych. Za drzwiami, na zapleczu słychać było nucącą kobietę. Nacisnęłam na dzwonek w kształcie babeczki. Z zaplecza przyszła chuda dziewczyna z pastelowo różowymi włosami. Przywitała się serdecznie:
- Witaj. Polecam gorąco ciasteczka czekoladowe z niespodzianką w środku dla swojego ciemno-włosego.
- On nie jest mój. Poproszę dziesięć ciastek z czekoladą, cukierki "Żelusie", czekoladki "Kikierki"... - I taka dosyć długa wyliczanka. Shadow stał i przyglądasz się nam uważnie. Dziewczyna powiedziała zadowolona:
- Ojeju jakie duże zamówienie. W prezencie od firmy dostaniesz dwa ciasteczka niespodzianki. Do zobaczenia. - Pomachała mi delikatnie dłonią. Poszłam w ostanie miejsce tej wycieczki. Wyszłam z miasta w stronę lasu. Stałam pod ogromnym drzewem. Weszłam do środka, pachniało tu wilgocią, ziemią i starym drewnem. Znalazłam prawie nie zauważalną szczelinę. Przeszłam przez nią i znalazłam się w najpiękniejszym miejscu jakie widziałam. Rosły tu wiśnie, a na środku znajdowało się jezioro że przejrzystą wodą. Usiadłam na pomoście, położyłam torbę koło siebie i zaczęłam czytać. Ray usiadł koło mnie. Wzdrygnęłam się trochę bo dotknął mnie przez przypadek. Nie odzywałam się, lecz on tak:
- Czemu się nie odzywasz?
- Szczerze?
- No tak.
- Nie chcę... Nie jestem przyzwyczajona do towarzystwa, kogoś innego... I tego nie chcę... Wolę być sama... Kiedyś może byśmy się mogli przyjaźnić, bo wtedy nie myślałam że... Nie możesz mieć ze mną nic do czynienia! Idź stąd!
- Czemu nie możemy się przyjaźnić?
- Nie twoja sprawa!
- Powiedz, komu mam powiedzieć? Nie mam znajomych. Nawet ci których uważałem za przyjaciół, nimi nie są. Na przykład taki Kornen (zielonowłosy) też wiedział...- Nie dokończył. Chyba zapomniał że tu jestem. Po dłuższej chwili zwiesiłam głowę i powiedziałam niepewnie, trochę niechętnie i cicho :
- Demony mnie prześladują. Nie wiem czemu, ale to robią. Mam jedno wspomnienie. Budzę się w jaskini. Jest zimno, a ja nie mam na sobie nic oprócz koronkowej narzutki. Usłyszałam nucenie smętnej piosenki. Uciekłam i odtąd mnie śledzą. Czasem dają mi żyć, lecz czasem... Dlatego nie chcę żeby ktokolwiek miał ze mną do czynienia. Zwłaszcza ty, czy...- Nie pozwolono mi dokończyć. Chłopak pocałował mnie w usta. Złapał mnie jedną ręką w talii, a drugą położył na moim policzku. Miał takie miękkie i ciepłe dłonie. Przybliżył się trochę. Pocałunek był delikatny, ale też czuły, ciepły i odbierający racjonalną część umysłu. Ocknęłam się po chwili. Policzki zrobiły się czerwone. Zabrałam swoje rzeczy i uciekłam w stronę szczeliny. Nie wiedziałam co myśleć, co powinnam odczuwać i co powiedzieć. Spojrzałam na zegarek, za piętnaście minut wracamy do szkoły. Stałam w miejscu zbiórki. Ray podszedł do mnie i powiedział ze szczerą skruchą:
- Przepraszam... Poniosło mnie trochę. Wybaczysz?
- Tak...- Czułam że muszę coś zrobić, ale nie chciałam. Staliśmy na końcu grupy. Ruszyliśmy powoli. Gdy byliśmy w pewnej odległości od szkoły coś się stało. Powiedział, prawie nie dosłyszalnie :
- Nie, dłużej nie dam rady... - Złapał mnie w talii i oparł o pobliskie drzewo. Znowu mnie pocałował, ale teraz nie mogłam i nie chciałam się bronić. Trzymał mnie. Po chwili pobiegliśmy do grupy. Gdy wróciliśmy do szkoły, chciałam o tym jak najszybciej zapomnieć. Wróciłam do swojego pokoju. Nakarmiłam i przytuliłam Nefriego. Rzuciłam się na łóżko i zasnęłam . Niestety ktoś tej nocy mnie odwiedził.
***
Rozdział 4
Odwiedzin starego "przyjaciela"
Obudziłam się w nocy czując niepokój i chłód. Rozejrzałam się przez zamglone oczy. Okno było zamknięte. Poczułam się jeszcze gorzej z tego powodu. Przetarłam dłonią oczy i usłyszałam tą ponurą piosenkę, lecz tym razem mi się podobała. I wtedy zobaczyłam demona ukrywającego się przed jakimkolwiek światłem. Siedział w rogu, tak by móc na mnie patrzeć jak ja spałam. Powiedział spokojnie z uśmieszkiem na twarzy:
- Witaj... Dawno się nie widzieliśmy. Co u ciebie... skarbie? - Przez dłuższy czas nic nie mówiłam. Nie z powodu strachu, tylko z powodu chęci mordu. Powiedziałam:
- Nie udawaj zainteresowania. Po co przyszedłeś? - Pokiwał głową z niezadowoleniem.
- Nie ładnie. Czemu jesteś taka nie miła?
- Zgadnij.
- Żaden z nas nie zrobił tego. To wypadek. - Chociaż nie wiedziałam jego twarzy, byłam całkowicie pewna że się uśmiechał.
- Tak jasne... A teraz do rzeczy. Po co przyszedłeś? Żeby igrać ze mnie?
- No dobrze... Chyba nie namówię ciebie żebyś była miła... Dobrze. Przysze... Znaczy przyleciałem tu żeby Ci uświadomić że nie możesz się z nikim przyjaźnić. Wiesz jak to się skończy... A teraz żegnaj... Znaczy do zobaczenia - Zobaczyłam demona o czarnych włosach. Ubrany był na czarno, żeby się nie wyróżniać nosił czarną, skórzaną kurtkę. Jego oczy były praktycznie całe czarne. Jego skrzydła miały braki, były postrzępione. Wyleciał przez okno. Nie potrafiłam zasnąć. Leżałam i patrzyłam się w sufit. Przewidziałam to, już podczas rozmowy z Shadowem. To przez pocałunek nie mogłam mu powiedzieć że zginie. Nie płakałam. Tylko rozmyślałam jaka ja byłam głupia i że muszę to skończyć. Powiem mu że to nie powinno się stać. Noc dłużyła się w nieskończoność. W pewnym, niezauważalnym momencie zasnęłam.
***
Chciałam żeby to był sen, lecz niestety nie był. Na ścianie był wypalony napis "Pamiętaj, nie możesz mieć przyjaciół". Przygnębiona poszłam na lekcję Literatury Elfickiej. Pani Seyer była w wieku, którego nie da się zidentyfikować. Bo może mieć czternaście, lub osiemdziesiąt. Włosy zawsze spięte w kok. Włosy były białe, lecz nie wyglądała w nich staro. Oczy miały błękitny odcień. Przywitała się serdecznie. Zaczęła lekcje. Ray siedział ze mną. Próbowałam nie zwracać na niego uwagi, ale nie potrafiłam. Nie odzywałam się cały dzień. Była półgodzinna przerwa. Zabrałam go pod Drzewo Wyznań
***
Od krótkiej chwili staliśmy na miejscu. Nie rozumiał co się dzieje. Powiedziałam tak bardzo cicho, zastanawiało mnie czy usłyszał:
- To co się zdarzyło wczoraj było... Ogromnym błędem... Nie będziemy się spotkać, ani rozmawiać... Nie możemy mieć ze sobą nic wspólnego... Wybacz... - Złapał mnie za nadgarstek i powiedział zraniony:
- To powiedz że to co się wydarzyło, nic dla ciebie nie znaczyło. Jeśli to powiesz zostawię ciebie i nie będę nic robił.
- Nic nie znaczyło. To tylko jeden wielki błąd. Powinieneś się domyślić że taka jestem. Najlepszy przykład zielonowłosy. - Wyrwałam rękę z jego uścisku. Nie miałam ochoty płakać, ale było mi trochę smutno. Poszłam pod salę z Alchemii. Pani Dower wychodziła właśnie z klasy. Zauważyła mnie po chwili i zapytała:
- Ann co tu robisz? Macie długą przerwę.
- Siedzę proszę pani . Nie mam ochoty siedzieć nigdzie indziej. Tu jest mi dobrze. Może pani iść, jak pani chce.
- Nie pójdę. - Siedziałam koło pani Dower aż skończy się przerwa. Znowu siedziałam sama. Byłam z tego powodu szczęśliwa. Reszta lekcji była spokojna. Wróciłam późno do swojego pokoju, musiałam się nauczyć tego co było na Matematyce. Demon już czekał. Powiedział:
- Wypełnione... Nie ładnie. Złamałaś mu serce.
- Otrząśnie się prędzej czy później. Wolę to niż jego śmierć. Dobra coś jeszcze?
- Nie. To do zobaczenia. - Poszłam spać. Śnił mi się ten demon, ale był to dziwny sen. Demon grał dobrego bohatera.
***
Rozdział 5
Utrata ostatnich przyjaciół.
Uciekałam przed kimś, ale nie wiedziałam przed kim. Wszystko wokół było czarne, ale wszystko było widoczne. Goniący zbliżał się momentalnie. Nagle zjawił się ten czarny demon. Zawołał:
- Chodź tu!  Pomogę Ci! - Podbiegłam do niego. Dawał jasne światło, które rozświetlało wszystko dookoła. Otulił mnie skrzydłami...
