sobota, 9 stycznia 2016

Opowiadania CD [ NOWA ATLANTYDA ]

Wstałem z łózka z niejasnym przeczuciem zła. Zła które unosiło się gdzieś w powietrzu. Ubrałem spodnie i puścizną koszule. Dziś miałem pomagać właścicielowi gospody- Jimowi. Wciągnąłem na stopy mocne wojskowe buty i zszedłem do głównej sali karczmy.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Dziś nie było żadnych specjalnych gości. Kilku stałych bywalców, paru tajemniczych gości  i kelnerka. Drobna dziewczyna dorabiająca w lokalu. Podszedłem do baru i zobaczyłem starszego goblina.
- Jesteś wreszcie.- zaskrzeczał staruszek,kiedy usiadłem na stołku.
- Jak widzisz Jim.- powiedziałem obojętnym głosem.
Każdy dzień spędzony w karczmie  "Pod ogonem smoka" zaczynał się tak samo, ta rutyna przyprawiała mnie o mdłości. Zjadłem podany przez goblina  posiłek i poszedłem na zaplecze po  łopatę do przekopania pastwiska kóz. Kiedy wróciłem na środku sali stało dwóch rosłych mężczyzn. Każdy miał w ręce szpadę. Popatrzyłem na barmana, który pokiwał spokojnie głową.
Spokojnie podszedłem do buntowników i stanąłem w rozkroku.
- Panowie, To spokojny lokal nie chcemy tu bijatyk- mój spokojny głos zrobił niewielkie wrażenie na gościach.
- Spadaj młodzieniaszku.- odpowiedział ostro jeden z nich.- Jeśli nadal chcesz zachować swoją twarz to odejdź- kącik ust drugiego podniósł się nieznacznie w górę.
- Nie pozostawiacie mi wyboru.- mój głos przeszył ich. Nauczyłem sie tego tonu jeszcze w wojsku, dzięki czemu potrafiłem uzyskać posłuch.
Ręką wykonałem kilka gestów i z wiadra obok drzwi wypłynęły dwa węże wody. Płynęły tuż nad ziemią tak że mężczyźni nie zauważyli ich. Powoli zaczęły wić się w około ich nóg. Nagle jeden z nich krzyknął i chciał się cofnąć ale ruchem  drugiej ręki owinąłem ich całych w wodny kokon. Pozostawiłem jedynie głowy wolne i zamroziłem śmiałków.
- Panowie.- za czołem wolno podchodząc.- Uprzedzałem was, ale nie posłuchaliście.
Obaj wyglądali na przerażonych.
-A teraz was wypuszczę ale kiedy najdzie was ochota na pojedynki wyjdziecie poza karczmę.- to mówiąc uwolniłem ich z lodowych sznurów.
Uciekli w popłochu. A ja zacząłem się głośno śmiać. Czasem robiłem takie demonstracje. Zwykle pomagały rozwiązać spory w gospodzie.
Odwróciłem się, żeby wyjść na zaplecze i w tedy ziemia zadrżała, a na środku sali wyrosła olbrzymia, czarna wyrwa. Patrzyłem na to oniemiały.


<Lirael?>


Nie ma to jak kłótnia z mamusią o poranku w piekielnym świecie. Uch... skończyło się na tym, że wepchnęła za karę mnie do portalu ( oczywiście na kilka dni - na Ziemię). Otoczyła mnie ciemność, a potem zobaczyłam światło i znalazłam się w karczmie, za plecami jakiegoś przerażonego chłopaka. Patrzył na wyrwę w podłodze. No w sumie nikt nie zauważył mojego pojawienia się, każdy patrzył na dziurę. Położyłam rękę na ramieniu chłopaka.
-Bu - powiedziałam do jego ucha, a chłopak spojrzał na mnie kątem oka i krzyknął, odskoczył prawie wpadając w dziurę, patrzył na mnie wielkimi oczami i szybko falującą klatą. Ktoś ( chyba gospodarz) zaśmiał się widząc reakcję chłopaka. Posłałam przerażonemu szeroki uśmiech. Wyrwa się zamknęła, a on stracił równowagę i upadł na ziemię. Wyciągnęłam do niego rękę, a on się na nią tylko gapił wielkimi oczami, w których po chwili dojrzałam złość. Jednak złapał moją dłoń i wstał, ale ręki mojej już nie puścił tylko zmocnił uścisk i pociągnął mnie na tyły gospody.
-Kim ty jesteś? - zapytał przygniatając mnie do ściany swoim ciałem.
-Lirael - powiedziałam(lubiłam być przygwoździona do ściany przez przystojniaków). - A ty?

Fenris?

Byłem lekko przestraszony. Dziura w podłodze przypomniała mi tragiczne wydarzenia podczas mojej ostatniej misji. Otrząsnąłem się i pociągnąłem dziewczynę na tyły knajpy. Przygniotłem ja do ściany. Zdawała się niemieć z tym problemu, jej mina nawet wskazała na zadowolenie.
-Kim ty właściwie jesteś?!- zapytałem nieznajomą
-Lirael- odpowiedziała łagodnie patrząc mi w oczy.
Miałem wrażenie że to ona rozsiała tajemniczy niepokój w okół. Wziąłem głęboki wdech i zapytałem nie oddalając się.
- Czego tu szukasz diablico?
- Z kąt wiesz że jestem diablicą?- podniosła jedną brew do góry przyglądając mi się.
- Zdradził cię olbrzymi portal.
Dziewczyna zasępiła się nieco. Zmarszczyła brwi i przysunęła twarz do mojej.
- Nie  boisz się?- zapytała kpiąco, odzyskując fason.
- Nie. Mam większe doświadczenia niż ty- powiedziałem obojętnie i popatrzyłem w jej oczy. Tak jak to robiłem podczas zadań. Władczo i zimno. Dziewczyna cofnęła głowę, sprawiała wrażenie przestraszonej i zagubionej.- Przeżyłem straszniejsze rzeczy.- dodałem i odsunąłem się od niej.
Odwróciłem się i ruszyłem w stronę tylnich drzwi.
- Zostawiasz mnie?- zapytała z niedowierzaniem.
- Tak.  Poradzisz sobie w ludzkim świecie. Nie pierwszy raz tu jesteś. Prawda?- zerknąłem na nią prze ramie i wyszedłem na pastwisko. Pasły się tam kozy i moja łaciata klacz.


Oczywiście mogłam iść w swoją stronę, ale bezszelestnie poszłam za nim. Na pastwisku pasły się kozy i koń. Chłopak podszedł do klaczy, a ja usiadłam na trawie obok brązowej, młodej kózki. Zwierze spojrzało na mnie, a ja je pogłaskałam ( co najwyraźniej jej się spodobało). Inna koza zaszłą mnie od tyłu i wskoczyła na plecy po czym obwąchała moje włosy. W tedy zauważyłam, że chłopak się na mnie dziwnie patrzy... no tak... jedna koza leżała na moich kolanach, inna obwąchiwała włosy, kolejna ciekawska trąciła mnie głową w ramie, ale  po krótkim czasie odpuściła i oparła swoją głowę o moją kostkę przeżuwając trawę. TA obwąchująca włosy również się przy mnie położyła... kozy to urocze stworzenia.
Chłopak stanął nade mną z pytającym spojrzeniem.
-Co się tak gapisz? - rzuciłam ostro. - Kozy lubią piekielnych - powiedziałam łagodniej.

Fenris?


-Serio? Boisz się ich? - zapytałam ze zdziwieniem. - Przydatna informacja na przyszłość - mruknęłam do siebie i pstryknęłam palcami.
Znaleźliśmy się w zupełnie innym miejscu. Mało co nie przejechała go limuzyna, gdyby nie ja, pociągnęłam go za kołnierz koszulki na chodnik.
-Gdzie jesteśmy? - zapytał zdezorientowany, słabo go słyszałam przez hałas (muzyka z kasyn, ruch uliczny, pijacy podśpiewujący w zakamarkach) .
-W miejscu tak głośnym i strasznie ruchliwym, że nie będą cię tu szukać - posłałam mu szeroki uśmiech.
-Czyli gdzie?
-Las Vegas, chłopczyku.
Rozejrzał się po okolicy. Burdele, kasyna, limuzyny, sfinx, piramida... zachodzące słońce (inna strefa czasowa).
Zmieniłam jego ubranie w drogi garnitur, bo w tym swoim wyglądał jak gnojarz. Oczywiście moje czarne ubranie zmieniło się w połyskującą, przylegającą do ciała czerwoną suknię bez ramiączek.
-To jak? Idziemy do kasyna biedaku? Nie będziesz musiał wracać do poprzedniego życia, jeśli wygrasz jakąś sumkę, a w razie niepowodzenia zostawię cię tam, a sama zniknę w inne miejsce - powiedziałam, a jego wyraz twarzy zdradził, że nie podoba mu się ten pomysł, westchnęłam. - Dobra... wezmę też ciebie... Idziesz?

Fenris?


Uśmiechnąłem się do dziewczyny i obciąłem ją ramieniem w pasie. Nie opierała się. Poprowadziłem ja ulicą. Mijało nas dużo ludzi, byli ubrani w eleganckie ubrania. Myślałem nadal o pastwisku kóz. Lirael nie bała się duchów, ale ja... Te zjawy dręczyły mnie już od dłuższego czasu, w nocy a czasem w dzień. Cieszyłem się że nie było z nimi demona Animarium-  demona dusz.  Widziałem je tylko ja, a teraz również Lira. Wiedziałem że zostałem przeklęty. Nadal prowadziłem diablice ulicami tego głośnego  miasta. Nie lubiłem takich miejsc, były głośne, wiecznie zatłoczone i takie..... nieokrzesane. Wprowadziłem dziewczynę w jeden z pustych i ciemnych zaułków miasta. Nie bardzo jej się to podobało ale mój mocny uścisk uniemożliwił jej ucieczkę. Upewniłem się że nikt nas nie widzi i przyparłem ją do ściany.
- Mamy kilka spraw które wymagają niezwłocznego załatwienia- powiedziałem ostro patrząc jej w oczy. Nigdy nie spuszczałem rozmówcy z oczu zawsze bacznie go obserwowałem.
- A co jest takiego ważnego?- zapytała uśmiechając się. Starała się trzymać fason ale jej twarz zdradzała lekki niepokój, w końcu nie znaliśmy się długo.
- Zawsze jesteś taka?
- Jaka?- uśmiech nie z chodził z jej ust.
Spróbowałem się opanować, przy tej dziewczynie nie potrafiłem zachować codziennego spokoju.
-  Czy mogłabyś mniej popisywać się przede mną?! Chociaż może to nie popisy a ja źle cie zrozumiałem diabliczko!-  zaśmiałem się krótko i wziąłem głęboki oddech. - I nie nazywaj mnie chłopczykiem bo ja będę nazywać cie aniołkiem- na dźwięk ostatniego słowa skrzywiła się i prychnęła.
Nie odezwała się tylko popatrzyła na mnie z byka. Uśmiechnąłem się pod nosem na widok chcianego efektu.
- A teraz proszę cię żebyś przeniosła mnie na moje pastwisko. Chce dokończyć robotę i zwinąć się. Potem możesz tu wrócić ale sama.


-Serio? Chcesz wrócić do tego swojego nudnego życia? - zapytałam. - I do tych dusz? Dziwny jesteś, ale skoro tak bardzo ci zależy na tamtym zadupiu... - pstryknęłam palcami i znów byliśmy na pastwisku kóz. - No to pa! - pomachałam mu i znów byłam w Vegas. Oczywiście nie sama, razem z demonicą Lilith jak zwykle ograłyśmy kilku biznesmenów. Towarzyszył nam także inny demon....
Obudziłam się w jakimś bogatym pokoju hotelowym z bólem głowy w południe. Cholr*y kac. Wyszłam z pokoju, na podartej kanapie siedziała Lilith (widać było, że miała większego kaca), a ten demon... ledwie siedział.
-Spadam - powiedziałam krótko,a Li tylko machnęła ręką, demon natomiast zwymiotował.
Tak kończy się picie z dwoma demonami. Pstryknęłam palcami i byłam na łące kóz w moim nowym ubraniu - czarne dżinsy, czarny podkoszulek z czerwonym nadrukiem pentagramu i czarne buty. Leżałam na trawie, a jakaś koza lizała mi policzek. Nade mną pojawił się jakiś cień.
-Czego? - zapytałam zamroczonym głosem.
-Co tu robisz?
-Kac Vegas - odparłam.

Fenris? Kac to złoooo xd


-Widzę że bawiłaś się naprawdę dobrze- powiedziałem dość głośno, przez co Lira skrzywiła się.
Nic nie odpowiedziała, pomogłem jej wstać z trawy i zaprowadziłem do gospody. BYł tam niezły tłumek.
Zobaczyłem krzywiącą się twarz  diablicy.
- Co? Męczy cię kacyk ?- zapytałem niewinne.
- Żebyś wiedział.- popatrzyła krzywo- Proszę nie męcz mnie.- zaskomlała i popatrzyła błagalnie.
Patrząc na nią zrobiło mi się jej zal, dobrze znałem kaca z czasów służby.
Pociągnąłem ją za rękę.
- No dobra, choć zabiorę cię w spokojne miejsce.- Wyprowadziłem ją na pastwisko. -Poczekaj chwile.
Poszedłem do gospody wziąłem skórzaną torbę i zapakowałem do niej : sałatkę, trochę mięsa i trochę owoców. Dołożyłem jeszcze butelkę soku, zapiąłem torbę i wyszedłem na pastwisko.  Lirael głaskała kozy, wyglądała naprawdę uroczo, mało diabelnie i mrocznie.
- Idziemy?- zapytałem podchodząc. Podszedłem do swojej klaczy i poklepałem ją po szyi.- Nie boisz się chyba jeździć konno?- nie wyglądała na zaniepokojoną więc pomogłem jej wsiąść i sam również wdrapałem się na grzbiet klaczy.
- Gdzie chcesz pojechać?- zapytała.
- Zobaczysz.- uśmiechnąłem się tajemniczo i popędziłem zwierze. Kiedy zbliżyliśmy się do płotu koń  po prostu go przeskoczył i pognał dalej. Po paru minutach znaleźliśmy się na leśnej polanie. Cichej i spokojnej. Jedynymi dźwiękami był śpiew ptaków.
Uśmiechnąłem się do Liry która patrzyła z zainteresowaniem na polane.



 -Po kiego tu przyjechaliśmy? - zapytałam. - Nie znoszę śpiewu ptaków - mruknęłam, a ćwierkanie ucichło zastąpione krakaniem kruków. Słońce zaszło za chmurami, a polana jakby stała się mroczniejsza. - Od razu lepiej.
 Oparłam się plecami o drzewo ignorując chłopaka i wszystko co dzieje się w okół, w głowie mi huczało. Źle wypowiedziałam zaklęcie przeciw bólowe i zmieniłam go w białą kozę (w pierwszej chwili tego nie zauważyłam, tylko znów wypowiedziałam zaklęcie - tym razem poprawnie). Ból ustał i otworzyłam oczy. Jakaś biała koza patrzyła dziwnie.
 -Hej kózko - uklękłam ( wciąż nie wiedziałam, że to on).
 Pogłaskałam zwierze między różkami, potem po grzbiecie, pyszczku, szyi.
 -Ale jesteś urocza kozo - powiedziałam i pocałowałam zwierze w nosek i po chwili: - Em... gdzie jest ten elf?
 Koza w ułamku sekundy zmieniła się w tegoż białowłosego elfa siedzącego naprzeciwko mnie. Chyba się zarumieniłam.
 -Oj - jęknęłam. - Wybacz...

 Fenris? Nie chciałam cię zmieniać w kozę... i całować w nos XD


Nie bardzo podobało mi się że zmieniła tą uroczą polankę w takie.. mroczne  miejsce ale nic nie powiedziałem. Dziewczyna przez pomyłkę pocałowała mnie w nos kiedy byłem kozą i nie ukrywam że sprawiło mi to przyjemność.
- Lubisz duże zwierzęta?- zapytałem kiedy przestała się rumienić.
- Tak- przyznała
Zamknąłem oczy, przez moje ciało przeszedł delikatny dreszcz. Po chwili stałem przed Lirą w postaci dużego, białego wilka.  Podszedłem do niej i ułożyłem się koło jej nóg.
Zaśmiała się i podrapała mnie za uchem, Nastawiłem głowę tak aby miała najlepszy dostęp do uszu i przymknąłem ślepia. Lubiłem to.  Dziewczyna przysunęła się bliżej i głaskała moją gęstą sierść. Było to bardzo relaksujące. Spojrzałem na Lirael która uśmiechała się i nie przypominała diabelskiego stwora.

<Lira? Podrap mnie za lewym uchem :D>


Zbliżyłem łeb i szturchnąłem ją, nie zareagowała.  Pochyliłem się bardziej i polizałem ją po nosie.
To ją wyraźnie ruszyło, zawarczała i skoczyła na mnie. Od biegłem kawałek i wywaliłem język. Z nów zawarczała i przygotowała do ataku. Skoczyła na mnie blokując mi ruchy. Zawarczałem pokazując zębiska i ugryzłem ją w prawą łapę. Zaskomlała i zeskoczyła ze mnie. Zaczęła lizać łapę, również podszedłem. Z jej łapy pociekło troszkę krwi, za mocno ugryzłem. Zawyłem w przeprosinach i też lizałem jej łapę. Szybko rana zasklepiła się. Wiedziałem że pomogła jej czarami.  Zmieniłem się w człowieka.
- Nie chciałem ugryźć tak mocno, przepraszam.- powiedziałem podchodząc do czarnej wilczycy.
Spojrzała na mnie głębokimi oczami. Pogłaskałem ją po łbie. Kiedy zabrałem się do drapania za uchem wywaliła język ucieszona z pieszczot. Zaśmiałem się na ten widok i usiadłem obok na mchu.  Cały czas mnie zaskakiwała. Patrząc na nią czułem się dziwnie. Tego uczucia jeszcze nigdy nie zaznałem, nigdy.
Zapatrzyłem się w drzewa i zatopiłem w myślach. Postanowiłem wyleczyć się z tego uczucia. Postanowiłem uciec od źródła niepokoju.
<Lira? co Ty na to?>

-Też umiem przemieniać się w wilka - podrapałam go za uszkiem, a potem pod gardłem tak, że chłopak przekręcił się brzuszkiem do góry. - Od kiedy jesteś taki przyjazny, hę? 
Wilk wywalił jęzor gdy zaczęłam go drapać po tym kudłatym brzuszku. Coś pisnęło mi do ucha... och, moja tarantula - Tessa. Pstryknęłam ją palcem, tak, że wystrzeliła gdzieś tam ( nie miałam zamiaru słuchać je wykładów o kacu i chłopakach). Wilk wydał z siebie dźwięk jakby mruczał (jak koteł :3). 
-Liniejesz - wyciągnęłam z jego szyi pukiel martwej sierści. Zwierze/elf raczej się tym nie przejął tylko szturchnął mnie nosem domagając się więcej pieszczot. Oczywiście miziałam go dalej, a w powietrzu unosiła się jego sierść i kilka kłaków turlało się po trawie. Gdy to zobaczyłam w pierwszej chwili myślałam, że to białe chomiki w zaroślach. Fenris podniósł łeb, a ja moje czarne ubranie od pasa w dół było teraz całkowicie białe od jego futra.
-Fenris - powiedziałam przez zęby, a on wyglądał teraz jakby mówił : ,,Oj'' Wstałam i otrzepałam się, ale nic to nie dało. - Cieszę się, że ja nie linieję - powiedziałam stając się czarną wilczycą. 


Byłam o połowę mniejsza od niego. Poczułam się dziwnie mała (to tak jakbym była cziłałą, a on dogiem niemieckim - między innymi dlatego, że nie byłam w pełni dorosła). Biały wilk zaczął mnie obwąchiwać, co nie za bardzo mi się spodobało. Warknęłam na niego obnażając zęby, a on spojrzał na mnie z góry. Położyłam się na trawie zirytowana.

Fenris?

Dziewczyna wyglądała bardzo dziwnie otoczona przez kozy. Wyglądała  zwyczajnie.
- Nigdy nie widziałem tak niewinnej piekielnej. To chyba rzadki przypadek.- popatrzyłem na nią i zacząłem przekopywać część pastwiska.
Zastanawiałem się po co tu przyszła. Mogła iść w którą ktokolwiek stronę, ale została.
Poczułem niemiły napływ negatywnych emocji. Obejrzałem się , zewsząd napływały świetliste postacie. Popatrzyłem na Lirael, zdawała się nie zauważać spirytystycznych zjaw, była lekko niespokojna ale reagowała na jaśniejący krąg w około mnie. Zacisnąłem powieki i wyszeptałem zaklęcie. Nic to nie dało. Zacząłem szpadlem torować sobie drogę do dziewczyny.
- Uciekaj!- krzyknąłem i pociągnąłem ją za rękę.
- Przed czym!?- wyrwała się z mojego uścisku i rozglądała się.
- Naprawdę ich nie widzisz?!- zapytałem wstrząśnięty i znowu złapałem diablice za rękę.
- Kogo?!- była zła, teraz byłem pewny że nie widzi postaci zbliżających się coraz szybciej.
Zamknąłem oczy i spokojnie nabrałem powietrza. Podniosłem głowę i spojrzałem w jej  oczy ze smutkiem i strachem. Ledwo dosłyszalnie wyszeptałem:
-Larvae....
<Lira??>


Spojrzałam na niego, wyglądał na zamyślonego. Szturchnęłam go łapą i przekrzywiłam głowę pytająco. Chłopak westchnął i położył się z ręką pod głową, a drugą drapał mój grzbiet nadal pogrążony w myślach. Zmieniłam się w siebie. O Bogowie! Co ja robię ze swoim życiem na ziemi! Przecież nigdy nie pozwalałam by ktoś mnie głaskał, ani nie reagowałam na pieszczoty pozytywnie. Fenris chyba się nie zauważył tego, ale nadal mnie drapał, mimo, że byłam już sobą.
 -Fenris... dobrze się czujesz? - zapytałam, a on się otrząsnął i zabrał rękę.
 -Tak, chyba tak - odparł.
 -Więc czemu przestałeś mnie głaskać? - zapytałam z udawanym wyrzutem, chłopak się zaśmiał pod nosem.
 Poczułam jego rękę na swoich włosach i... (o bogowie!!!)... położyłam głowę na jego klacie. Czując jak mnie gładzi po włosach i ruch jego klatki piersiowej kiedy oddychał sprawił, że zasnęłam bardzo szybko.>

 Fenris? Mrrr... XD


Lirael spała. Była bardzo ciepła. Nadal gładziłem ją po włosach. Rozmyślałem, chciałem uciec, ale kiedy była blizno stawało się to wręcz niemożliwe.  Nie mogłem jej tu zostawić samej ale czekać aż się obudzi również nie zamierzałem.  Popatrzyłem w górę niebo znów rozjaśniało. Lira poruszyła się lekko ale nie obudziła. Podjąłem decyzję.  Wyczarowałem bańkę i wszedłem w jej świadomość. Chciałem pozostawić w niej wyjaśnienie.
Otworzyłem oczy i byłem już w jej świadomości. Stała obok, patrzyła spokojnie. Byliśmy w ciemnym miejscu, nic go nie rozjaśniało a mimo to widziałem ją doskonale. Podszedłem bliżej.
- Lira..- zacząłem powoli.- muszę cie tu zostawić. Ja nie chce.... to znaczy..- nie wiedziałem jak jej to przekazać. - Nie spotkamy się już. Nigdy.- popatrzyłem jej w oczy były puste, jak zawsze w świadomości. Delikatnie podniosłem jej pod brudek, zbliżyłem twarz do jej i delikatnie ją pocałowałem. Bardzo delikatnie ponieważ głębsze odczucia mogły by ją obudzić. Oderwałem się od jej ust i ostatni raz pogładziłem ją po włosach.
- Żegnaj Lira.- wyszeptałem i zniknąłem z jej świadomości.
Kiedy się obudzi będzie myślała że to sen.  Podszedłem do klaczy która stała pod drzewem. W siadłem na jej grzbiet i odjechałem. Nie chciałem tego zrobić ale musiałem uwolnić się od uczucia.