***
Obudziłam się nagle. Rozejrzałam się po pokoju, nikogo nie było, oprócz mnie i Nefriego. Spojrzałam na zegarek. Miałam dziesięć minut by dobiec do klasy z opieki na zwierzętami. Wyciągnęłam jakąś szarą luźną sukienkę, która wpadła trochę w niebieski kolor . W biegu zapinałam czarny pasek w talii. Złapałam mocno torbę i zawiesiłam ją na ramieniu. Biegłam ile sił w nogach. Ledwie zdążyłam. Wszyscy byli na miejscu i na swoich stanowiskach. Dzisiaj niestety była teoria. Zapisywaliśmy rozrost Drzewców Liniowych. Nie był to ciekawy temat, ale w wykonywaniu pana Thowera było bardzo zabawnie i fajnie. Pokazywał części rośliny. Lekcja minęła szybko. Następną lekcją była Historia Ssaków. Czekała mnie nie mała niespodzianka. Kornen wrócił do klasy. Popatrzył na mnie ze złością i z cieniem uśmiechu. Myślałam że go wyrzucą, albo że wróci trochę później. Coś mi mówiło, że muszę być cały czas na baczności, nawet w swoim pokoju czy w śnie. Chodziłam przez cały dzień wśród jakiś ludzi. Wróciłam podenerwowana do pokoju. Mimo tego że miałam się pilnować postanowiłam iść na spacer. Wiedziałam że to co robiłam to ogromne głupstwo, ale potrzebowałam tego. Założyłam płaszcz, bo na dworze było zimno. Niebo miało czarny kolor. W powietrzu unosiła się lekka mgła. Poszłam w stronę lasu. Spotkałam tam czarnego demona. Spytał z półmroku:
- Czemu wychodzisz? Przecież się boisz.
- J-ja... Miałam ochotę.
- Dobrze. Czyli nie muszę... Do zobaczenia... Skarbie. - Odleciał. Ja szłam nadal przed siebie. Niestety natrafiłam na niego. Zielonowłosy stał na środku polany, pełnia Księżyca oświetlała mu twarz, ujawniając wredny uśmiech. Pobiegłam w stronę powrotną, lecz się zgubiłam. Dopadł mnie. Powiedział :
- Jesteś mi coś winna. Spędziłem kilka nocy w Pokoju Pustki. Rodzice przyjechali do szkoły i słuchałem wykładów. Jesteś mi to winna... - Przygniótł mnie i od razu zaczął. Wsadził dłonie pod moją sukienkami. Jego ręce były zimne, nie ciepłe jak u Raya. Czułam jak po woli zbliżają się do zapięcia stanika. Nie pozwoliłam na to. Gdy zrobiło się minimalnie przerwy dla rąk walnęłam go w twarz z pięści. Dużo to nie zmieniło. Umocnił ścisk na ręce. Kopnęłam go w bardzo czułe miejsce dla mężczyzny, z kolana. Skulił się, ale się nie odsunął. Odbiegłam kawałek, ale znowu mnie złapał.Nie zwracałam na nic uwagi. Wpadłam do pokoju. Zatrzasnęłam drzwi. Postanowiłam że nie będę nosić sukienek. Będę się chowała pod kapturem. Nie pokażę nic oprócz dłoni. Przynajmniej na razie.
***
Mój sen był niespokojny i męczący. Obudziłam się i nie szłam już spać. Siedziałam w pokoju i patrzyłam na ścianę lub sufit. Gdybym potrafiła płakać, lecz nie potrafiłam. Odkąd pamiętam nie potrafiłam płakać, nawet jeśli straciłam bardzo bliskie mi osoby. Dla mnie to było tak odległe, jak stąd do następnej galaktyki. Cisza była moim największym wrogiem, lecz towarzyszyła mi przeze większość mojego życia. Ciemności się boję, lecz jest moim towarzystwem w nocy. To są moi przyjaciele. Innych nie mogę mieć. Inni zginą. Niespodziewanie zastał mnie świt. Po raz pierwszy tak szybko minęła mi nieprzespana noc. Zebrałam swoje rzeczy i wyszłam z pokoju. Ray usiadł z Kornenem. Cały czas zielonowłosy mi się przyglądał i za każdym razem gdy się odwróciłam, uśmiechał się wrednie. Ray na mnie spojrzał ani raz. Był zły i zraniony, lecz ja nie potrafiłam tego zrozumieć. Ja nic takiego nie czułam. Ten wzrok towarzyszył mi przez następne tygodnie. Niepokój wzrastał za każdym spojrzeniem. Czasami zaczynałam drżeć. Siedziałam ukryta pod wielkim kapturem, który zakrywał całą twarz. W pokoju nie zdejmowałam go. Przyzwyczaiłam się do materiału okrywającego moją twarz. Demon nie odwiedzał mnie od dawna. Teraz byłam całkowicie samotna. Iris i Dina nie odzywały się od czasu, kiedy zraniłam Raya. Nawet ciemność i cisza mnie opuściły. Noce były krótkie i jasne, cisza zawsze była przerywana przez odgłosy z zewnątrz. Zostałam prawie sama, został mi jeszcze Nefri, ale pewnie też go stracę. Nie mogłam mieć nikogo, ani niczego.
***
Rozdział 6
Nowi "Nauczyciele".
Od ostatniego czasu mamy luźniejsze lekcje. Trwają przygotowania do corocznego jarmarku. Uczniowie będą spali pod namiotami. Ja zgodziłam się od razu. Nie chciałam przesiedzieć całego lata w szkole. Osoby, które się zgłosił, miały pójść do nauczycieli, którzy biorą udział w jarmarku. Ja poszłam do pana Thowera. Miałam sprzedawać lekarstwa, żywność i podobne rzeczy dla magicznych zwierząt. Reszta rzeczy się nie zmieniła. Zielonowłosy nadal mi się przyglądał, lecz już się do tego przyzwyczaiłam. Ray nie zwracał na mnie uwagi, szczerze to dobrze. W końcu mu przejdzie. A demon mnie nie odwiedzał. Nefri był większy i już tyle nie spał, jak na początku. Bawiłam się z nim w pokoju, był za duży by zmieścić się do kieszeni. Chodziłam z nim czasem do pani Dower i do pana Thowera. Mówił że za niedługo będziemy musieli uczyć go latania. Samotność była denerwująca, lecz nie tak jak wcześniej. Teraz się z tym oswoiłam. Dni czasem były krótkie, czasami się dłużyły. W pewnym dniu przyjechali goście do szkoły. Wśród gości rozpoznałam elfa, krasnoluda, pół anioła i demona. Tego samego, który czasem mnie nawiedza. Demon przeszukiwał tłum wokół. Gdy mnie spostrzegł, uśmiechnął się. Dzisiaj wyglądał inaczej niż zwykle. Był zadbany, oczy wyglądały na ludzkie, ale skrzydła się nie zmieniły, nadal były postrzępione i z brakami. Ciekawiło mnie to po co tu przyjechali. Gdy tłum się rozbiegł podeszłam do demona. Zapytałam:
- Po co tu przyjechaliście?
- Nie twoja sprawa. Dyrektor nas poprosił o przyjazd. Więcej nie powiem.
- Powiedz.
- Powiem jeśli poprosisz.
- Proszę. - Poszłam mu na rękę, bo byłam bardzo ciekawa.
- O jak ładnie. Podobno ktoś zagraża szkole i mamy pomóc. Chronić i takie tam. Więcej nie wiem... Wiesz będziemy się codziennie widywać. Cieszysz się prawda?- Koniec powiedział z uśmieszkiem. Ja nie odpowiedziałam, tylko odeszłam w stronę klasy. Przez resztę dnia ciekawiło mnie to kto zagraża szkole i czemu poprosili demona i czy demon był coś winny dyrektorowi. Nie zwracałam na nic uwagi. Cały czas nad tym myślałam. Wracałam do pokoju i wpadłam na czyjąś klatkę piersiową. Nie zwróciłam uwagi kto to był. Powiedziałam, trochę nieprzytomnie :
- Przepraszam. - I odeszłam. Siedziałam na łóżku i głaskałam kota. Cały czas mnie to zastanawiało. Postanowiłam iść poszukać demona. Wzięłam ze sobą Nefriego, był duży, nie potrafiłam trzymać go jedną ręką. Nie musiałam długo go szukać. Stał na niższym piętrze. Podeszłam i zapytałam:
- Kto zagraża szkole?
- Nie wiadomo. Wiemy tylko, że to coś potężnego. I chodzi o pewnego ucznia... Obstawiał bym ciebie... Ale równie dobrze to może być to krok inny.
- Mam jeszcze dwa pytania i dam ci spokój. Czemu dyrektor wezwał ciebie?
- Długa historia. Ale powiem tak, pomógł mi bardzo dawna temu i jestem mu to winien.- Przez chwilę się nie odzywałam, lecz potknęłam chwili dodałam:
- Odpowiedziałeś też na drugie, ale mam inne. Jak się nazywasz?
- Na razie ci to nie potrzebne... Skarbie.- Znowu pojawił się wredny uśmiech. Odeszłam w stronę wyjścia z budynku. Nefri mruczał odkąd wyszliśmy z pokoju, czasem poruszał skrzydełkami. Pan Thower czekał już na mnie. Dzisiaj pierwsza lekcja latania. Pan Thower przywitał się :
- Witaj Ann i Nefri. Dzisiaj pierwsza lekcja. Było z Derwanem trochę problemów. Trzeba było pożyczyć Kotlika, który potrafi latać, a to było trudne. Derwan potrafi już latać, więc dzisiaj on nauczy Nefriego wzniesienia się w powietrze. Każdy Kotlik inaczej uczy młodsze osobniki. Dobra zaczynamy. - Wziął ode mnie kota i położył go koło Derwana. Powąchali się nawzajem i powiązali swoje ogony razem. Pan Thower powiedział zadowolony :
- Polubili się. Teraz będzie najfajniejsze. - Powiedział coś w języku, którego nie znałam, lecz trochę rozumiałam. I wskazał Derwanowi niebo. Derwan rozchylił skrzydła i wbił się w powietrze. Nefri poszedł w jego ślady. Po chwili szybował za Derwanem. Pan Thower powiedział zdumiony :
- Jeszcze żaden Kotlik w tym wieku nie latał. - Kotliki wylądowały przed nami. Nauczyciel nie potrafił tego zrozumieć. Nefri podleciał i wylądował mi na rękach. Stałam chwilę i pożegnałam się z nauczycielem i poszłam do pokoju. Demon wędrował po pustym korytarzu. Widziałam jak chłopcy siedzą pod swoimi pokojami i rozmawiają o czymś. Shadow i Kornen siedzieli w kącie i szeptali coś. Popatrzyłam w ich stronę. Ray patrzył przed siebie, w pewnym może mnie zauważył, ale nie spostrzegłam już zranienia. Po chwili spuścił wzrok. Kornena zaciekawiło na co patrzył Ray, lecz nie zdążył zobaczyć na co patrzył, bo mnie dawno tam nie było. Byłam szczęśliwa, że Ray już nie jest zraniony, ale było mi go nadal szkoda, bo wybrał sobie takiego oto kogoś, kogo prześladują demony. Wróciłam do pokoju. Nefri latał wokół mnie. Położyłam się i zasnęłam.