Obudziłam się. Było mi słabo i gorąco.
-Gdzie ja na bogów jestem? - zapytałam samą siebie.
Ledwie podniosłam się z ziemi, moje nogi były jak z waty. Oparłam się o drzewo. Często mam durne sny, ale ten, który dzisiaj mi się przyśnił przebija wszystkie pozostałe. Pamiętam jedynie to jak matka wywaliła mnie z piekła, a potem jak upiłam się w Vegas z Lilith i Belzebubem. Okropnie się czułam z niewiadomego powodu, zdołałam przejść tylko kilka kilometrów zanim nie padłam na ziemię i zwymiotowała krwią. Na szczęście byłam już na terenie cmentarza, bardzo starego cmentarza o którym już chyba każdy z przyziemnych zapomniał. Usiadłam przy połamanym kamieniu. Nie wiem, kto mnie pocałował w śnie, ale wyssał ze mnie energię życiową. Tylko głupie ziemskie stworzenie całowało by Piekielną.
Mrok, mgła, las, noc i cmentarz sprawiły, że poczułam się trochę lepiej.


A tobie nieznajomy, całujący mnie w śnie mężczyzno jak idzie tobie ,,zostawianie mnie samą w lesie''?


Klacz rwała się do przodu, a ja nie patrzyłem gdzie prowadzi droga. Myślałam o Lirael. Nigdy już jej nie zobaczę, nie usłyszę jej głosu. To nie były miłe myśli. Poczułem świst gałęzi koło ucha i otrząsnąłem się z ponurych wizji. Przylgnąłem do końskiej grzywy. Przypomniałem sobie że w karczmie zostawiłem torbę z mieczem i kilkoma potrzebnymi rzeczami. Postanowiłem pojechać okrążaną drogą przez cmentarz. Było to miejsce którego wolałem nie odwiedzać ale stwierdziłem że Lira jeszcze śpi lub poszła w stronę karczmy. Przyśpieszyłem bieg klaczy i skręciłem delikatnie. Chwilę później wjechałem na cmentarz. Koło jednego z grobowców leżała Lira. Podbiegłem do niej, była nieprzytomna, miała też wysoką gorączkę. Wziąłem ją na ręce i posadziłem koło siebie na koniu tak żeby niespadła. Pognałem szybko do gospody. Na miejscu zaniosłem ją do swojego pokoju. Zdjąłem jej spodnie i buty. Została w podkoszulku i bieliźnie. Pobiegłem na dół po wodę i kilka innych rzeczy. Kiedy wróciłem na górę dziewczyna nadal leżała w pościeli. Szybko roztarłem parę ziół w moździerzu. Zamoczyłem ręcznik we wodzie, dodałem trochę utartych ziół i przyłożyłem do głowy Liry. Gorączka po woli spadała. Cały czas myślałem o tym co zrobiłem. Gdybym się tam nie pojawił z pewnością zmarła by na wysoką gorączkę (o ile diabły mogą umierać), ale dostała ją prze moją wizje w jej świadomości. To bardzo męczy mózg i niedoświadczeni chorują lub umierają. Gryzłem się z tymi myślami bardzo długo. Spojrzałem na łóżko Lirael poruszała się niespokojnie.
<Lira, jak się czujesz?>


 Położyłam głowę na miękkiej ziemi. Było mi już znacznie lepiej. Temperatura mojego ciała wróciła już do normy - czyli do 66*C. Przez ten kac wpadłam w twardy sen.
 Obudziłam się w innym miejscu niż zasnęłam - to było dziwne. Leżałam na łóżku, a jakiś elf siedział obok. Zaraz... to on włamał mi się do snu.
 -Lira... - zaczął, ale ja dałam mu w pysk za to, że byłam przez niego osłabiona.
 Chciałam wstać z pod tej kołdry... ale nie miałam spodni... za to dałam mu z pięści w nos.
 -Kim ty jesteś i co robiłeś w moich snach? - zapytałam patrząc morderczo na niego.
 -Nie poznajesz mnie? - zdziwił się, z nosa wciąż ciekła mu krew, którą próbował zatamować kawałkiem szmaty.
 - Hym... jeśli ci zadałam tamto pytanie to powinieneś wywnioskować, że TAK, NIE POZNAJĘ CIĘ, NIE WIEM KTOŚ TY - położyłam wyjątkowo mroczny nacisk na ostatnie słowa.
 - Lira, wybacz, ale... te sny... to prawda, trochę ci pomieszałem przez pozostawioną w twojej podświadomości wiadomość...
 Spojrzałam na niego morderczo i złapałam go za koszulę przyciągając szarpnięciem ku sobie po czym rzuciłam go na łóżko. Miałam ochotę go rozerwać na kawałki. Kołdra przy okazji spadła na podłogę, czułam jak moje kły stają się kłami wilka gotowymi zanurzyć się w szyi chłopaka. Moje włosy zachowały się jak kurtyna odgradzając wszystko od mojej twarzy i przy okazji twarzy elfa. Nachyliłam się prawie dotykając zębami jego szyi
 W pewnej chwili usłyszałam skrzypnięcie otwieranych drzwi. Oczywiście dzięki mym włosom ani ja ani on  nie widzieliśmy kto wszedł. Podniosłam głowę, zmieniając wilcze kły w normalne kły i spojrzałam w tamtą stronę. Stał tam jakiś mężczyzna... po twarzy chłopaka pode mną sugerowałam, że przyszedł gospodarz. Na bogów... z jego perspektywy wyglądało to zapewne inaczej...
  ,,Hym... wszedł do pokoju swojego pracownika niczego nieświadomy, że  bogini chce rozszarpać chłopaka. Widzi jak jakaś dziewczyna bez spodni pochyla się nad jego pracownikiem i myśli, ze ta go całuje, a za nie długo przejdą do kolejnego etapu. ''
 Wypchnęłam go magią za drzwi i je zatrzasnęłam. Rzuciłam kilka obraźliwych słówek w stronę tamtego mężczyzny pod nosem.

 Fenris? xD


Przez chwile patrzyłem na Lire która widać zwariowała. Chciała mnie zabić, bo nie pamiętała kim jestem. Otarłem z twarzy zeschłą krew i zeskoczyłem z łóżka. Oparłem się o ścianę.  Dziewczyna podeszła do mnie, była rozjuszona.
- Lira.. to ja Fenris. Spróbuj sobie przypomnieć.
- Zamknij się!- krzyknęła i zbliżyła się.
Magią wydostałem z miski trochę wody. Drobne, wodne wijki oplotły dziewczynę. Chwilę się szarpała i strumień płynu opadł rozbryzgując się.  Znów się zbliżała.
- Proszę. Daj mi wytłumaczyć.- mówiłem spokojnie.
- Zabije cie.. Rozumiesz:?!- wywrzeszczała i skoczyła. W ostatniej chwili odsunąłem się i wskoczyłem na łózko.
- Uspokój się.- powtarzałem ale to ją jeszcze bardziej denerwowało.  Chwilę stała przy ścianie i znów ruszyła, ale nie zamierzała z pozwalniać procesu. Szybko skoczyła. Przygniotła mnie, zdawała się być dużo cięższa. Z trudem oddychałem, pod jej ciężarem.
- Masz jakieś ostatnie życzenie?- wyszeptała mi do ucha.
Zamiast odpowiedzi podniosłem głowę i pocałowałem ją. Wolą ręką przytrzymałem ją, aby nie oderwała się, bo wiedziałem że kiedy to zrobi zabije mnie w szale.

<Lira? :* :* >


 Po pierwsze: W cale nie dostałam szału, po drugie: nawet nic nie mówiłam, kiedy się do niego zbliżałam, bym mogła poderżnąć mu gardło moim małym sztyletem, który zawsze miałam przy sobie, wciąż patrząc morderczo w jego stronę.
 Na szczęście moja bluzka była długa to połowy ud i zasłaniała mój tyłek, kiedy stałam.
 -Masz jakieś ostatnie życzenie? - zapytałam jak zwykle przerażająco spokojnie i w tedy mnie pocałował.
 Czterysta letni elf całujący szesnastolatkę ( w podziemiach czas inaczej płynie - tam mam 160 - ale to nie zmienia faktu, że ja jestem nastolatką, a on dorosłym).
 Ale jego pocałunek... mój sztylet spadł na ziemię, a ja po chwili ,,oderwałam'' się od jego ust.
 -Nie jesteśmy sobie pisani, Fenris - powiedziałam przerażająco spokojnie, ale po chwili zignorowałam własne słowa dotykając wargami jego ust, po czym całując bardzo namiętnie.

 Fenris? To jest pocałunek z języczkiem :3


Jak co dzień siedziałem z Gomim w moim ulubionym miejscu. Nie miałem znajomych, bo wszyscy boją się albinosów... I wampirów. W oddali zauważyłem ognistego konia galopującego w moją stronę. Zatrzymał się gwałtownie i patrzył w moją stronę, by po chwili się położyć. Przyglądałem się ciekawy stworzeniu, chciałem podejść, ale stwierdziłem, że może nie ma ochoty na towarzystwo wampira. Oczywiście ciekawość Gomiego zwyciężyła, pobiegł jak mały kociak w stronę konia. Ja uczyniłem to samo, bojąc się o niego. Bez uprzedniego namysłu skoczył na ognistego koniowatego, który nieoczekiwanie zmienił się w człowieka, a dokładniej w kobietę o długich, czekoladowych włosach. Miała intensywnie zielone oczy i czerwone znaki, które przywodził mi na myśl runy, chociaż nimi nie były. Złapała czarnego kota i objęła go. Podbiegłem do niej i powiedziałem:
- Dziękuję, że nie pozwoliłaś mu się spalić... On idzie na żywioł i rzadko mu się zdarza myśleć.- Podrapałem kota, którego po chwili wziąłem na ręce. Zapadła cisza, dopiero po chwili zdałem sobie z tego sprawę. Powiedziałem- Wybacz, jestem Sky Firn, a to jest Gomi- Podniosłem jego łepek.- Ponownie dziękuję za uratowanie tego stworzenia, nie wiem co bym bez niego zrobił... Jak się nazywasz?- Uśmiechnąłem się do niej, przez ukazując kły... 



< Eva? >


- Jeżeli musisz wiedzieć to nazywam się Eva Borgia, tylko nie rozsiewaj tego na prawo i lewo- powiedziałam podkreślając ostatnie słowa
- Okej, jeszcze raz dzięki-
Nastała cisza.Po jakiejś chwili poszłam gdzieś w las. Usiadłam na jednym z kamieni. 
- Widzę, że lubisz chodzić do lasu- powiedział ktoś
Odkręciłam się. Za mną stał chłopak. Spotkałam go wcześniej.
- Śledzisz mnie?- zapytałam
- Nie skąd. Po prostu przyszedłem do lasu-
- No tak- powiedziałam pod nosem
- Co mówisz?-
- Nic- 
Chciałam już mu coś powiedzieć, ale w porę ugryzłam się w język. 

<Sky?>


Dziewczyna poszła w stronę lasu, jak zwykle nasza ciekawość nie dawała mi i Gomiemu spokoju. Kot wyrwał się z uścisku i pobiegł w stronę, w którą wcześniej poszła Eva. Nie wiedziałem dlaczego go tak do niej ciągnie, no chyba, że miała jakiekolwiek korzenie w piekle to rozumiem, bo on jest kotem, a demony i inne tego typu stworzenia są cieplejsze. Pobiegłem za nim, złapałem go zanim dobiegł do brunetki. Ujrzałem jak siedzi na kamieniu, podszedłem wolno. Zaczęliśmy rozmawiać, ale chyba nie zbyt pasowało jej moje towarzystwo. Powiedziałem:
- Nie chcesz ze mną rozmawiać, więc nie będę się naprzykrzać... Lecz jeśli chcesz, możesz iść ze mną. Idę na kolację i nie, nie poluję na ludzi, jem czasem zwykłe jedzenie... Więc jeśli będziesz chciała to możesz mi towarzyszyć, dawno nie jadłem z kimś... Znaczy z osobą...- Poszedłem przed siebie wolnym krokiem. Nie licząc na to, że ze mną pójdzie. Chciałem dodać "Ja stawiam!", ale zmieniłem zdanie...