***
Pierwszą lekcją była Alchemia. Nefri był ze mną. Latał po całej klasie. Wylądował na czyjąś ławkę i dostałby książką, lecz ktoś go obronił, obronił go Ray. Wstałam podenerwowana i podeszłam do jego ławki. Osoba, która chciała walnąć dostała po głowie. Ray wziął i podał mi Nefriego. Wiedziałam że nie zrobił tego dla mnie tylko dla Kotlika. Powiedziałam:
- Dziękuję w imieniu Nefriego i mojego. To jest mój jedyny przyjaciel.- Stałam prosto. Jedna dłoń trzymała drugą, na wysokości bioder, przerwa tworzyła literę V. Zarumieniłam  się pod kapturem i odeszłam zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. Usiadłam w mojej ławce, trzymając kota na kolanach, tak by nie uciekł. Lekcje skończyły się szybko, przez apel ogłoszony przez dyrektora. Wszyscy uczniowie zebrali się w specjalnej sali dla apelów. Pan Mistar omówił różne tematy, ale nie wspomniał nic o zagrożeniu. Wróciłam do pokoju i od razu zasnęłam.
***
Ciche odgłosy obudził mnie w nocy. Spojrzałam przez okno, lecz niczego nie zauważyłam. Nefri spał. Położyłam się i zasnęłam.
***
Wstałam rano i poszłam na lekcję. Nikt nie wydawał się podenerwowany. Nefri ponownie mi towarzyszył, lecz nie latał po klasie jak oszalały. Demon wędrował po korytarzach. Nikt nie zwracał większej uwagi na nowych "nauczycieli". Jakieś dziwne uczucie przepełniało mnie od środka. Nie potrafiłam tego określić. Lekcje niczym się nie różniły. Codziennie przyjeżdżały nowe istoty. Na korytarzach robił się tłok. Nie dało się przejść bez żadnego problemu. W końcu zirytowałam się i poszłam do do pana Mistara. Oczywiście nie była go w szkole. Nadmiar ludzi (i nie tylko) bardzo mnie dołował i przytłaczał. Nie potrafiłam trzeźwo myśleć. Zaczęła się lekcja Języków Wymarłych. W klasie oprócz nauczyciela i uczniów, stały dwa stwory. Nie wiedziałam kim, ani czym są. Miałam podejść do tablicy, ale się źle poczułam. Przed oczami pojawiły się czarne plamki. Upadłam i poczułam ciepłe dłonie na ramieniu. Usłyszałam jeszcze:
- Kornen pomóż mi. Zaniesiemy ją do...
***
Obudziłam się w gabinecie znachorki. Rozejrzałam się uważnie, lecz nie przytomnie. Nie rozumiałam co tu robię. Pani Kowner zauważyła mnie po chwili. Podeszła i dała mi coś do picia. Było ohydne, miało smak imbiru ze starą podeszwą. Powiedziała :
- Czasem tak jest jak się przebywa w ich towarzystwie. Ja jak byłam w podobnym wieku do ciebie, też zemdlałam. Dobrze mogę ciebie już wypuść, ale jeśli źle się poczujesz do od razu do mnie przyjdź. A i jeszcze jedno... - Podała mi co mam robić, a czego nie. Pożegnałam się :
- Dobrze. Dziękuję i do widzenia. - Uchyliłam ogromne drzwi i przeszłam przez nie. Czekała mnie niechciana niespodzianka. Czekał tam Ray. Wydawało mi się to trochę typowe. Nie miałam na sobie kaptura, była to jedna z rzeczy, które muszę robić. Przez zakrywający mnie materiał nie dochodziły do mnie promienie słoneczne. Poza budynkiem rozpoczynał się zmierzch. Ray popatrzył na mnie. Zauważyłam dlaczego, stałam pod oknem i oświetlało mnie światło Księżyca. Odsunęłam się od razu. Nie mogłam pozwolić by znowu stało się to co dużo wcześniej. Nie chciałam go znów zranić. Niestety wychodziło to z marnym skutkiem. Im bardziej się starałam tym gorzej wychodziło. Postanowiłam się nie starać i jak najszybciej skończyć tą sytuację. Oczywiście jak zwykle się nie udało. Byłam blisko pokoju. Pożegnałam się nawet nie patrząc na niego. Złapał mnie za nadgarstek, odwrócił tak bym stała twarzą w twarz z nim i spytał:
- Czemu to robisz? Czemu traktujesz mnie jakbym był niewidoczny, jakbym nie istniał? Jakby to co było na polanie się nie zdarzyło. - Nie odpowiedziałam. Patrzyłam na niego. On patrzył zrezygnowany. Pewnie pomyślał "Pewnie się boi. Nie chce się przyznać że to co było na polanie coś znaczyło". Puścił nadgarstek i odszedł kawałek. Przemówiłam:
- Nie chcę żebyś zginął... - Wrócił się. Popatrzył na mnie. Nie potrafiłam nic odczytać z jego wyrazu twarzy. Dodałam:
- Nie mogę mieć przyjaciół... W-wszyscy... zginą ... Złą osobę pocałowałeś... To nie powinnam być ja... Teraz wrócimy do tego co było przed... Tymi złymi wydarzeniami. - Odwróciłam się na pięcie i poszłam w stronę pokoju. Skręciłam w prawo. Przez okna widziałam że on nadal tam stoi. Nie zwracałam na to uwagi. Weszłam do pokoju. Wydawało mi się że jestem nie czułą istotą. Zupełnie jakbym była kamieniem, chociaż i on odczuwa więcej niż ja. Wiem że powinnam czuć się okropnie za każdym razem gdy mówiłam coś złego do niego. Że powinnam być szczęśliwa że ktoś mnie pocałował i chyba coś do mniej czuje. Że w ogóle ktoś ze mną rozmawia. Lecz nie czułam nic takiego. Czułam się jak po normalnym dniu. Nie potrafiłam sobie wyobrazić jak to jest płakać i czuć się okropnie. Zawsze czułam tylko odrobinę szczęścia, ale i tak nie zawsze. Czułam się jak potwór. Zawsze grałam, że jestem normalną dziewczyną, niestety nie czułam się tak. Położyłam się z tymi męczącymi przemyśleniami. Nie spałam przez całą noc. Byłam zadowolona że mam Nefriego, ale on kiedyś mnie zostawi i wtedy zostanę sama.
***
Znowu słyszałam ciche szmery za oknem. Tym razem coś zauważyłam, było to duże stworzenie . Zamknięto go w żelaznej klatce. Ubrałam płaszcz na piżamę i wychyliłam się z pokoju trzymając Nefriego . Rozejrzałam się uważnie po ciemnym, pustym korytarzu. Nikogo nie było. Panowała głucha, nieprzyjemna cisza, która kuła w uszy i kazała odwracać się co chwilę. Zeszłam cicho po schodach. Nefri miauczał niezadowolony z nagłej pobudki. Co chwilę go uciszałam. Znalazłam się na zewnątrz. Poczułam orzeźwiające, wilgotne powietrze na twarzy. Stałam trochę i wczuwałam się w ten moment. Powędrowałam do metalowej klatki. Okazało się że był to błękitny smok. Skrzydła były trochę postrzępione u dołu. Przed uszami umiejscowione były "rogi", nie potrafię tego określić. Na ciele spoczywały ogromne rany. Podeszłam ostrożnie by nie wystraszyć smoka. Nefri strasznie się wyrywał. Wystawiłam dłoń przed siebie. Powąchał ją uważnie i szturchną ją delikatnie. Pogłaskałam go po nozdrzach. Smok położył się na ziemi i zasnął. Rany były okropne. Na brzegach łuszczyła się skóra i pojawiał się śluz, który prawdopodobnie jest naturalnym opatrunkiem. Spał już od około piętnastu minut. Odsunęłam rękę i wróciłam do pokoju. Chciałam móc mu pomóc, ale nie  wiedziałam jak. Zasnęłam na dwie godziny.
***
Rozdział 7
     Niechciane Sytuacje 
Obudził mnie skrzypiący i bardzo irytujący dźwięk. Spojrzałam przez drzwi. Okazało się, że niektórzy uczniowie wyjeżdżają ze szkoły. Ciągli za sobą wiele kufry. Inni byli obładowani różnymi torbami. Przebrałam się i wyszłam z pokoju. Poszłam pod klasę. Po chwili pani wpuściła nas do klasy. Rozejrzałam się po klasie, zdałam sobie sprawę, że z naszej klasy pojechały tylko dwie osoby. Jak zwykle Kornen patrzył na mnie z uśmieszkiem. Ray wydawał się nieprzytomny, jakby nie przyswajał żadnych informacji. Pod koniec lekcji przyszedł demon. Powiedział coś nauczycielce. Ogłosił :
- Wszyscy uczniowie za mną! - Z przyzwyczajenia stałam na końcu. Szłam za resztą. Chodziliśmy po krętych korytarzach. W końcu zjawiliśmy się w gabinecie dyrektora. Przywitaliśmy go, a on powiedział :
- Jak pewnie zauważyliście niektórzy uczniowie wyjechali dzisiaj rano. Muszę wasz poinformować, że grozi nam niebezpieczeństwo, lecz lekcje się nie zmienią, aż do czasu gdy nie będziemy mogli się obronić. Dobrze macie dzisiaj dzień wolny. - Wyszłam z gabinetu i poszłam w stronę swojego pokoju. Skręcałam na schody, gdy ktoś złapał za nadgarstek i podciągnął mnie do siebie. Okazało się, że to Ray. Oparł mnie o ścianę i powiedział :
- Czemu miałem Ci wczoraj uwierzyć? Już raz ci uwierzyłem i to się źle skończyło.
- Nie musisz mi wierzyć. Wystarczy że nie będziesz miał ze mną kontaktu. Nie będziesz na mnie patrzył, myślał ani robił cokolwiek co jest ze mną związane .
- Ja tak nie potrafię! Powinnaś to wiedzieć! J-ja...
- Nie kończ. To zrani tylko ciebie, bo ja nie potrafię czuć tego co ty. Żałuję że tak to się kończy, jesteś najlepszym chłopakiem jakiego znałam, ale... Nie jestem zwykłą dziewczyną... Nie czuję za bardzo uczuć... Nie mogę zranić ciebie ponownie, to... - Nie mogłam dokończyć. Pocałował mnie. Znowu poczułam ciepło. Odsunęłam się, ale on znów mnie pocałował. Demon przechodził i mnie zauważył. Złapał mnie mocno za ramię i zaciągnął mnie pod mój pokój. Zapytał :
- Na prawdę chcesz żeby on umarł? Przecież wiesz jak to się kończy.
- Nie chcę żeby zginą! On jest bardzo miły i inny niż wszyscy. Wiem, że nie może mieć ze mną nic wspólnego, ale nie potrafię mu dać do zrozumienia, że nie możemy być razem. Próbowałam wszystkiego, ale on jest uparty. Błagam nie rób mu nic złego. Zrobię wszystko co będziesz chciał.
- Kusząca propozycja.- Uśmiechnął się złośliwie. Dodał. - Jeszcze się zastanowię.
Weszłam do pokoju. Wymyśliłam co zrobię. Niestety go niewyobrażalnie go zranię.Założyłam czarną, luźną koszulę i spodnie. Położyłam się pod kołdrą. Dreszcze rozchodziły się po ciele. Przykryłam się dokładniej i mimo woli zasnęłam. 
***
Obudziłam się w środku nocy. Nie chciałam siedzieć w pokoju. Postanowiłam się przejść po szkole i podwórku. Księżyc oświetlał całe pomieszczenie. Nie potrzebowałam lampki. Usiadłam w bibliotece. Ostrożnie zapaliłam lampę i przeglądałam książki, trzymając ją w dłoni. Nie zmieniała dużo. Wzięłam pewną książkę, usiadłam i zasnęłam ją czytać. Lecz nie potrafiłam się skupić, cisza była bardziej irytująca niż hałas. Zamknęłam książkę i odłożyłam ją na jej miejsce. Wyszłam z biblioteki. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Usiadłam na podłodze. Próbowałam coś wymyślić, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Powędrowałam w stronę wyjścia. Uchyliłam drzwi i prześlizgnęłam się na zewnątrz. Smok leżał w klatce. Prawie wszystkie rany się wygoiły, niestety zostały blizny. Wystawiłam rękę przed siebie i delikatnie pogłaskałam go po pysku i szyi. Odeszłam w stronę lasu. Co dziwne był bezpieczniejszy nocą, niż dniem. Nie spotkałam tam nikogo, a bardzo chciałam z kimkolwiek porozmawiać, nawet z demonem. Samotność była dokuczliwa. Chciałam z kimś pospędzać czas. Wiedziałam, że nie mam za bardzo z kim. Usiadłam pod drzewem. Zamknęłam oczy, które zaczęły piec. Usłyszałam ciche kroki. Otworzyłam oczy i rozglądałam się zdezorientowana. Koło mnie usiadł demon i zapytał :
- Czy ty coś do niego czujesz? 
- Co? 
- Czy go kochasz, czy tylko czujesz przyjaźń?
- N... C... Nie wiem co odpowiedzieć. Czemu oto się pytasz? Żeby mi dokuczyć, zranić czy co? 
- Byłem tylko ciekaw...
- Coś jeszcze?... Nie musisz cały czas mi przypominać, o tamtym zdarzeniu. Zawsze mi jest ciężko gdy o tym wspomnę. Nie z powodu, że go kocham, tylko, że on przeze mnie cierpi. Dobra wracaj do męczenia dusz. - Wstałam, otrzepałam swoje ubranie i powędrowałam w stronę szkoły. Po raz pierwszy demon siedział w świetle Księżyca. Oparty z tyłu rękami , patrzył w gwiazdy. Wracałam do pokoju, gdy usłyszałam oddalone tupoty stóp. Było to prawdopodobnie pięć osób. Zastanawiałam się czy iść za nimi, czy wrócić do pokoju. Nie wiedziałam co robić. Zdecydowałam pójść do pokoju. Niestety była to zła decyzja. Spotkałam Kornena z przerażającym uśmieszkiem. Powiedział :
- Witaj Ann. Teraz mi nie uciekniesz. Będziesz moja... I tylko moja. - Pobiegłam w przeciwnym kierunku od miejsca, w którym stał zielonowłosy. Zbiegłam po schodach i jak zwykle się wywróciłam, zahaczając o kąt schodka. On zeskoczył ze schodów, lądując nade mną. Przykucnął i szepnął:
- Dobrze, że się rozgrzałaś, będzie nam łatwiej. - Zaczął całować mnie po szyi, lecz o dziwo nie schodził niżej. Jego kumple zaczęli się zbierać. Usłyszałam jak pewien zapukał do drzwi i powiedział uradowany jak małe dziecko, widzące po raz pierwszy w życiu cyrk :
- Chodź! Podobno ci zrobiła świństwo. Będziesz mógł się zemścić! I zrobić co będziesz chciał! Kornen tak nakazał, chociaż widać, że chciałby być na twoim miejscu. - Odwróciłam głowę w stronę tamtych drzwi. Z pokoju wyszedł Ray. Nie miał na sobie koszulki, tylko ozdobny szlafrok i bieliznę . Zgraja stała nade mną i wodziła wzrokiem, za każdym ruchem "Wodza". Nie wydałam z siebie żadnego dźwięku. Ray popatrzył na mnie kamienną twarzą. Nie spostrzegłam tam żadnej troski, ani litości, tylko pogardę. Patrzył na mnie z tą właśnie miną. Popatrzyłam na niego i odwróciłam twarz w stronę okna. Słuchałam chichotów chłopców. Poczułam kroki , Ray podszedł bliżej i powiedział :
- Kornen dziękuję. Miałeś genialny pomysł. A teraz zabieram ją w pewne miejsce... I nie, nie możecie z nami iść. Chcę się pobawić niebiesko-włosą. Wy jeszcze tego nie pojmicie. - Poczułam, że się unoszę. Zamknęłam oczy, ale zanim to zrobiłam ujrzałam jak reszta robiła przejście dla Raya i Kornena, który poprawia rozpiętą koszulę. Czułam drgania na ciele. Szliśmy od jakiś pięciu minut. W pewnym momencie poczułam, że się zatrzymał i położył mnie na ławkę. Po dłuższej chwili otworzyłam oczy, okazało się, że jesteśmy w bardzo małym pomieszczeniu, który przypominał mi komórkę. Ray stał nad mną. Zwiesiłam głowę i powiedziałam praktycznie bez głośnie :
- Rób co musisz...- Podszedł do mnie i poprawił mi koszulkę. Popatrzyłam na niego, ale on nie zwrócił uwagi. Podkurczyłam nogi. Nie wiedziałam co zrobić. Siedziałam i wpatrywałam się w kolana. Podszedł i zapytał :
- Czemu nie płakałaś? To co robisz jest dziwne. Na prawdę nie rozumiem... Czy ty tego chciałaś? Bo z tego co robiłaś wychodzi, że tak. 
- Nie potrafię płakać...- Po długiej chwili dodałam. - Trzeba było mnie tam zostawić... J-ja... ciebie... nie kocham. Ja ciebie nienawidzę. Wiem, że Cię ranię, ale to jest prawda. Wybacz.... - Cały czas miałam zwieszoną głowę. Za wszelką cenę unikałam jego wzroku. Włosy zakrywały mi całą twarz. Po chwili poczułam jak ktoś podnosił mi podbródek. Shadow popatrzył mi w oczy i powiedział :
- To nie jest prawda... Widzę. Powiedz mi czy prawdą było to co mówiłaś o demonach. Tylko to, potem dam ci spokój. - Przygryzłam wargę z nerwów. Po dłuższych namysłach, powiedziałam:
- Tak... Dlatego nie możemy... - Znowu nie dokończyłam. Poczułam usta na moich wargach. Pocałował mnie delikatnie, podtrzymując podbródek. Po chwili objął mnie delikatnie w talii. Po długim czasie, odepchnęłam go od siebie. Nie próbował mnie ponownie pocałować, tylko powiedział :
- Trudno, mogę zginąć, mogę cierpieć przez wiele lat, mogę być torturowany, ale tylko by spędzić z tobą tą krótką chwilę. Nie rozumiem czemu tak jest, ale mogę się podać wszelkim torturą by powąchać twoje włosy lub cię dotknąć. Dlatego byłem przez kilka miesięcy przygnębiony i nieobecny. Przypomniałem sobie jaką miękkość ma twoja skóra. Więc musisz mi wybaczyć, ale nigdy nie dam za wygraną. - Nie miałam czasu, żeby coś powiedzieć. Zrozumiałam o co mu chodziło. Poczułam drobną część tego co mówił. Podbiegł do mnie i mnie pocałował, teraz czulej, ale nadal delikatnie. Złapałam go za barki, co wykorzystał i mnie podniósł. Oplotłam go nogami, nad początkiem spodenek. Zawiesiłam jedną ręką na jego szyję. Nie zapędził się dalej, oprócz całowania w usta. 