< Eva? >


Siedziałam jeszcze chwilę rozmyślając. 
- Poczekaj! Jak chcesz mogę z tobą iść- w tej chwili działałam przeciw sobie
- To fajnie-
Uśmiechnęłam się lekko. Co ja w ogóle robię?! Sama do końca nie wiedziałam. Coś mi kazało przyjąć zaproszenie. Szliśmy lasem. W niektórych mroczny, a w innych oświetlony przez słońce. Po jakimś czasie znudziło mi się chodzenie. Zmieniłam się w konia i zaczęłam podążać kłusem. Po jakimś czasie dotarliśmy do celu.

< Sky? Sorka, że krótko :C >


Dziewczyna jednak się zgodziła, czym się cieszyłem. Nie jadłem z osobą od... Odkąd nie ma mojej współlokatorki. Po chwili spaceru znaleźliśmy się pod moją ulubioną restauracją, była to mała knajpa, w której nie było za dużo ludzi, ani innych stworzeń. Zasiadłem w moim ulubionym miejscu w rogu sali. Eva zasiadła na przeciwko mnie. Rozejrzałem się w poszukiwaniu kelnera, którego znalazłem jak siedział przy barze. Podniosłem rękę na znak by przyszedł, momentalnie złapał swój notesik i podszedł do nas. Zapytał:
- Co państwu podać?
- Ja poproszę spaghetti.- Spojrzałem na Evę i powiedziałem jej- Wybierz co chcesz.
Nie zwróciłem uwagi co zamówiła. Po długiej ciszy powiedziałem:
- Nie wiem o czym moglibyśmy rozmawiać. Opowiadanie swoich życiorysów jest trochę nudne i długie, zwłaszcza z mojej strony, ale jestem ciekaw twojego... Nie musisz mi opowiadać jeśli nie masz ochoty, czy nie możesz...


< Eva? >

- Dużo opowiadać to nie mam. Urodziłam się w małym miasteczku. Do jakiegoś czasu żyło mi się szczęśliwie, a później... Nie nie chcę o tym mówić, wolę do tego nie wracać- powiedziałam 
- Aha-
Po chwili dostaliśmy zamówienia. Spojrzałam w kubek z gorącą czekoladę. Nagle w mojej głowie coś się zmieniło. Co ja w ogóle tu robię?! Wstałam i powiedziałam:
- Słuchaj, muszę iść-
Poszłam w stronę lasu ciągle nie mogąc uwierzyć w to co się stało. Coś musiało mnie opętać. Wróciłam do lasu i usiadłam na kamieniu. Ciągle rozmyślałam nad tym co się stało.

< Sky? >

Dziewczyna wybiegła z restauracji i poszła gdzieś w stronę lasu. Kazałem zapakować jedzenie i poczekać z tym. Pobiegłem najszybciej jak potrafiłem zdając się odrobinę na instynkt wampira. Oczywiście nie podałem się tej mocy całkowicie, bo wtedy bym ją zabił, a tego nie chciałem. Po krótkiej chwili znalazłem ją. Siedziała na dużym, szaro-niebieskim kamieniu oświetlanym przez księżyc. Podszedłem i powiedziałem:
- Nie ładnie tak zostawiać zamówienie. Proszę oto one- Wręczyłem jej kubek z logo restauracji. Zaczęło burczeć mi w brzuchu. Dodałem- No to ja się zmywam. Do zobaczenia... Uważaj na potwory- Zaśmiałem się ironicznie- Zwłaszcza na wilkołaki, a w szczególności na mojego przyjaciela Sama... A teraz żegnaj i oby czekolada była dobra.
Odwróciłem się na pięcie, wiedząc, że jej tym nie przestraszyłem. Zawsze tak robiłem mimo tego, że wiedziałem, że ktoś taki nie boi się "potworów"...


< Eva? >

Siedziałam na kamieniu wpatrując się w kubek. Po chwili wstałam i zmieniłam się w konia. Pobiegłam w głąb lasu. Kopyta odciskały głęboko ogniste ślady w ziemi, a ogień, który tam pozostał długo się palił. Po przebiegnięciu jakiejś odległości zmieniłam się w człowieka. Usiadłam na złamanym drzewie i patrzyłam w głąb lasu. Zaczęło się ściemniać. Coraz więcej gwiazd pojawiało sie na niebie. Często obserwowałam takie widoki.

Sky?


Wróciłem do restauracji po swoje zamówienie. Gdy wracałem wraz z Gomim pomyślałem, że ponowna próba posilenia się z kimś znowu się nie udała. Zacząłem poważnie rozważać nad zafarbowaniem włosów na ciemniejszy kolor, może albinosi naprawdę są tak przerażający? Ale szybko to wyrzuciłem z głowy, gdy czarny kot spojrzał na mnie kpiąco, bo jak zwykle mówiłem na głos, niektórzy uważają, że mam rozdwojenie jaźni, ale ja uważam, że nie mam po prostu z kim porozmawiać. Zwykle kończy się to tak jak z Evą. Wzdychnąłem głośno i nim się obejrzałem stałem pod swoim mieszkaniem. Nie było ogromne, ale nie była to też klitka na cztery metry. Poszedłem do kuchni i odgrzałem swoje spaghetti. Włączyłem telewizor i czekałem na jedzenie. Podszedłem do patelni i przemieszałem zawartość. Odczekałem jeszcze chwilę i nałożyłem wszystko na talerz. Oglądałem jakiś film, ale nie znałem tytułu. Nawet ciekawy o przyjaźni między człowiekiem, a psem. Lubiłem zarówno koty jak i psy. Ziewnąłem przeciągle, ale nie zamierzałem iść jeszcze spać. Obejrzałem jeszcze parę filmów i ruszyłem do łazienki. Po dziesięciu minutach poszedłem do szarej sypialni. Położyłem się i patrząc w sufit zacząłem rozmyślać nad Evą. Miałem nadzieję, że jeszcze ją spotkam, bo przynajmniej mnie się nie bała. Przypomniałem sobie, że rano muszę jechać do miasta załatwić kilka spraw. Zamknąłem oczy i zasnąłem...


< Eva? >


Słońce całkowicie zaszło za horyzont. Zrobiło się ciemno. Jedynym źródłem światła był księżyc no i gwiazdy. Siedziałam na kłodzie i patrzyłam w czarną otchłań lasu. Zeszłam z kłody i usiadłam pod jednym z drzew. Oparłam się o nie i zasnęłam. Obudziło mnie śpiewanie ptaków. Wstałam i leniwie zaczęłam zmierzać w stronę rzeki. Kiedy już tam dotarłam umyłam twarz. Później wróciłam do drzewa. Siedziałam tam rozmyślając nad wszystkim. 
- I co by tu zrobić?- powiedziałam do siebie
Nagle coś mi się przypomniało. Wstałam i zmieniłam się w konia. Pogalopowałam do kamienia, na którym siedziałam wczoraj. Przed nim cały czas stał kubek. Ogrzałam go gorącem konia. Zmieniłam się w człowieka i zaczęłam pić czekoladę. Kiedy już wypiłam cały kubek umyłam go w strumieniu i położyłam przed kamieniem.

Sky?


Wstałem rano i ruszyłem do łazienki. Umyłem twarz, zęby, zająłem się głównie do czynieniem kłów i odbyłem resztę czynności. Zajrzałem do szarej szafy i przejrzałem jej zawartość. Postanowiłem ubrać się dzisiaj trochę ciemnej, wyciągnąłem czarne, dżinsowe spodnie lekko zwężane, a do tego biały t-shirt i jasno szarą bluzę. Musiałem oddać jakieś papiery do urzędu miasta, ale nie miałem ochoty zakładać kamizelki. Wyszedłem z domu i ruszyłem w stronę centrum, włączając po drodze muzykę w słuchawkach. Pomimo muzyki usłyszałem czyjeś kroki, wyciągnąłem jedną słuchawkę i rozejrzałem się po okolicy, ale niczego nie zauważyłem. Wzruszyłem ramionami i poszedłem dalej. Szybko dotarłem do budynku urzędu. Oddałem papiery i poszedłem w stronę centrum. Nie wiedziałem gdzie mam iść, usiadłem na ławce w parku i spoglądałem w niebo. Słońce grzało dzisiaj natrętnie, więc przeniosłem się pod wierzbę płaczącą, która dawała cień na moje otoczenie, położyłem się na zielonej trawie i usłyszałem dźwięk łamiącego się patyka. Spojrzałem w stronę dźwięku... 


< Eva? Przepraszam, że tak długo to trwało 


Po jakimś czasie siedzenia w lesie poszłam do miasta. Ubrałam się tak zwanie ,,normalnie" i zrobiłam normalny makijaż. Musiałam tak robić, ponieważ prawie każdy boi się mojego wyglądu. No cóż bywa... A więc poszłam do miasta i szłam uliczkami. Kiedy doszłam do parku musiałam uderzyć w kamień. Na szczęście był nie duży, ale uderzenie było słychać. W moją stronę obejrzał się jakiś chłopak. Po jakimś czasie usiadłam obok niego.
- Nie sądziłam, że tu będziesz- powiedziałam
- Kim ty jesteś?- zapytał
- To ja Eva, pamiętasz?-
- Inaczej wyglądasz-
- Tak wiem. Muszę się przebierać żeby iść do miasta. Zmienić zachowanie też muszę-
Chłopak pokiwał głową.

Sky?


Normalnie poznałbym ją po zapachu, ale miała na sobie mocne perfumy, które bardzo to utrudniały. Uniosłszy się z siedzenia i podaniu jej dłoni zapytałem:
- Pójdziesz ze mną zjeść śniadanie? Może tym razem nie uciekniesz, byłoby fajnie.- Dziewczyna patrzyła nieufnie na wyciągniętą rękę, a ja dodałem- No chodźże. 
Złapałem ją za nadgarstek i pociągnąłem za sobą, opierała się większość drogi, lecz pod sam koniec sobie odpuściła. Weszliśmy do małej restauracji, w której i tak był tłum, tylko jedno miejsce było wolne. Usiadłem na przeciwko Evy i powiedziałem:
- Nie uciekaj tym razem, przecież nie jestem straszny. Jestem tylko małym wampirkiem albinosem i tyle. - Uśmiechnąłem się i kiwnąłem na kelnera. W tym czasie przyglądałem się dziewczynie, w ogóle nie przypominała tej z poprzedniego wieczoru. Wyróżniały ją tylko oczy i lekko zaczerwienione włosy...


< Eva? Krótkie, wiem i przepraszam >


- Nie teraz nie ucieknę... Z resztą nie wypada...- powiedziałam 
- Ta- 
Właśnie podszedł kelner zamówiłam herbatę, a Sky jakieś jedzenie czy coś. Kiedy czekaliśmy na kelnera Sky się dziwnie na mnie patrzył. Na początku mnie to nie obchodziło, ale później zaczęło krępować. 
- Mogę wiedzieć czemu się tak na mnie patrzysz?- 
- A sam nie wiem. Jakoś tak mi oczy uciekają- 
- Tak a mi oko się złamało- 
- Jakoś nie widać- 
- Bo sobie naprawiłam- po moich słowach przyszedł kelner z naszym zamówieniem 

< Sky? >

Kelner przeniósł naleśniki z dżemem i twarogiem. Dziewczyna dziwnie na mnie patrzyła, to a ja odpowiedziałem:
- Ja tak lubię, jest bardzo smaczne. - Uśmiechnąłem się do Evy i zacząłem jeść. Wyglądała dość dziwnie i nietypowo, porównując ją do wczorajszego wyglądu. Przyglądałem się jej, bo trudno było mi w to uwierzyć. Podczas czyszczenia talerzy nie odezwaliśmy się ani słowem. Odłożyłem sztućce i złożyłem dłonie, podpierając nimi brodę. Zapytałem:
- A więc Eva, masz jakiś pomysł na rozmowę? 


< Eva? >


- Szczerze? Nie. - powiedziałam patrząc w pusty kubek 
Zapadła cisza.
- A możesz chcesz wyjść na miasto?- zapytałam 
- Okej- 
Wstaliśmy od stolika. Wyszliśmy z kawiarenki. 
- To gdzie idziemy? Do kina, teatru, parku, wesołego miasteczka albo nad staw?- zapytałam 
- Nie wiem- 
- A ja wiem. Te wszystkie atrakcje da się zwiedzić w niecałe trzy godziny. Trzeba po prostu iść tak, że na przykład: niedaleko wesołego miasteczka jest park, kilka kilometrów od parku jest kino. Wszystko da się zwiedzić w jeden dzień- 

< Skay?>


Spojrzałem na dziewczynę i powiedziałem:
- No skoro tak uważasz... Chcę to zobaczyć... Tylko błagam, nie do teatru.
- Okej... To jak idziemy?
Złapała mnie za nadgarstek i zaciągnęła w stronę wesołego miasteczka. Pomimo, że już trochę na tym świecie jestem to będę tam pierwszy raz w życiu. Pewnie jest to dziwne, ale nie miałem z kim iść. Raczej głupio by wyglądało jak chodzę sam po wesołym miasteczku z watą cukrową... Ble, jednak rezygnuję z waty.
***
Szliśmy luźno, Eva z przodu. Zamieniliśmy tylko kilka zdań, nie miałem pojęcia co powiedzieć...


< Eva? Kompletny brak pomysłu :'(  >


- Jak chcesz zdążyć to przyspiesz- powiedziałam odkręcając się do niego
- Dobra, dobra...- powiedział cicho 
- Co tam szepcesz?- zapytałam 
- Nic- 
Szliśmy chodnikiem. Nagle skręciłam w ślepą uliczkę ciągnąc za sobą Skya. Oparłam się o ścianę. Stałam chwilę w ciszy. Później zaczęłam mówić:
- Coś ci zrobiłam, że cały czas tylko mówisz. nic, dobra ?- 
- Nic mi nie zrobiłaś- 
- A więc jaka jest przyczyna twojego niezadowolenia? - 

< Sky? Udajesz czy coś ciebie trapi? >


Patrzyłem zdziwiony na Evę. Z jakiegoś powodu jej oczy przybrały intensywniejszą barwę, jednak bardziej obstawiałem, że to mi się tak wydaje. Później cała ponura i ciemna uliczka stała się jasna i przejrzysta. Pomyślałem, że się zaczyna, a ja od kilku lat panowałem nad emocjami, niestety musiało się to skończyć, przecież nic nie trwa wiecznie. Złapałem dziewczyną za ramiona, jednocześnie wysunęły mi się kły. Przytknąłem ją do przeciwległej ściany i powiedziałem:
- To nie twój interes!...
Potrzepałem głową, starając się opanować, lecz nie działało. Udało mi się wydobyć z siebie tylko krótkie:
- Zostaw mnie...
Eva patrzyła na mnie, a ja na nią. Walczyłem z tym uczuciem, które ogarniało mnie i namawiało do wyssania jej krwi, ale nie zamierzałem tego zrobić. Pomyślałem, że tyle czasu z nikim nie spędzałem czasu, a musiało się wszystko popsuć, gdy już ktoś się znalazł, ale przecież los taki jest, zawsze podkłada kłody pod nogi byśmy się wywalili. Trzasnąłem się w twarz i otrzeźwiałem. Odsunąłem się od niej. Osunąłem się po ścianie na ziemię. Zakryłem twarz dłońmi. Po chwili ciszy powiedziałem:
- Lepiej już idź... Miło było mi ciebie poznać... No idź, bo znowu się zacznie i ciebie zbiję, a tego nie chcę...



< Eva? >

- No dobra! Jak se chcesz- powiedziałam zła
Poszłam do domu. Przebrałam się w swoje ciuchy i usiadłam na łóżku. Wrzała we mnie złość. Co ten cały Skay se myśli! Najpierw na śniadanie, później mamy iść do wesołego miasteczka, a on mi swoje humory ma jeszcze chęć pokazywać. Wiele typów spotkałam na swojej drodze. Ale takiego jeszcze nigdy. Po jakimś czasie usnęłam.

**** Jakiś czas później*****

Obudził mnie strasznie głośny hałas. Poszłam zobaczyć co się dzieje. 

< Skay? >


Kiedy wyszłam na dwór zobaczyłam jakiś mężczyzn i chłopaka podobnego do Skya'a. Jeden z nich leżał na ziemi, drugi był blady jak ściana, a trzeci gapił się dziwnie. Wyszłam zapytać:
- Co tu się dzieje?!- 
- A nie widzisz? - zapytał jakiś pan 
- Weź się pijaku odsuń, jak chcesz piwsko pić to idź pod sklep!- 
- A co mi zrobisz?!- 
- A to!- 
Po tych słowach podeszłam i najmocniej jak umiem z pięści walnęłam go w podbrzusze. Ten pad na ziemie jęcząc. Ten blady gdzieś się poczołgał. Zostałam sama z jakimś chłopakiem. Było ciemno, więc nie rozpoznałam do końca kto to jest. Jeszcze jakiś czas na niego patrzyłam, ale po chwili wróciłam do domu. 

< Sky? >

Okazało się, że była to Eva, jednak nie wiedziałem jak zareagować. Coś kazało mi zawołać:
- Eva! Heloł! 
Odwróciła się gwałtownie w moją stronę, a ja dodałem:
- Cześć! Wybacz, że tak to wyszło... No to nie moja wina, tylko mojej rasy, chyba można to tak nazwać... Jeśli mogę się jakoś odwdzięczyć to, to zrobię... O! Już wiem! Chodź! 
Szybko znalazłem się obok niej, złapałem za jej nadgarstek i zaciągnąłem w stronę swojego domu... 
***
Siedzieliśmy w mojej kuchni, a ja zacząłem swój monolog:
- W mojej sypialni są jakieś ubrania po mojej byłej współlokatorce, możesz coś sobie wziąć, bo raczej nie chcesz iść w piżamie... Zawsze mogę ci coś przygotować do ubrania jeśli chcesz, ale raczej to będzie coś czarnego, albo białego... 
Dziewczyna z westchnieniem rezygnacji wstała i poszła do mojej sypialni. Ja usiadłem na kanapie przed telewizorem i zacząłem oglądać... 
***
Szliśmy skrótami i cały czas miałem wrażenie, że gdy ona będzie miała okazję to zwieje. Tym razem szedłem z przodu. Wyszliśmy do parku i szliśmy ciemnymi, ledwo oświetlonymi dróżkami. Wiedziałem, że znajdujemy się niedaleko naszego celu. Eva raczej nie wiedziała gdzie idziemy, no chyba, że tędy tam szła. Skręciłem w lewo, a później w prawo i po pięciu minutach znaleźliśmy się na miejscu. Przed nami stało wielkie Wesołe Miasteczko. Było już zamknięte i pokryte mrokiem, nie wliczając w to Diabelskiego Koła, czy jak to się tam zwie. Spojrzałem na Evę i uśmiechnąłem się. Wszedłem od tyłu do miasteczka. Skręciłem do budynku kontroli miasteczka. Dziewczyna powiedziała:
- Przecież to nielegalne. 
- Wiem... Co, boisz się, że nas złapią?... Zawsze można uciec... 
Włączyłem wszystkie przełączniki po kolei. Zapytałem:
- To na co idziemy na początku? 



< Eva? Przepraszam, że tak długo to trwało i za ten pomysł >




Opowiadania [ NOWA ATLANTYDA ]

Wstałem z łóżka i ruszyłem do łazienki. Była już dwudziesta pierwsza, więc za godzinę zaczyna się walka. Umyłem spoconą twarz i poszedłem się ubrać. Całe szczęście cały czas mieszkam sam, gdybym miał współlokatora chyba bym go zabił. Założyłem swoje ubrania do walki i ruszyłem do trenera. Miał mi coś powiedzieć, ale nie szczególnie mnie to interesowało. Szedłem wilgotnym, trochę zaśmierdziałym korytarzem i skręciłem do pokoju trenera. Śmierdziało tam rozpuszczalnikami. Zaczął mówić coś o tym żebym tym razem nie rozczłonkował jakiegoś Kurosagiego na miliny kawałków. Powiedziałem tylko:
- Okej postaram się.- Przewróciłem oczami i pomyślałem, że skończy się to tak jak się skończy i tyle. Ględził pół godziny, więc szybko poszedłem w stronę areny. Gdy stanąłem przed nią przeszedł mnie dreszcz, ale taki przyjemny. Przejechałem dłonią po miejscu, w który ostatnio zginęłam osoba, kiedy trenowałem nową praktykę. Nadal czułem ten zapach, co przy wyciąganiu z niego ostatniego tchnienia. Odetchnąłem zadowolony i przymknąłem oczy. Usłyszałem trzask otwieranych drzwi dla widzów, spojrzałem w tamto miejsce. Nie tylko przychodzili jacyś gangsterzy, ale i politycy i znane osoby. Zauważyłem dziewczynę o blond włosach i poczułem znajomą mi woń, zapewne córka premiera, przechodziłem raz koło niego i zapamiętałem ten zapach i chyba będę pamiętać do końca życia. Rozglądała się nerwowo, pewnie bała się, że ktoś ją tu zobaczy. Postanowiłem do niej podejść po walce, ale ktoś inny przykuł moją uwagę. Czarno włosa dziewczyna i lekko zakręconych rogach. Ciekawiła mnie swoim jestestwem, ale nie wiedziałem czy chcę do niej podejść. Zadzwonił dzwonek ogłaszający, że za pięć minut zacznie się walka. Wszedłem do klatki i spojrzałem na drugą stronę, chciałem się dowiedzieć kim jest ta osoba, z którą mam walczyć. Był to jakiś chłopak o czarnych włosach i całkowicie wypełnionych oczach czarną mazią. Zadzwonił gong oznaczający początek bitwy. Wysunąłem powoli szpony ze znajomym mi dźwiękiem. Chłopak stał z dala ode mnie. Uśmiechnąłem się na jego gest i ruszyłem po woli w jego stronę. Zmienił się w jakieś dziwne stworzenie i zaczął nade mną latać. Ludzie westchnęli zdumieni, ja jednak się nie przestraszyłem tylko poszerzyłem uśmiech. W końcu może się pomęczę. Rozpędziłem się i skoczyłem na grzbiet istoty. Wbijałem mu szpony szybkimi ruchami, krew leciała wokół. Słyszałem jak niektórzy ludzie wymiotują. W końcu chłopak zmienił się w ludzką formę i spadł z donośnym łoskotem. Nie miałem ochoty się nim bawić, więc szybko wbiłem mu ostrza serce. Wydał z siebie ciche jęknięcie i całe jego życie uleciało. Nieliczni bili brawo, inni albo patrzyli z osłupieniem na to co się stało, lub uciekali do wyjścia, a jeszcze inni płakali. Zszedłem z martwego ciała, zostawiając po sobie krwawe ślady. Skierowałem się do wyjścia z tej klatki, przy którym stali już sprzątacze. Wyszedłem i poszedłem w stronę wyjścia, w którą zmierzała czarnowłosa...