***
Rozdział 8
Spędziłam prawie całą noc z Rayem. Nie brakowało nam tematów do rozmowy. Czasem zapadała cisza, ale na krótko. Odprowadził mnie do pokoju, omijając swoich "kumpli". Znaleźliśmy się pod moim pokojem. Pocałowałam go w policzek i odeszłam w stronę drzwi. Zanim złapałam klamkę, złapał mnie w talii, przyciągnął do siebie i powiedział :
- Takie zakończenie mi nie pasuje. - Pocałował mnie czule, ale nadal delikatnie. Otworzyłam drzwi i wstąpiłam do pomieszczenia. Od razu zostałam rzucona na ścianę. Demon podniósł mnie za szyję i powiedział :
- Brawo! Brakuje nam pięknisia. Będzie pupilkiem księżniczki czy bogatych demonów.
- Nie! Nie rób tego! Nie chcę żeby cierpiał, by mógł żyć. Jak istnieje jakaś opcja by mógł to i nie cierpieć.
- Nie ma takiej opcji, chyba, że przekonasz króla i boga demonów, lub demona, który ciebie odwiedza. A na mnie nie licz. Jesteś pierwszą duszą, której nie zabiłem w pierwszym tygodniu. Nie chcę żebyś cierpiała.
- Czemu nie chcesz żebym cierpiała?
- Bo jesteś do mnie podobna... Gdy miałem siedemnaście lat, czyli tyle ile ty, zakochałem się z wzajemnością. Też siedziałem w rogu z książką. Ona mnie zauważyła. Wtedy już się nie chowałem. Kiedy skończyliśmy tą szkołę, oznajmiła mi, że już mnie nie kocha. Załamałem się i wróciłeś do swojego charakteru.
- Jakim cudem chodziłeś do tej szkoły? Demony nie mogą tutaj chodzić.
- Dokończę. I tej nocy umarłem.
- Ale przecież demonem się rodzi.
- Tak, ale pomógł mi pan Mistar, wtedy był w moim wieku. Był najlepszym przyjacielem księcia demonów. Poprosił go oto bym był demonem. Ten przez cały  czas odmawiał, lecz w końcu się zgodził. I od tamtej pory jestem demonem. I nie chcę żebyś skończyła tak jak ja. Wybacz, ale albo zginie, lub nie będzie ciebie kochał. W razie czego mam plan jak go zranić.- Nie wiedziałam co powiedzieć, ale teraz rozumiałam o co im chodziło. Nie pojmowałam do tej pory. Patrzyłam na niego. Powiedziałam smutno :
- Ale... Ja... Czemu?- Nie odpowiedział. Usiadł na łóżko. Patrzył przez okno. Ja nadal stałam w jednym miejscu. Widać było, że mu smutno. Powiedział :
- Jestem Will. - Nie powiedział nic więcej. Ja też się nie odzywałam. Położyłam się na brzegu łóżka i zasnęłam.
***
Will spał obok. Skrzydła zajmowały prawie całą przestrzeń na łóżku. Ja obudziłam się na jego skrzydłach. Tym razem miały na sobie pióra, zwykle nie miały. Dzisiaj był dzień otwarcia jarmarku. Niestety musiałam założyć sukienkę. Zabrałam czarną sukienkę i weszłam do łazienki. Umyłam się i przebrałam . Gdy wyszłam demon się obudził i próbował wyjść. Zapytałam:
- Wychodzisz?
- Wychodzę.
- Dobra, to idź... Nie wiem co zrobić z Rayem. Nie chcę go ranić, a ty nie chcesz mi pomóc. I tak to on by cierpiał. W końcu i tak się rozstaniemy.- Popatrzyłam na Willa. Usłyszałam jak cicho mówił "Też tak myślałem". Powiedział, głośno :
- Dzisiaj masz ostatni dzień, a jutro musisz z nim skończyć, lub... Dobrze wiesz... Skarbie.- I wyszedł. Już dawno przywykłam do tego jak mnie nazywa. Wzięłam dużą, skórzaną torbę i Nefriego. Ostatnio jest strasznie przymilny. Powędrowałam do pana Thowera. Porozmawialiśmy i pomogłam mu przenieść rzeczy na nasze miejsce. Budki ciągnęły się od miasta do szkoły. Zanim wszystko przygotowaliśmy był już zachód Słońca. Usadowiłam Nefriego na widoku kupujących. Ludzie (i nie tylko) dopiero się zbierali. Najpopularniejszą rzeczą była karma lecznicza dla zmiennokształtnych ssaków. Sprzedawałam sporo drobiazgów. Kilkoro kupujących pytało się czy Kotlik jest na sprzedaż. Po jakiś trzech godzinach zmieniła mnie dziewczyna z mojej klasy. Zostało mi jeszcze trochę pieniędzy z poprzedniej wycieczki. Rozejrzałam się po straganach. Kupiłam kilka drobiazgów i coś do jedzenia. Przeszłam się po okolicy, w końcu postanowiłam usiąść pod drzewem, z dala od zgiełku. Zamknęłam oczy, trzymając jedzenie w dłoni. Poczułam na ramieniu nacisk. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Raya. Patrzyłam na niego, nie ruszając się z miejsca. Schylając się powiedział :
- Cześć.- Wiedziałam, że dzisiaj ostatni raz mogę go całować. Było mi okropnie. Usiadł obok. Nie odzywałam się, patrzyłam na jedzenie. Ray zapytał :
- Czemu nic nie mówisz?
- Wiem rzeczy, której nie mogę powiedzieć. Musisz mi wybaczyć, ale ci powiedzieć.
- Dobrze, ale jeśli nie będzie to za cenę dzisiejszego dnia. Zgoda?
- Zgoda.- Wstał i podał mi dłoń, którą chwyciłam. Stałam i popatrzyłam na Raya. Uśmiechnął się złośliwie, ale nie tak jak Kornen. Poniósł mnie, zupełnie jak pannę młodą i zaczął się kręcić wokół własnej osi. Odłożył mnie po chwili na ziemię. Oddychał głośno, ja też oddychałam szybciej. Popatrzyliśmy na siebie. Ray pochylił głowę, położył dłonie na moich włosach i pocałował. Zaczepiłam delikatnie dłonie na jego barkach. Po raz pierwszy nic nam nie przerwało. Po chwili poszliśmy w stronę budek. Ray zobaczył chłopców z naszej i stał się sztywny. Powiedział :
- Nie idźmy tam. Chodźmy do lasu.
- Co się stało?
- Nie ważne. Potem ci wyjaśnię. A teraz chodź, chyba, że mam ciebie ponieść? - Nie odpowiedziałam. Szłam przed siebie. Nagle podniosłam się w powietrze. Powiedziałam :
- Odstaw mnie, proszę.
- Czemu mam ciebie odstawić?
- Bo proszę.
- Nie położę.
- Ray! Połóż mnie.
- No dobrze.- Odstawiono mnie na glebę. Pocałowałam go w policzek. Uśmiechnął się trochę. Prowadził mnie do miejsca, w którym się pierwszy raz pocałowaliśmy. Ciekawiło mnie czemu tam idziemy. Nie wiedziałam o co chodzi. Odwracałam się co chwilę i uśmiechałam się. Shadow nie przyśpieszał, wędrował swoim normalnym tempem. Znalazłam odpowiednie drzewo. Znalazłam szczelinę i przeszłam przez nią. Odczuwałam lekkie deja-vu. Usiadłam na pomoście, nogi zwisały wolno. Ray usiadł blisko mnie. Objął mnie ramieniem. Zapytałam:
- O co chodzi Ray? Jesteś dzisiaj jakiś przygnębiony.
- Ann... Ja...
- Dokończ. Nie będę się śmiać, ani nic takiego. - Położyłam dłoń na jego bark.
- Ja czuję, uważam, że ty jednak nic do mnie nie czujesz. Że to jest tylko po jednej stronie.
- Ray, ja...
- Wiem to, że nie możesz, a może nie chcesz ze mną być. Lecz ja tak nie mogę. Ja czuję więź z tobą... Nie wiem jak to nazwać, ale...
- Ray ja czuję to samo, ale w mniejszym stopniu. Chciałabym, czuć to co ty. Uczucie, które przepełnia ciebie,  że nie możesz wytrzymać. Ja czuję uczucie, które przepełnia mój organizm, ale do wytrzymania. Nie wiem czemu tak jest, ale to chyba mój charakter, lub cecha po rodzinie, albo coś kompletnie innego. Wiem, że jeśli jedna strona kocha bardziej niż ta druga, to się rozpadnie. Więc możemy to zakończyć. Co nie sprawiedliwe ty będziesz cierpiał bardziej, ale postaram się unikać ciebie za wszelką cenę. - Cały czas miałam zwieszoną głowę. Ponownie unikałam jego wzroku. Było mi źle, to miał być ostatni dzień, w którym jestem razem z nim, w którym mogę go całować. Niestety on zadecydował, że dzisiaj się to skończy. Powiedział :
- Czyli miałem rację, że nie chcesz ze mną być...
- Ray! Ja nie... Nie ważne.- Ray przyglądał mi się, co nie było w tym momencie przyjemne. Nic nie mówił, co bardzo mnie zirytowało. Wstałam i odeszłam w stronę szczeliny. Złapał mnie za dłoń i powiedział :
- Chciałaś coś powiedzieć, prawda?
- Nie. Nie chcesz tego omówić, to uważam tą sprawę za zakończoną.- Powiedziałam ostro. Nie chciałam tego przedłużać. Byłoby to bardziej niezręczne i trudne. - Jak mam ci polecić jakąś fajną dziewczynę to Iris czy Dina. Są bardzo fajne. - Przyciągnął mnie do siebie i powiedział zdenerwowany :
- Nie rozumiesz, że nie chcę innej?! Jesteś tą jedyną! Tylko ciebie mogę kochać!