< Shi? >

- Biegnij głupia! - wrzasnął Seen mknąc jak strzała pomiędzy uśpionymi budynkami.
Obok biegła jego siostra, z trudem łapiąc powietrze.
- Musiałeś to dotknąć!? Jesteś nienormalny!
- Oszczędzaj oddech, dobrze ci radzę. - warknął wpadając do ciasnej uliczki.
- Co teraz?!
- Mmm znienawidzisz mnie kochanie. - wepchnął ją w wyjątkowo wielki śmietnik a sam pomknął dalej.
Tak jak przypuszczał pościg ominął ukrytą dziewczynę, zapewne złorzeczącą na czym świat stoi. Liczyło się jednak, że była bezpieczna. No bo kto mógł wiedzieć, że strażnicy są tacy nerwowi jeśli chodzi o broń? Kto?!
Uchylił się przed wystrzelonymi bełtami które ze świstem pomknęły dalej. Był w formie Naga i teoretycznie nie mogli go zranić. Oczywiście zawsze istniała ewentualność prostego pecha, a dziś chyba nie był jego dzień. U wylotu uliczki zderzył się ze sporą grupą uzbrojonych ludzi, łudząco podobnych do ścigających. Seen zaklął szpetnie we własnym języku i trzasnął jednego ogonem, odrzucając daleko w tył. Nie zdołał jednak nacieszyć się sukcesem. Poczuł piekący ból w żebrach i tak go to zdziwiło, że z początku nie wiedział co się stało. Jeden ze strażników najwyraźniej zainwestował w broń zrobioną z wyjątkowo twardych metali.
Na wilgotną ulicę spłynęła złocista krew naga. Jęknął i naparł plecami na budynek. Jedną dłoń przycisnął do rany a kolejnymi parował niewprawne ciosy przeciwników. Nie miał jednak sił. Malały z każdą traconą kroplą. Okręcił się wokół osi, rozwijając wielkie ostrza przymocowane do pleców. Przeciwnicy musieli odskoczyć z krzykiem. Krótką chwilę wykorzystał do ucieczki, a właściwie strategicznego odwrotu. Musiał znaleźć miejsce gdzie się ukryje do czasu przybycia Cassidy. Pędził więc na złamanie karku przed siebie. Powoli wzrok mu się mącił, ale starał się jeszcze zachować przytomność. Gdy stracił pościg z oczu, z trudem przybrał ludzką formę, której właściwie nienawidził. To tylko pogorszyło sprawę gdyż rana zaczęła krwawić jeszcze mocniej.
Nieszczęsny wojownik, chwiejąc się na nogach znalazł w końcu jakiś ogródek wyglądający na zadbany. Dopadł drzwi ładnego domku i naparł na nie. Dopiero po jakimś czasie ustąpiły ze zgrzytem wyłamywanego zamka. Zamknął je i osunął się na podłogę. Poczuł przyjemne zapachy kuchni i ciasteczka... Zachciało mu się śmiać, że w ostatnich swoich żałosnych chwilach myśli o jedzeniu. Typowe.
Gdy zamykał oczy dostrzegł jeszcze rozmazany kształt który prawdopodobnie należał do mieszkańca domku. Nie obchodziło go to jednak. Ostatkiem sił wysłał telepatyczny sygnał do siostry, ale nie dotarł do niej. Był tak słaby, że odbił się od ścian kuchni i z rozpędem wniknął w podatny umysł stojącej nieopodal dziewczyny. Mówił mniej więcej: Zapomnij o mnie. Wszystko stracone...

<Rose? :3 >



NIEOCZEKIWANY GOŚĆ I CIASTECZKA
Siedziałam w domu od dawna. Postanowiłam zrobić ciasteczka. Przygotowałam wszystkie składniki i wymieszałam je ze sobą. Wstawiłam je do pieca, zapach rozchodził się po całym domu. Czytałam książkę i nagle usłyszałam skrzypnięcie furtki od wejścia, nie przejęłam się tym. Tędy często chodzą koty i dzikie psy. Lecz to nie był pies. Tylko młodo wyglądający chłopak. Wpadł przez drzwi, które były zamknięte na zamek. Upadł na podłogę, a z lewego boku leciała mu krew, lecz nie taka zwykła, była to złota krew. Czyli prawdopodobnie jest nagiem, lub hybrydą człowieka z wężem. Nie przejęłam się że wpadł do mojego domu. Teraz było ważne by mu pomóc. Nagle gdzieś w głowie usłyszałam głos, a może coś innego, ale to zrozumiałam. Była to wiadomość, ale nie do mnie. Mrużył oczy, o oznaczało że trzeba się pośpieszyć. Uklękłam próbowałam go podnieść, ale ważę tylko trochę ponad pięćdziesiąt kilo, a on jakieś siedemdziesiąt. Złapałam go pod pachami i zaciągnęłam na kanapę w salonie. Ściągnęłam z niego zakrwawioną koszulkę. Poszłam do łazienki i pomoczyłam ręcznik w wodzie. Przemyłam mu delikatnie ranę, była dość głęboka. Zasyczał kilka razy z bólu, lecz się nie obudził. To chyba, nawet dobrze. Gdyby był zwyczajnym człowiekiem, to zawiozłabym go do szpitala, ale on nawet nie jest ssakiem. Pobiegłam do góry po schodach. Wzięłam jakąkolwiek pościel, koc, koszulkę i opatrunki. Opatrzyłam ranę i założyłam mu koszulkę. Pobiegłam do kuchni by sprawdzić ciastka. Całe szczęście się nie spaliły. Zostawiłam blachę do wystygnięcia. Postawiłam wodę i zrobiłam herbatę. Ciastka były jeszcze trochę ciepłe, ale takie lubiłam takie najbardziej. Nałożyłam kilka na talerz i zaniosłam na stolik wraz z herbatą. Było późno. Zostawiłam mu zapaloną jedną lampkę w pokoju. I poszłam spać wraz z moim kotem Cookim.

< Seen? Ciasteczka :3 >


Kiedy wyszedłem ze szkoły było już nieco po 19, zaczęło się delikatnie ściemniać. Schowałem ręce do kieszeni a twarz ukryłem w szaliku, inni chodzą na krótki rękaw, czasem nawet w krótkich spodenkach... Cóż, to, że jestem zmarzluchem, nie znaczy, że trzeba patrzeć się na mnie, jak na idiotę. Nieco zdenerwowany spojrzeniami innych, ruszyłem w stronę przystanku. Po rozwodzie rodziców, brat zamieszkał z ojcem, a ja z mamą. Niestety mama umarła na raka płuc, więc mieszkam teraz sam. Nie okazuję już skruchy-nie to, że się tym nie przejmuje. Po prostu... Ile można? Jechałem tą samą drogą co zwykle. Minąłem stację, przystanek autobusowy, spożywczy który prędzej wygląda jak monopolowy... i park. Na następnym wysiadłem. Nie lubię wracać autobusami, wszyscy się o Ciebie ocierają, popychają... Coś mnie podkusiło, aby zahaczyć o park. Szedłem szybkim krokiem, gdy przekroczyłem bramę, zwolniłem nieco rozglądając się przy tym, co mogę tu porobić. Na ławce siedzieli jacyś zakochańce, nie kryli się zbytnio ze swoimi relacjami. Spojrzałem na nich kątem oka i poszedłem dalej. Usiadłem na ławce i wyjąłem zeszyt.
"Cholera."-mruknąłem. W moim notesie świeciły pustki, jedyne co tam było to jakieś bazgrołki na marginesach. "Jak mam się z tego uczyć...?"-czyli z niczego. Oparłem się o oparcie ławki i westchnąłem. Zamknąłem na chwilkę oczy, kiedy je otworzyłem, ujrzałem małego (dobra, wcale nie był mały) kotka. Chciałem go pogłaskać, ale uciekł. Po chwili dostrzegłem, że park jest pusty i zaraz go zamykają, zebrałem się najszybciej jak mogłem, wstałem i ruszyłem szybkim krokiem do bramy. Niestety nie mam w zwyczaju patrzeć ani pod nogi, ani przed siebie więc na kogoś wpadłem, chyba jakoś boleśnie... bo wylądowałem na ziemi.


<Ktoś dokończy? ^^>


Nastał czas wolny w Akademii, wolne dni w tym miejscu odbiegały od rutyny, występowały w inne dni i niektórych nie było. Zawieźli wszystkie osoby do tego miejsca i od tej pory trzeba było radzić sobie samemu, albo umówić się z rodziną by przyjechała po ucznia. Stałam na szarym żwirze podtrzymując torbę na ramię wypchaną prawie po brzegi moimi rzeczami. Poprawiłam słuchawki i ruszyłam w stronę miasta, którego nazwy zawsze zapominam. Przechodziłam przez lekko opustoszałą część miasta. Poczułam, że moja torba się porusza, ciekawa co się tam chowa, odpięłam górę bagażu. Okazało się, że Haru wcisnął się w małą przerwę, tak, że wystawała tylko głowa. Patrzył na mnie swoimi ciemno brązowymi, lekko przestraszonymi oczami. Położyłam plecak na ziemi i zapytałam:
- Haru co tu robisz?
W odpowiedzi otrzymałam tylko jakże znane mi mruknięcie. Westchnęłam głośno i podnosząc torbę powiedziałam:
- No dobra, nic się nie stało... Oprócz tego, że Arisu musi siedzieć sam... To ty będziesz mu się tłumaczyć, zrozumiałeś?
Ponownie mruknięcie jednak tym razem można by pomyśleć, że to był odgłos rezygnacji. Przechodziłam koło mnóstwa sklepów, jednak większość była zamknięta, pomimo, że było nawet wcześnie. Spojrzałam na zegarek, była osiemnasta dwadzieścia osiem. Po chwili wyszłam na główną ulice i ruszyłam dalej, chciałam pójść w jedno miejsce, zwłaszcza, że mam ze sobą szopa, a on nie specjalnie przepada za hałasem i miastem...
***
Przeszłam przez wielką, czarną, gotycką bramę i znalazłam się w parku, od razu poczułam różnicę między miastem, a parkiem. Ponownie sprawdziłam godzinę, było po w pół do dwudziestej, trochę mi to zajęło, lecz nie chciałam się śpieszyć. Otworzyłam torbę i powiedziałam:
- Haru pobiegaj sobie, ja posiedzę na ławce.
Uśmiechnęłam się i założyłam kosmyk włosów za ucho. Szop wyjrzał na okolicę, wyglądało to bardzo zabawnie. Wyskoczył gwałtownie i zaczął po woli podchodzić do innych ludzi. Usiadłam na brzegu ławki i słuchałam piosenek. Po chwili miałam ochotę wyciągnąć książkę, lecz nie opłacało mi się to. Ujrzałam dozorcę, który chciał zamykać, ale nie specjalnie się tym przejęłam. Wstałam z siedzenia i stałam na środku, wyszukując między drzewami, a krzakami Kutamo. Po chwili poczułam, że ktoś, albo coś uderza o mnie. Upadłam na ziemię i po chwili zaczęłam się rozglądać, na przeciw mnie leżał przypuszczalnie blondyn. Wstałam z ziemi, strzepałam z ubrania kurz ziemi i podałam rękę chłopakowi, jednocześnie mówiąc:
- Przepraszam...



< Oreki? >


Patrzyłem na dziewczynę zdezorientowany, wyciągnęła do mnie rękę ale jakoś nie przyszło mi do głowy żeby wstać, w pewnym momencie ową rękę zabrała i odwróciła się w stronę bramy. Dopiero wtedy podniosłem się i poszedłem za nią.
-Wybacz. To ja na Ciebie wpadłem.
-To wiem. Minori.-ponownie wyciągnęła rękę.
-Oreki, miło poznać.-też chciałem wyciągnąć rękę, ale niestety była brudna od ziemi... taki troszkę wstyd więc ją zabrałem.
Szliśmy koło siebie, wyszliśmy z parku i... cholera...
-Aa! Nie!
-Co..? Coś nie tak?
-Zostawiłem podręcznik... nie ma go tu więc musiał mi wypaść kiedy bezkarnie na mnie wpadłaś.
-Poprawka, to ty na mnie wpadłeś.-uśmiechnęła się lekko.
-Ech. Niech Ci będzie. Ale chyba muszę się wrócić.
-To leć, ja już idę.
-Ok, to.. do zobaczenia?
-Papa.-uśmiechnęła się odsłaniając szereg białych ząbków.
Wróciłem się do bramy, ale była już zamknięta a po dozorcy ani śladu. Przeszedłem więc przez płot, wróciłem na miejsce "wypadku" i wziąłem książkę-jak podejrzewałem, leżała na ziemi. Wróciłem tą samą drogą (przez płot) i ruszyłem w stronę mojego domu, po drodze mam cmentarz z jakąś bodajże Świątynią. Nie wiem co to jest, w każdym razie jakiś budynek z daszkiem-stał się błogosławieństwem bo zaczęło lać, wolałem nie zmoknąć bo do domu miałem jeszcze kawałek. Schowałem się pod daszkiem budynku i czekałem... Padać nie przestawało, zauważyłem biegnącą Minori, wbiegła pod daszek nie zwracając na mnie uwagi, uśmiechnęła się zdyszana do... Szopa? Tak, Szop, siedział w jej torbie. Po chwili podniosłem niepewnie rękę, wykrzywiłem usta w niepewny uśmiech i powiedziałem..
-Cześć..?