- Nie mów tak! Nie jestem nią! Ja będę ciebie za każdym razem ranić! Dlatego nie możemy być razem! Może i możesz się poddać torturą, lub śmierci, ale ja tego nie zniosę! A to cebulę czeka ze mną! Wybacz, albo i nie, ale nie chcę żeby ktokolwiek zginą!- Nachylił głowę by mnie pocałować. Tym razem mu nie pozwoliłam.- Nie... Za każdym razem tak rozwiązujesz problem, ja niestety temu się poddawałam, ale tym razem nie! Muszę to skończyć! Żegnaj - Poszłam do szkoły. Było mi smutno, jak nigdy dotąd. Pewnie przez to, że jednak coś poczułam do niego. Denerwuje mnie to, że już tyle razy go zostawiłam. Najchętniej wyrwałabym sobie włosy, jeden pod drugim, a potem zrzuciła się z klifu pięć razy. Niestety taka opcja nie wchodzi w grę, bo demon, znaczy Will, mnie uratuje. Byłam po drugiej stronie szczeliny. Musiałam się wyżyć, więc pobiegłam najszybciej jak potrafiłam. Szybko znalazłam się pod szkołą. Biegłam środkiem placu. Nie zwracałam uwagi na ludzi, którzy patrzyli zdumieni i szeptali między sobą. Nefri podleciał do mnie. Wbiegłam do budynku i po niezliczonych schodkach znalazłam się pod pokojem. Rzuciłam się na łóżko, po okropnie długim leżeniu, zasnęłam.
***
Obudziły mnie promienie Słońca i cień padający na mnie. Okazało się, że to Will. Powiedział:
- Dzień dobry Ann. Dobrze zrobiłaś. Wybacz, że tak postąpiłem, ale nie mogę pozwolić... Dobra zbieraj się. Za dwadzieścia minut zaczyna się lekcja. - Demon wyleciał przez okno. Przebrałam się i wyszłam z pokoju. Specjalnie szłam dłuższą drogą, by nie spotkać po drodze Shadowa. Męczyła mnie myśl spotkania z nim. Gdy opowiadał mi tej okropniej nocy, co odczuwa gdy jest w moim pobliżu. Jak się czuje, gdy mój zapach dotrze do niego . To mnie najbardziej dobijało. Że mimo wszystkiemu co będę robić i tak coś będzie go męczyło. Będzie tęsknił za kolorem moich włosów, za dotykiem moich dłoni. Ja też trochę tęskniłam, ale nie pozwolę by uczucia kogoś zabiły. Byłam pod klasą. Stałam tam jako pierwsza. Po chwili, uczniowie z mojej klasy zaczęli się zbierać. Weszłam do klasy. Nie zauważyłam Raya, z czego się cieszyłam. Siedziałam w pierwszej ławce. Nie odwracałam się do tyłu. Nie chciałam przez przypadek spojrzeć na niego. Siedziałam sztywno. Słuchałam uważnie tego co omawiała nauczycielka. Zadzwonił dzwonek. Zebrałam pośpiesznie swoje rzeczy i wyszłam jako pierwsza. Nawet gdyby zaczął biec, by mnie nie dogonił. Podbiegłam kilka razy. Demon zauważył gdzie mamy lekcje. Poszedł za mną. Siedziałam za demonem, tak by nie było do mnie przejścia. Włosy przerzuciłam do tyłu, twarz zakryłam, otwartą książkom. Próbowałam czytać, ale szło mi to opornie. Patrzyłam bez celu na środek książki. Dzwonek ogłosił początek lekcji. Zerwałam się i wbiegłam do klasy. Jak zwykle usiadłam na swoim miejscu. Usuwałam wszystkie dźwięki, które nie były związane z tematem lekcji. Pani coś powiedziała na temat miłości roślin. Mózg podłączył głos Raya. Cichy i spokojny z nutą smutku. Otrząsnęłam się i słuchałam dalej wykładów nauczyciela. Lekcja skończyła się. Ponownie wybiegłam jak najszybciej się dało. Niestety nie miałam jak schować się za kimś, by nie spotkać Raya. Na razie samotność mi nie dokuczała. Siedziałam w ciemnym kącie, tak by nie było mnie widać. Widziałam jak Ray przeszukuje wzrokiem korytarz. Przycisnęłam bardziej do ściany. Czas do dzwonka dłużył się w nieskończoność. Siedziałam jak na szpilkach, sztywna i podenerwowana. Dzwonek zaryczał, nad moim uchem. Podskoczyłam i podbiegłam pod drzwi klasy. Starałam się wbić w tłum. Niestety się nie udało. Złapał mnie za łokieć. Byłam na środku mieszaniny uczniów. Wyrwałam rękę najszybciej jak potrafiłam. Nauczyciel otworzył drzwi. Wyrwałam do przodu. Zrobiłam się czerwona dlatego zakryłam się kapturem. Kiedy poczułam, że rumieńce schodzą, ściągnęłam go z głowy. Dalej siedziałam sztywno, ale teraz bardzo, jeśli było to możliwe. Ostatnia lekcja minęła szybko. Nauczycielka wypuściła nas trochę szybciej. Wybiegłam z klasy jak poparzona. Wpadłam na jakiegoś człowieka i pobiegłam dalej. Po raz pierwszy nie wbiegłam do pokoju. Wybiegłam na dwór. Padał deszcz, było orzeźwiająco i przyjemnie. Przebiegłam się po lesie. Nie zważając na nic uwagi. Wiatr szumił głośno w uszach. Wyczuwalny był opór powietrza. Nie wiedziałam dokąd zmierzam. Po prostu biegłam przed siebie. Chciałam uciec od tej skomplikowanej sytuacji z Rayem. Teraz była bardziej irytująca, niż smutna. Bo on uparcie dążył do tego by być ze mną, jakby nie potrafił zrozumieć, że to nie możliwe. Otrząsnęłam się i nie myślałam o tym. Odciełam myśli od tego co mnie męczyło. Starałam się nie myśleć o niczym. Zmęczona usiadłam na starym konarze. Słyszałam ćwierkot ptaków. Zamknęłam oczy i położyłam się na drewnie. Usłyszałam kroki. Oczy nadal miałam zamknięte, ale byłam gotowa do odskoku. Nasłuchiwałam kroków. Ktoś przeszedł obok dugając mnie w ramię. Zirytowało mnie to, otworzyłam oczy i spostrzegłam Kornena. Oparł się o drzewo, mówiąc :
- Ty... Jak mogłaś mu to zrobić tyle razy?! Nie po to ciebie oszczędziłem.
- Trzeba było mnie nie oszczędzać! Przynajmniej by nie cierpiał. A teraz rób co chcesz...
- Wiesz, teraz będziesz miała o wiele, wiele, wiele gorzej, niż wcześniej. Do zobaczenia. - Nie przejęłam się tym co powiedział. Miałam to w głębokim poważaniu. Odszedł już dawno. Ja nadal leżałam. Nie zamierzałam stąd odchodzić. Niestety musiałam iść. Dzisiaj świętowaliśmy urodziny dyrektora. Wszyscy musieli ubrać się odświętnie. Wróciłam szybko do szkoły. Wbiegłam szybko do góry. Znalazłam czarną suknię ze srebrnymi nitkami, przeszytymi przez materiał sukni. Włosy przełożyłam na bok i zabrałam narzutkę . Wyszłam i usiadłam w rogu sali tak by mnie nie było widać. Siedziałam tam około dziesięciu minut. Impreza się zaczęła. Nie było to nic ciekawego. Po złożeniu życzeń i zjedzeniu posiłku zaczęły się tańce. Dyrektor tańczył z przewodniczącą uczniów. Pani Dower z panem Thowerem. Pan Stonehand z panią Mather. Ja nie lubiłam tańczyć. Nie rozumiałam tego, co jest w tym fajnego. Ray siedział po drugiej stronie, wielkiego pomieszczenia. Mimo usilnych starań, zauważył mnie. Szedł szybkim krokiem w moją stronę. Demon zauważył to. Podleciał i złapał mnie. Poleciał na sam środek parkietu. Szepnął :
- Nie możesz odejść. Wtedy wszystko zacznie się od początku.
- Co mam zrobić? Nigdy nie lubiłam tańczyć.
- Podaj dłoń... Tak. A teraz połóż dłoń na mojej łopatce... O właśnie. Dobra, powiem jak sobie odpuści. - Tańczyliśmy. Na początku było sztywno, ale potem się rozluźniłam, tak samo jak on. Dziewczyny szeptały między sobą. Zakręcił mnie kilka razy. Zaczęłam trochę chichotać. Uśmiechnęłam się miło do Willa. On odwzajemnił to. Czułam się przy nim bardzo swobodnie, ale nie tak jak przy Rayu. Przy nim się czuję jak przy przyjacielu. Powiedział :
- Dobra, poszedł. To zmiana.- Zakręcił mną i zniknął, pojawił się koło nauczycielki Elikis, uczyła ona języka elfickiego. Odbił ją od jakiegoś chłopaka. Miał ciemne brązowe włosy, był wyskoki i szczupły. Prawdopodobnie było o rok starszy. Podszedł i poprosił:
- Mogę prosić do tańca?
- Ymm... Tak.- Podałam mu dłoń. Położyłam ręce na jego barki. On położył na moich łopatkach .
- Jestem Matt.
- Ann. Ładne imię.
- Dziękuję. Twoje też jest ładne.- Nie wiedziałam o czym rozmawiać. Poruszaliśmy się delikatnie . Obrócił mnie trochę. Oparłam dłoń na jego torsie. Po chwili odłożyłam ją i powiedziałam :
- Przepraszam. Dziękuję za taniec, Matt.
- Może ciebie odprowadzę. Nie mam złych zamiarów, tylko tak sama będziesz wracać.
- Nie trzeba.
- Ale mogę?
- No tak.- Wzięłam trochę ciasta i bagietkę. Poszliśmy w stronę mojego pokoju . Trochę porozmawialiśmy. Skręciliśmy na schodach, by móc przejść do mojego pokoju, gdy zauważyłam Raya ze swoją zgrają. Złapałam Matta za koszulę i pociągnęłam w stronę ściany, tak by nie było widać mojej twarzy. Szepnęłam :
- Przepraszam. Zaraz ciebie puszczę. Chowam się przed dwoma chłopakami z tamtej grupy. Nie może mnie zobaczyć. - Spojrzałam w jego oczy.
- Rozumiem. Spokojnie. Zaraz pójdą. Muszę coś zrobić, żeby wyglądało to naturalnej. Nie martw się, nie pocałuję ciebie. - Złapał mnie w talii i przybliżył się. Byłam przyzwyczajona, że teraz był pocałunek, ale dotrzymał danego mi słowa. Widziałam pół-okiem jak Ray patrzył w tą stronę. Pomyślałam, że nagle się domyśli, że to ja. Zeszli na dół. Poczekaliśmy aż ucichną kroki. Powiedziałam:
- Dziękuję. Na prawdę dziękuję. Nie wiesz ile to dla mnie znaczy. Wszystko by się znowu poplątało.
- Nie ma sprawy. A powiesz, który to był? Pytam z ciekawości.
- Ten z ciemnymi włosami. Wszystko to moja wina, więc jeśli przeszło ci coś złego przez myśl to nie możesz mu nic zrobić. Proszę.
- Dobrze, dobrze. Ile jeszcze do twojego pokoju?
- Już.
- Tak szybko? No dobra. To do zobaczenia?
- Może. To zależy
- Od czego?
- Nie ważne. To cześć i dobranoc. - Pomachałam mu ręką i weszłam do środka. Nefri spał na łóżku. Pogłaskałam go i powiedziałam :
- Jutro wezmę ciebie na dwór. A teraz śpij. - Ściągnęłam suknie i powiesiłam ją na wieszaku. Buty rzuciłam w róg pokoju. Założyłam szarą koszulkę do kolana i krótkie spodenki. Położyłam się i zasnęłam, przytulona do Kotlika, który mruczał milutko.
***
Rozdział 9
Obudził mnie utrapieńczy jęk, przez co spadłam z łóżka. Uderzyłam się udem w kąt ściany. Wstałam, pocierając udo. Zajrzałam na korytarz. Było pusto. Wyszłam i rozejrzałam się. Nikogo, ani niczego nie zauważyłam. Po woli zeszłam po schodach. Widziałam jak ciemna ciecz pokrywa podłogę. Całe szczęście nie była to krew żadnego ucznia ani nauczyciela. Leżał tam trup jakiegoś mężczyzny, który ubrany był na biało. Nie przeraziłam się na ten widok, ale było mi go szkoda. Nie chciałabym leżeć przez kilka godzin na środku korytarza i zostać rozdeptanym, a później być pochowana w przypadkowym miejscu. Podeszłam ostrożnie i pociągnęłam martwe ciało pod ścianę, ściągnęłam jego białą kurtę i położyłam mu ją na twarzy. Podczas powrotu, nie znalazłam już żadnych podobnych rzeczy. Postanowiłam się spakować, tak na w razie czego. Poukładałam swoje rzeczy w plecaku podróżnym. Był duży i pojemny, ale wygodnie się go nosiło. Zakradłam się do kuchni i zabrałam trochę jedzenia i wody. Powróciłam do pokoju i wsadziłam paczkę z jedzeniem, było tam dosyć sporo jedzenia dla mnie i Nefriego. Rozejrzałam się po pokoju by sprawdzić czy wszystko wzięłam. Położyłam się i zasnęłam czujnym snem.
***
Nie słyszałam żadnych niepokojących dźwięków. Ubrałam czarne spodnie i szarą koszulę, którą wsadziłam do spodni. Wzięłam mały sztylet, tak żeby móc się obronić. Zabrałam książki i wyszłam pod klasę. Dzisiaj nie przejmowałam się Rayem. Z jakiegoś powodu mi przeszło. Nie byłam już sztywna, podenerwowana, ani smutna. Wróciłam do normalnego trybu życia. Teraz bardziej martwiłam się by w razie niebezpieczeństwa mieć jak uciec. Gdy tak o tym myślałam, kilka razy pojawiła się obawa, że Rayowi może się coś stać, że nie uda mu się uciec i zginie na jednym z pustych korytarzy. Kilka razy myślałam, że może mi jednak się nie uda, że w końcu będę miała spokój, ale wiedziałam, że to jest nie możliwe i nierealne. Nie dadzą mi tak szybko odpocząć. Pani Mather od wczoraj miała dobry i radosny humor, gdyby wiedziała tyle co ja by go wcale nie miała. Lekcja skończyła się szybko. Gdziekolwiek się znalazłam, rozglądałam się za miejscem ucieczki i miejscem, z którego da się dobiec w bardzo krótkim czasie do mojego pokoju. Przez wszystkie lekcje nic takiego się nie zdarzyło, ale ja i tak na każdej z nich byłam gotowa do ucieczki. Napisałam na małej kartce:
Uważaj na siebie. Spakuj swoje rzeczy i bądź cały czas czujny. Możliwe, że będzie trzeba uciekać.
P.S. Przygotuj odpowiedni ekwipunek i towarzyszy.
                            Wiesz kto pisze.
Wsadziłam to niepostrzeżenie do kieszeni Raya. I odbiegłam od grupki uczniów. Weszłam do pokoju. Ponownie sprawdziłam czy wszystko co potrzebne jest spakowane. Byłam szczęśliwa, że rodzice zadbali o to żebym miała w razie czego jak uciec. Powiedziałam do Nefriego :
- Nefri, prawdopodobnie będzie trzeba się wynieść, ale to w ostateczności, a teraz musimy się przespać. - Zrobiłam na szybko zadanie i zasnęłam ponownie niespokojnie i czujnie.
***
Tej nocy kolejny raz nie słyszałam nic, oprócz dźwięku szarpania metalowego płotu. Ubrałam się w wygodne ubrania i wyszłam z pokoju. Pierwszą lekcją była Alchemia z panią Dower. Wyobraziłam sobie jak pani Dower zostaje zamordowana i wykorzystana. Zrobiło mi się słabo, była dla mnie jak tak jakby matką, ale nie do końca. Nie wiem jak opisać to uczucie, ale ja tak uważam. Nie wiedziałam jak jest mieć matkę, dlatego też tak uważałam. Pani Dower zauważyła to i zabrała mnie na korytarz. Zapytała:
- Ann co się dzieje?
- J-ja... Mam przeczucie, że coś zaatakuje szkołę i uczniowie zginą...
- Ale nie o to chodzi, prawda?
- Mhm... Bo ja...- Zacięłam się, nie potrafiłam tego powiedzieć. Nauczycielka powiedziała delikatnie :
- Powiedz, cokolwiek to było, nie obrażę się. - Uśmiechnęła się miło.
- Wyobraziłam sobie jak... Pani ginie i... I zostaje wykorzystana... Męczy mnie to, że tak może się stać. A pani jest dla mnie bardzo ważna. - Pani Dower trochę zaniemówiła, ale po chwili dodała:
- Ann... Nie denerwuj się tak. To są twoje obawy. Nic się nie stało, dobrze, że mi powiedziałaś... Chodź, wracamy do klasy, bo zaraz ją zamienią w czarną dziurę. - Objęła mnie w ramionach i zaprowadziła mnie do klasy. Usiadłam w pierwszej ławce. Mimo tego co powiedziała pani i tak czułam niepokój. Lekcja zakończyła się. Powiedziałam pani, że ma się pilnować, że nie może pozwolić by jej się coś stało. Moje przeczucie spełniło się na trzeciej lekcji. Przed lekcją widziałam jak obrońcy tłoczą się i biegają po korytarzu. Lekcja zaczęła się. W połowie usłyszałam dziwną piosenkę w przekształconym języku elfickim. Tłumaczenie brzmiało tak:

Uciekajcie wszyscy,
Chyba, że zginąć chcecie
I tak znikniecie.
Bęben bije, bęben bije
Uciekajcie samobójcy
Chyba, że zginąć chcecie
Bęben bije, bęben dzwoni
Byście zniknąć chcieli.