<Minori? :D >


Odpowiedziałam:
- O cześć!- Zauważyłam, że chłopak przygląda się przygląda się Haru, powiedziałam- To jest Haru, albo Kutamo. Ja mówię zwykle Haru, ale możesz mówić jak wolisz.
Usiadłam, opierając się o ścianę, torbę położyłam plecak. Deszcz przemykał przez minimalne szczeliny w dachu. Krople deszczu nasilały swoją ilość. Zapytałam:
- A czemu tędy szedłeś?
- Skrót do domu. A ty?
- Też skrót, ale na spotkanie, jednak osoba, z którą miałam się spotkać nie mogła przyjechać i muszę sobie zorganizować nocleg.- Przechyliłam głowę w jego stronę- Znasz jakiś bardzo, bardzo tani motel?


< Oreki? >


-Nie orientuję się... Nigdy nie miałem takiej potrzeby.
-Ech, to będę musiała poszukać sama.-powiedziała zrezygnowanym tonem.
-Jeżeli chcesz, możesz się zatrzymać u mnie, mam pusty pokój.-spuściłem głowę.
Popatrzyła na mnie, jak na idiotę, nie dziwię się jej, znamy się od paru godzin, a ja proponuję jej takie rzeczy...
-Jeżeli ten pokój jest zamykany od wewnątrz, to się skuszę.
Podniosłem głowę i spojrzałem na twarz dziewczyny, moje włosy były mokre i posklejane, opadały na twarz. Podejrzewam że ledwo było widać moje oczy, na początku byłem zaskoczony, po chwili uśmiechnąłem się odsłaniając zęby.
-Dobra, idziemy? Zimno mi.-nie czekając na mnie wyszła spod daszku.
-J-już.-poprawiłem torbę i zrobiłem krok w jej stronę.
Szliśmy bez słowa, Minori była jakaś zamyślona. Co jakiś czas spoglądałem w jej stronę, ale jej wyraz twarzy nie zmienił się przez całą drogę. Zanim się spostrzegłem, byliśmy już pod klatką, wyciągnąłem klucz i otworzyłem drzwi. Weszliśmy na górę, następnie otworzyłem drzwi mieszkania. Minori stanęła na wycieraczce i zaczęła zdejmować buty, rzuciłem jej ręcznik.
-Dzięki.-odpowiedziała i zaczęła wycierać głowę.
-Pokój na lewo, tu masz kluczyk jak byś podejrzewała mnie o bycie pedofilem. Lodówka jest tam, rób co chcesz.
Dziewczyna zaczęła nerwowo rozglądać się po mieszkaniu, chyba nie do końca zrozumiała "na lewo", więc pokazałem palcem na drzwi. Moje mieszkanie jest... spore-że tak to ujmę. Mam je po rodzicach, w końcu mieszkałem tu ja, mama, ojciec i brat, przy czym rodzice i my mieliśmy osobne pokoje.
Gdy Minori zniknęła za drzwiami, zdjąłem koszulkę w celu przebrania się... w tym momencie dziewczyna wyszła z pokoju.
-Oreki a gdzie...-urwała.-Ubierz się zboczeńcu! Jesteś pół nagi!!
-Ja tu mieszkam. Przebieram się, naprawdę sądzisz że będę chować się po kątach?
-Od czegoś masz łazienkę!
-Myślałem że ty tam idziesz, nie drzyj się już.
Minori wyraźnie się wkurzyła, ekspresowo się ubrałem i poszedłem do kuchni. Wyciągnąłem z szuflady cukierki, po chwili przyszła Minori.
-Chcesz...?-zapytałem




<Minori? :D >


Odpowiedziałam:
- Chętnie.
Złapałam za słodycze i usiadłam na blacie stołu. Zwiesiłam głowę by mocować się z plastikowym opakowaniem. Podczas tej czynności powiedziałam:
- Oreki...
- No?
- Przepraszam, że tak zareagowałam, można powiedzieć, że... Nie jestem przyzwyczajona do tego typu... Hmm jak to nazwać? Widoków? Masz rację, że to twoje mieszkanie, a ja jestem gościem i powinnam dostosować się do zachowań gospodarza.
Po tych słowach włożyłam lizaka do ust. Zeszłam ze stołu i podeszłam do lodówki. Wyciągnęłam kilka składników do jajecznicy. Postawiłam na piecu patelnię z masłem. Rozbełtałam kilka jajek i wrzuciłam na uprzednio rozgrzaną patelnię. Pokroiłam zieloną cebulkę i wrzuciłam szybko do jajecznicy. Spojrzałam na Orekiego i zapytałam trochę zawstydzona, że nie spytałam prędzej:
- Zrobić ci też?


< Oreki? >

Od Fausta CD Alice
Zaśmiałem się w duchu ze swojej głupoty. Nie przeszukałem jej. Mierzyłem ją wzrokiem.
- I co teraz? Chcesz mnie zabic? Wiesz że jeszcze nikomu się to nie udało?- pytałem drwiącym usmiechem.
- Tak, chce.- jej głos drżał.
Powoli postąpiłem krok w jej stronę.
- Nie ruszaj się.- powiedziała gdy zobaczyła mój ruch.
- Dlaczego? - zapytałem i ruszyłem powoli w jej stronę.
Wypaliła, zdążyłem kucnąć. Nabój przeleciał mi nad głową. Podniosłem się i skoczyłem.  Nie zdążyła strzelić po raz drugi. Złapałem ją za nadgarstek i wytrąciłem broń.
- No, no. Nie ładnie. Prawie mnie trafiłaś.-  z karciłem ją.
- Nie zabijesz mnie.
- Dlaczego?. Podaj mi powód.- zbliżyłem swoją twarz do jej. Lubiłem się drażnić, a szczególnie z kobietami o takiej urodzie jak jej.

<Alice?>

Od Alice CD Faust


 Westchnęłam ciężko. Ta cała sytuacja mnie już nudziła. Mój wzrok błagał by ten odebrał już życie i zakończył tą szopkę.
  -Chciałbyś się dowiedzieć kim jestem prawda? - Ten rozbawiony odparł
-A kto by nie chciał?- Uniosłam kącik ust do góry. Mężczyzna wycelował .
-Jak na płatnego mordercę jesteś choler*nie powolny -Wydęłam lekko wargi.
 -Czas się pożegnać słonko -Puścił mi oczko, ale dupek..pomyślałam, taki człowiek jak ja ...i nie posiada żadnej broni? Pff! Naiwniak...
 -Nie koniecznie...-Wstałam w mgnieniu oka, mój sznur był przecięty, a ja celowałam w niego z małego pistoletu. -Mówiłam nie znasz mnie. -Zaśmiałam się, po czym sięgnęłam do kieszeni po fajke, którą zapaliłam. Zaciągnęłam się porządnie -Tego mi brakowało! -Zaśmiałam się

<Faust?>

Od Fausta CD Alice

Przykucnąłem tuż przy niej. Zbliżyłem do niej twarz
-Nie całuje ofiar.- wyszeptałem i wstałem.
- To moje życzenie, mam do nie go prawo.- rzekła oburzona
- To nie koncert życzeń kotku. Nie zawsze mamy to co chcemy.
Dziewczyna nie odezwała się. Zastanawiałem się co zrobiła. W końcu chcieli ją zabić, to nie przelewki.
Zwykle nie mówili mi dla czego, ale tym razem byłem tego bardzo ciekawy, nie wyglądała na niebezpieczną, wręcz przeciwnie.
- Za co cie skazali?- zapytałem patrząc w jej twarz.
- Nie twoja sprawa.- odwarknęła.
- Może byłaś szpiegiem?- żadnej reakcji
- To może nie wykonałaś zadania?- znowu nic
- Byłaś kochanką szefa mafii?-  tym razem drgnęła ale nie na potwierdzenie, była oburzona.
Popatrzyła na mnie z wściekłością. Jej oczy wyrażały żądze mordu.
- No już. Tylko pytałem. Nie gorączkuj się tak, kotku.- ostatnie zdanie wypowiedziałem śmiejąc się.
Wyglądała jak kotka, kuląca się przed dogiem, jednak była gotowa zaatakować w każdej chwili.
- Czas kończyć te farsę.- powiedziałem i wyciągnąłem pistolet.

<Alice>

Od ALice CD Fausta


Prychnęłam cicho. - Nawet nie wiesz z kim zadzierasz -Zaśmiała się ironicznie.
-Jakieś ostatnie życzenie?
-Mam dwa...
-Jedno
-Dwa -Westchnęłam, skoro to mój ostatni dzień życiaChcę dwa -Spojrzałam mu bez uczu w oczy.
-Niech Ci będzie..... Jakie jest to pierwsze?
-Fajka -Zaśmiała się. - Widać było, że mężczyzna był zmieszany.
-Fajka?-Powtórzył.
-Tak..- Podszedł do mnie i wsadził mi delikatnie jedną fajkę do ust, po czym ją zapalił. Zaciągnęłam się porządnie.
-Jak na płatnego morderce jesteś delikatny -Zaśmiałam się kpiąco.
-Skąd ty to wiesz....
-Mówiłam nie znasz mnie. -Wypuściłam dym, który ukształtował się okrąg. Puściłam mu oczko.
-Mniejsza o to... Jakie jest drugie życzenie? -Westchnął poirytoiwany. Zamyśliłam się na chwilkę, po czym wyplułam peta.
-Pocałuj -Uśmiechnęłam się uwodzicielsko
<Faust?>


Etykiety: Opowiadania Alice i Faust - Archiwum, Opowiadanie Alex i Zevrana, Opowiadanie Crystal i Ifrys - Archiwum, Opowiadanie Lirael i Fenrisa - - Archiwum
poniedziałek, 11 sierpnia 2014
Od Fausta CD Alice
Chodziłem  ulicami tego pięknego miasta. Dostałem zlecenie na dziewczynę. Jakąś Alice. Wiedziałem dokładnie gdzie będzie.  Szedłem przez zatłoczoną ulice. Ludzie szli z paczkami i torbami. Dziś Wigilia. Dzień miłosierdzia, niestety w mojej pracy nie było wyjątkowych dni. Skręciłem w boczną uliczkę prowadzącą do parku.  Tu również było dużo ludzi. Powiewał chłodny wiatr, otuliłem się szczelniej długim, czarnym płaszczem.
Zauważyłem na ławce dziewczynę. Siedziała sama, pogrążona w myślach. Rozpoznałem ją od razu, tyle razy widziałem jej zdjęcie. Nie wiedziałem co zrobiła , ale skoro chcieli ją zabić musiało to być coś ważnego.
 Poprawiłem kapelusz i szalik. W moim stroju wszystko było czarne, z pod szala widać było mi tylko oczy.
Podszedłem od tyłu do ławki na której siedziała.  Kiedy byłem blisko, rzuciłem drobne zaklęcie. Od teraz nie mogła krzyczeć, była w stanie tylko szeptać. Zbliżyłem się i wyciągnąłem mały nóż z kieszeni.  Przyłożyłem go do żeber ofiary.
- Spokojnie.- wyszeptałem do jej ucha.- Nikt nie zwróci teraz na ciebie uwagi. Pójdziesz ze mną, a jeśli będziesz coś kombinować...- postawiłem małą pauzę , podczas której poruszyła się nie spokojnie.-  Twoja śmierć będzie dla mnie o wiele radośniejsza- uśmiechnąłem się pod nosem. Nigdy nie bawiło mnie sprawianie bólu moim ofiarą, ale zwykle po takim zapewnieniu były bardzo grzeczne.
- Teraz wstań słonko.- powiedziałem nadmiernie słodko.
Dziewczyna wstała posłusznie, objąłem ją ramieniem tak aby nie mogła się wyrwać. Szliśmy spokojnie, prowadziłem ją krętymi uliczkami. Po długim czasie znaleźliśmy się w małym domku, z dala od ulicy i sąsiadów. Mój  "dom zbrodni" mieścił się w zakazanej dzielnicy. Nikt tu nie chodził. W prowadziłem dziewczynę do środka. Poszliśmy do pokoju na piętrze. Wziąłem sznurek i związałem jej ręce a potem przywiązałem je do jednej z rur.
- No to co teraz słoneczko?- zapytałem słodko patrząc w jej przestraszoną twarz.