Piosenka ogłosiła ucieczkę dla mnie. Zerwałam się szybko i pobiegłam do pokoju. Widziałam kątem oka jak Ray uzgadnia coś z chłopakami i jak patrzy w moją stronę. Wyglądał jakby widział mnie ostatni raz. Widziałam jak zbliżają się białe plamy. Byłam pod pokojem gdy było widać ich oręż za oknami . Wbiegłam zarzuciłam na siebie plecak i wsadziłam Nefriego do środka kurtki, którą zapięłam. Założyłam kaptur i wyskoczyłam przez okno, lądując na dachu, piętro niżej. Rozejrzałam się i zeskoczyłam bezgłośnie na glebę. Już miałam wbiec do lasu gdy zobaczyłam smoka. Spojrzałam w lewo i w prawo. Podeszłam do klatki i powiedziałam:
- Smoku. Pomóż naszym. - Otworzyłam klatkę. Smok wyszedł i pokiwał głową. Pogłaskałam go i pobiegłam w stronę zbiorowiska drzew. Smok rozprostował skrzydła. Odwróciłam głowę do tyłu i zobaczyłam jak smok wyrusza do ataku na białą hordę. Wbiegłam bardzo szybko do gęstwiny. Schowałam się za drzewem i przyglądałam się bitwie. Zobaczyłam jak jeden z uczniów biegnie w stronę lasu. Był bardzo blisko. Gdy nagle został postrzelony kilkunastoma strzałami, ale nie poddał się. Czołgał się za drzewo. Chciałam podbiec i pomóc mu, ale wystrzelili jakieś dziwne stworzenie, które sparaliżowało go i zrobiło mu ogromną dziurę w brzuchu. Stworzenie wróciło do właściciela. Poczekałam chwilę i pobiegłam do chłopaka. Przykucnęłam i chciałam go przesunąć, ale złapał mnie za rękę i powiedział :
- Uciekaj! Zostaw mnie tu.- Pod koniec wypluł krew, ale nie zwykłego koloru. Była biała i mętna. Powiedziałam:
- Nie pozwolę żebyś męczył się tu przez wiele godzin... Wybacz... - Wyciągnęłam sztylet i podcięłam mu gardło. Nim to zrobiłam powiedział "dziękuję". Zaciągnęłam go pod drzewo i przykryłam jego ciało liśćmi i mchami. Pobiegłam dalej. Zaczęłam się martwić o innych uczniów, nauczycieli i dyrekcję. Że zginą i to tak brutalnie i okrutnie jak ten chłopak. Ale nie mogłam wrócić do szkoły, skończyłabym tak jak on. Zapomniany przez świat i przyjaciół. Biegłam dalej, chociaż bardzo chciałam wrócić, by sprawdzić czy wszyscy są bezpieczni. Byłam już daleko od szkoły, gdy odetchnęłam. Słońce po woli zachodziło. Zaczęłam poszukiwać miejsca, w którym mogę przeczekać noc. Chciałam by było ukryte. Po dłuższych poszukiwaniach znalazłam drzewo, pod którym mogę się przespać. Sprawdziłam wnętrze i poszłam po ściółkę i mech. Weszłam do środka i wypełniłam wejście. Wyciągnęłam Nefriego i położyłam go na ziemię. Zapaliłam małą lampkę i wyciągnęłam trochę jedzenia i wody. Zjadłam jedną kromkę, wiedząc, że muszę oszczędzać jedzenie. Kotlikowi dałam jakąś skórkę z chleba. Wzięłam go na ręce, przytuliłam i położyłam się, trzymając go w rękach. Po chwili zgasiłam lampkę. Przez dłuższy czas nie szłam spać. Gdy byłam bliska zaśnięciu usłyszałam tupot kilkunastu stóp. Złapałam mocnej zwierzątko i nasłuchiwałam. Kroki ucichły szybko, ale siedziałam jeszcze długo i sztywno, starając się nie ruszać. W pewnym momencie ponownie usłyszałam kroki i głosy. Rozpoznałam tam głosy chłopców z mojej klasy. Gdy przechodzili obok usłyszałam głos Raya:
- Cicho... Przechodzili tędy niedawno. - Nic mu się nie stało. Całe szczęście.- Zamknijcie się! Chcecie zaprzepaścić to, że udało nam się uciec? Gdyby nie Ann wszyscy leżelibyśmy tam i byli kopani, albo, co gorsza, bylibyśmy torturowani i... Nie ważne, ale cisza. - Wszystko powiedział głośniejszym szeptem. Głosy ucichły i słyszałam jak odchodzą. Słyszałam jeszcze jak Ray mówił:
- Mam nadzieję, że będę mógł ci podziękować osobiście... - Odetchnęłam z ulgą, że nic się im nie stało. Przewróciłam się na bok, tak by mieć twarz w stronę wejścia. Zamknęłam oczy i zasnęłam.
***
Obudziłam się słysząc jęki. Nefri chciał zacząć miauczeć, ale położyłam mu dłoń na pyszczku i powiedziałam:
- Nefri cicho. Wiem, ale nie możesz. Wtedy zginiemy.- Uciszył się i patrzył na mnie swoimi wielkimi oczyma. Skowyt ucichł, musieliśmy się przenieść, jeśli nie, to w końcu nas znajdą. Zarzuciłam na głowę wielki kaptur, na plecy założyłam plecak, a Nefriego ponownie włożyłam do kurki, którą miałam na sobie. Był to najlepszy pomysł, bo było nam ciepło, nie zagrażało mi, że nas złapią przez jego kolor sierści. Zrobiłam mały wylot, by sprawdzić czy jest dzień czy noc. Przez dziurę wpadało jasne światło dnia. Powiększyłam ją odrobinę i rozejrzałam się wokoło czy nic mi nie zagraża. Nic niepokojącego nie zauważyłam. Wyszłam i ponownie się rozejrzałam. Wyprostowałam się i otrzepałam. Spojrzałam w prawo i w lewo. Spoglądając w prawo zauważyłam grupę Raya. Stali tam po tym jak ktoś zaatakował jednego z nich. Pobiegłam najszybciej jak potrafiłam. Oczywiście zauważył mnie, ale nie wiedział kim jestem. Część chłopców wraz z Rayem pobiegła za mną. Wbiegłam w gęste zarośla. Biegłam szybko. Niestety gałęzie i rośliny uniemożliwiały dalszą podróż. Zaczęłam słyszeć ich kroki. Rozejrzałam się nerwowo, po chwili postanowiłam wspiąć się na drzewo. Wszystkie były ogromne, a gałęzie zaczynały się pod koroną. Wyciągnęłam pierwszą lepszą linę, którą zarzuciłam wokoło drzewa. Złapałam dwa końce liny i zaczęłam się, jakimś cudem wspinać. Gdy przybiegli dopiero wchodziłam na najniższe odgałęzienie. Zaczęli rozglądać się. Spoglądali w górę, to w dół. I tak w kółko. Ray coś powiedział i wycofali się. Oddychając z wyraźną ulgą zeszłam z drzewa. Wróciłam w stronę wyznaczonej drogi. Szłam trochę dalej by ponownie ich nie spotkać. Zmierzałam w stronę domku, oddalonego od jakiejkolwiek cywilizacji. Tam mogli dostać się tylko członkowie mojej rodziny i osoby towarzyszące. Wszystko było tam zapewnione, jedzenie, woda i tym podobne rzeczy. Słyszałam ciche odgłosy. Jacyś mężczyźni, prawdopodobnie Biali Trutowcy, tak ich nazwałam. Słyszałam jęki jakieś kobiety. Mężczyźni śmiali się bardzo głośno. Wzięłam sztylet i wyszłam w ich stronę. Zobaczyli mnie i zostawili dziewczynę. Ona zaczęła ich błagać i mówić, że mają mnie zostawić. Oni nie zważali na to co mówiła. Mrugnęłam do niej okiem. Stałam, udając niewinną dziewczynkę, która się zgubiła. Sztylet schowany był w rękawie. Podeszli powoli. Jeden złapał mnie, a drugi patrzył śmiejąc się. Jeden powalił mnie na ziemię i był zdziwiony moim zachowaniem. Szepnęłam mu:
- Pożegnaj się... Skarbie. - Wbiłam mu nie postrzeżenie nóż w wątrobę. Opadł szybko na mnie. Drugi zapytał się :
- Co mu się stało?
- Aaa szybko się zadowolił. Teraz ty, prawda?- Wstałam, zaczęłam jeździć palcem po jego klatce piersiowej. W pewnym momencie powiedziałam ostro, wyciągając sztylet:
- A teraz gadaj, gdzie zmierzają tamci biali.
- Oni idą w stronę centrum królestwa.
- Dziękuję. A teraz żegnaj. - Wbiłam mu sztylet w tętnice szyjną. Podeszłam do dziewczyny i powiedziałam delikatnie. - Nie denerwuj się. Nic ci nie zrobię. Proszę. - Podałam jej kanapkę i trochę wody. Dziewczyna rzuciła się na jedzenie.- Przepraszam, ale muszę już iść. Odprowadzę ciebie do domu.
- Dziękuję, za to co zrobiłaś. Nie trzeba. Poradzę sobie. - Poprawiła sobie rozdartą suknię. Nie potrafiłam na to patrzeć. Wyciągnęłam sukienkę z torby i podałam jej.
- Przebierz się i wracaj do domu. - Poszłam tam dotąd zmierzałam. Dziewczyna przebrała się i pobiegła gdzieś. Ponownie Słońce zaczęło zachodzić. Znowu szukałam miejsca do spania. Nie potrafiłam nic znaleźć. Nie miałam wyboru, weszłam na drzewo. Obwiązałam się wokół gałęzi. Gdy było całkowicie ciemno wyciągnęłam na chwilę Nefriego. Zamknęłam oczy i zasnęłam.
***

Link do zdjęcia: (Art, najlepiej fantasy współczesny. Zdjęcia realnych ludzi nie będą przyjmowane!) 
Motto: (Coś co twoja postać często powtarza)
Imię i nazwisko: (Imiona- nie powtarzające się, nazwisko- wspólne tylko do rodziny i po ślubie)
Pseudonim: (Ksywki; jak zwracają się inni, lub tak jak chce postać, by się do niej zgłaszano)
Płeć: (Kobieta, mężczyzna, X, obojniak itd...)
Wiek
Rasa: (Wybrać z zakładki rasy, lub podać swoją, jednak wymagam kilku słów o niej)
Charakter: (Opisz postać, lecz NIE dziel cech przecinkami np. Miła, szalona, zabawna, wredna itd. Nie wymagamy jakiś długaśnych opisów na pół strony, choć nie odrzucimy takiej długości rzeczy ^^) 
Głos: (Podpunkt niewymagany, choć byłoby fajnie, gdyby był link do nagrania na YT, lub opis)
Wygląd: (Też NIE po przecinku, art może się przydać) 
Orientacja: (Nie chodzi o orientację w terenie xD Biseksualny, heteroseksualny, homoseksualny, aseksualny, lub coś nietypowego np. kocha lampy, lub zakochuje się w roślinach. Możesz być oryginalny)
Partner: (Można napisać w kim się podkochuje i takie tam...) 
Nałóg: (Coś od czego twoja postać jest uzależniona)
Zainteresowania: (Hobby, coś nad czym spędza dużo czasu i sprawia jej to przyjemność)
Umiejętności: (Mogą być wrodzone jak np. panowanie nad magią lodu, jak i nabyte np. strzelanie z łuku)
Broń: (Podpunkt niewymagany) 
Rodzina: (Członkowie rodziny, lecz proszę nie robić całego drzewa genealogicznego, np. Jej pra pra pra pra pra dziadek był rycerzem) 
Towarzysz: (Zwierze, może być zwykłe, lub magiczne, może również przybierać formę człowieka)
Miejsce Zamieszkania: (Tam gdzie mieszka, może być zmienne) 
Historia: (Nie może być coś takiego, że "Nie powie", ktoś na pewno zna choćby część jej historii) 
Inne Informacje

Autor: (Howrse, lub gmail)