<Alice?>


-Człowieku...Daj sobie w końcu spokój ze mną -Szepnęłam mu do ucha i uśmiechnęłam się. - CO Ci to da, że mnie zabijesz? hmmm? -Otarłam się o jego tors niczym kotka. Zamruczałam cicho. Zrobiłam krok do przodu a ten do tyłu i tak aż do ściany.
-Co ty robisz?! - Był cały zmieszany. Nie wiedział już co ma począć.
-To co widzisz -Uśmiechnęłam się zalotnie, po czym moje dłonie błądziły po jego plecach. Musnęłam delikatnie ustami jego szyję, a moja prawa ręka znajdowała się już pod jego koszulą. Lekko drapałam jego nagi tors.(oczywiście pod koszulką ) -Powiedz .....Nie jest przyjemnie? -Wyszeptałam mu ponownie do ucha, przy okazji cicho mrucząc. Zachowywałam się jak każdy typowy kotek, który chce się bawić.
<Faust? >

Od Fausta CD Alice
Alice była bardzo łagodna. Niczym nie przypomniała mi lekko agresywnej dziewczyny z baru.
Była inna. Popatrzyłem na nią ciepło.
Nie wiedziałem czy ta zmiana charakteru to coś dobrego, ale zdaje się że wywołało ją opuszczenie diabła.
- Teraz będzie już tylko lepiej.-  uśmiechnąłem się do niej i wstałem.
Nadal siedziała, spuściła smutno głowę.
Musiała dużo przejść w przeszłości. Przekrzywiłem lekko głowe i zapytałem.
- Chyba powinienem się w końcu ubrać.- Alice uśmiechnęła się i wstała z łóżka.


<Alice? nie płacz>

Od Fausta CD Alice
Chwilę później wróciłem. Ubrany w czerwone bokserki. Nie przejmowałem się tym, bądź co bądź jestem u siebie.
- Oł...- dziewczyna wyglądała naprawdę ładnie w mojej koszuli. Uśmiechnąłem się - Trochę za duże co?




Dziewczyna zarumieniła się i poprawiła włosy.
- Gdzie są moje rzeczy?- zapytała. Jej melodyjny głos był tak odmienny od krzyków które wydobywały się z jej gardła ostatnich nocy.
- Dałem je do pralni.- wyjaśniłem - Jak znak? Za kilka dni powinien się zagoić, ale może boleć.
Alice dotknęła miejsca z diabelskim wypaleniem.  Przez jej twarz przebiegł prawie nie widoczny skurcz.
-Co się właściwie stało? Tylko proszę konkretnie.
- Ok. Więc kiedy Lucek zaczął się mścić prawie zginęłaś od gorączki i nie tylko. Porozmawiałem z kim trzeba i....
- Uratowałeś mnie..- dokończyła niepewnie.
- To drobna przysługa. Nic więcej.- uśmiechnąłem się.
 Już drugi raz darowałem jej życie.  Usiadłem na łóżku i przypatrzyłem się dziewczynie.

<Alice?>

Od Alice CD Faust
Przeciągnęłam się, po czym ziewnęłam. Widziałam mężczyznę który poszukiwał czegoś w szafce.Uśmiechnęłam się delikatnie. -ON już mnie nie nawiedza w śnie -Oznajmiłam zaspanym głosem. Zamknęłam oczy i odgarnęłam włosy do tyłu. Opadłam do tyłu, nie miałam ochoty wstawać...Tylko leżeć i odpoczywać. Patrzyłam w sufit.
-Cieszę się-Odparł, po czym wyruszył z powrotem do łazienki. Spojrzałam na niego kątem oka. Po paru minutach leżakowania wstałam i szukałam po pokoju swoich ubrań..lecz na próżno. Wiem że to nie ładnie jest szperać w cudzych rzeczach, no ale mus to mus. Chwyciłam pierwszą lepszą koszulę, po czym zarzuciłam ja na siebie. Wręcz tonęłam w niej. -Spora -Wymamrotałam pod nosem. Po chwili wrócił Faust.
<Faust?>

Od Fausta CD Alice
Podniosłem zemdloną dziewczynę. Było z nią bardzo źle. Musiałem z nią konieczne porozmawiać, ale jej stan był opłakany. Położyłem ją na łóżku i teleportowałem się do podziemia. Znalazłem się w podziemnym korytarzu.  Kiedy szedłem do sali mojego ojca mijało mnie mnóstwo demonów i podziemnych istot. Doszedłem do ogromnych, kamiennych drzwi.. Delikatnie je pchnąłem i sala tronowa stanęła przede mną otworem.
 Trzy ogromne, granitowe trony ustawiono na środku sali. Był tam też niewielki stolik na dzban i kielich. W komnacie nie było innych ozdób i przedmiotów. Na środkowym i najwiękrzym tronie siedział mój ojciec. Bóg podziemia- Arwan.




Teraz był w jednej z widzialnych postaci. Miał kręte rogi i długie pazury. Chodził w dziwnej zbroi.
Na mój widok wstał i gestem głowy powitał mnie. Podchodząc do tronu skłoniłem się.
- Sądzę że nie odwiedziłeś mnie z dobroci serca.- zaczął lekko kpiącym tonem- O co chodzi Faust?
- O Szatana.- na dzwięk tego imienia kilka złorzoncych wzdrygnęło się z przestrachem. - Na chodzi pewną dziewczynę.  Darowałem jej życie, bo zlecono mi ją zabić. On zniewolił jej ciało i teraz się mści...
- Mam mu powiedzieć żeby przestał ?- Arwan roześmiał się. - Od kiedy martwisz się o swoje ofiary ? Zrobiłeś błąd. Skoro zlecono ci ja to należało zabić. Nie oglądając się. - pouczał mnie.- Kiedy to zrozumiesz?
- Dziękuje za audiecję, ojcze.- ostatnie słowo zaakcętowałem ale nie wzbudziło żadnej reakcji-  Jakoś sobie poradze.
- Poczekaj- usłyszałem grzmiący głos- nie powiedziałem że nie pomogę. - odwróciłem się i z triumfalnym uśmiechem, podeszłem do  tronu.

***


Wyszedłem z pod prysznica i zacząłem myć zęby.  Po wieczornej toalecie, okryty w biały szlafrok  poszedłem do pokoju. Dziewczyna spała, ale tym razem spokojnie. Wiedziałem że już nie bedzie miała z tym problemu. Odwróciłem się od łóżka i zacząłem szukać bielizny i koszulki.  Usłyszałem szelest pościeli ale nie zwróciłem na to uwagi nadal szukając ubrań.

Od Alice CD Faust
Po pewnym czasie obudziłam się. Kiedy otworzyłam oczy widziałam sufit...CO?! Ale gdzie się podziały drzwi?Podniosłam się gwałtownie, co spowodowało chole*ne kłucie w boku. -Auu...-Złapałam się za bolące miejsce.Spojrzałam w dół miałam prześwitującą bluzkę, oraz majtki. Pośpiesznie zakryłam się kocem leżącym obok mnie.Odgarnęłam włosy do tyłu, po czym spojrzałam przed siebie. Na łózku siedział zamyślony mężczyzna...W samych spodniach. Czy to możliwe..że to był -CZY TY MNIE ZGWAŁCIŁEŚ?! KIM TY JESTEŚ?! -Mówiłam wręcz przerażonym tonem, po moich policzkach spływały łzy...Co ja mam teraz począć...
<Faust?>

Od Fausta CD Alice
Otworzyłem drzwi ale nikogo nie było. Zamknąłem je i obróciłem się. Przede mną stała Zefrina. Miała na sobie skromna bieliznę. Podeszła I zaczęła rozpinać mi koszule.
- To nie będzie ci już potrzebne.-wyszeptała.
***
Obudziłem się dość wcześnie. Obok mnie leżała elfka. Tak nie winie spala. Poczułem ze przytula się do mojego torsu. Objąłem ja I zamknąłem oczy.
***
- Szkoda ze musisz już iść.- pogładziłem Zefrine po nagim ramieniu. Zachichotała I ubrała wydekoltowana bluzkę.
- Taka praca.- uśmiechnęła się tak pięknie jak potrafią tylko elfy.
-Może znów Cie porwę.-wyszeptałem do jej ucha.
- Na pewno nie będę się nudzić- wymruczała i pocałowała mnie.
Był to bardzo słodki pocałunek.
-Pa- powiedziała i wyszła z pokoju.
Nie upłynęły 2 minuty a usłyszałem przeraźliwy pisk w głowię.
To Zefrina chciała bym tylko ja usłyszał jej wezwanie. Szybko naciągnięciem spodnie I wybiegłem z pokoju. Kawałek dalej na podłodze leżała moja nie doszła ofiara-Alice. Podbiegłem i sprawdziłem puls. Żyła. Przyłożyłem rękę do jej czole. Parzyło, ale co dziwne tylko czoło było gorące. Taki stan mogła wywołać jedynie bardzo silna energia.
Wziąłem dziewczynę na ręce.
-Dziękuję za wezwanie-zwróciłem się do Zefriny. Elfka stała przestraszona.-Ona żyje-zapewniłem.
Ruszyłem w stronę pokoju. Położyłem dziewczynę na łóżku I ściągnąłem jej nie potrzebne rzeczy. Im mniej krepujących ciało ubrań tym lepiej dla niej.
Zostawiłem tylko majtki I bluzkę. Przykryłem ja delikatnie kocem. Nie ubrałem nic po za spodniami ale mimo to nie było mi zimno. Delikatnie usiadłem na skraju łóżka.
Zamyśliłem się. Dziewczyna prawdo podobnie nie będzie nic pamiętać z wieczora. A przynajmniej z ataku, bo przypuszczam ze dobrowolnie nie dała by sobie tego zrobić....

<Alice?>

Od ALice CD Fausta
Oparłam się głową o drzwi.
-Powiedz mi czemu mnie używasz jako marionetkę?
-Zostałaś wybrana-Głos w mojej głowie był chole*nie głośny jak i zarówno przerażający, Po chwili ujawniła mi się sylwetka tego potwora.
-Nie chcę tak dłużej -Uderzyłam pięścią w drzwi. Slyszałam śmiech, który coraz bardziej się nasilał. -Możesz zamknąć ten swój chole*ny ryj! -Po moich policzkach spływały obfite łzy. -Mam to wszystko głęboko w dup*e. Możesz mnie uśmiercić, chcę być wolna od tego paktu! -Darłam się na całe gardło.
-Wiesz że to nie ma sensu? -Głos w mojej głowie brzmiał tak przekonująco....Ale ja nie mogłam się mu oprzeć! Śmiech był coraz głośniejszy.
-To ma sens! -Zamknęłam powieki i zagryzłam wargi.-Nie rozumiem co Ciebie tak śmieszy?!
-Oh ty słoneczko!-Zgrzytałam zębami ze złości.
-P*EPRZ SIĘ!
-Kochanienka...
-Wyrzekam się Ciebie! -Śmiech ustał....Nastałą cisza..Słyszałam tylko jak łkam.... Kiedy otworzyłam oczy nie widziałam tego chole*stwa , tylko drzwi o które się opierałam.-Gdzie ja jestem? -Widziałam jak przez mgłę.
<Faust?>

Od Fausta CD Alice
- No właśnie złotko.- uśmiechnąłem się złośliwie. - Widać moc cię opuściła, wybacz.- podszedłem do Zefriny i wziąłem ją pod ramie.
Jej policzek krwawił, ale dotknąłem go ręką i demonstracyjne wyleczyłem elfkę.
Ruszyłem do baru, żeby zamówić pokój.
- Stój!- krzyknęła Alice.- Nie skończyliśmy!
Nie przejąłem się jej krzykami i bezczelnie wystawiłem ponad głową środkowy palec.
Uśmiechnąłem się do barmana.

***

Po chwili byliśmy w pokoju.
- Zaraz przyjdę Fau- wyszeptała elfka i poszła do łazienki.
Uśmiechnąłem się na samą myśl.
Usłyszałem pukanie do drzwi.
- Jeśli to znowu ty to osobiście zrobię ci krzywdę.- zły ruszyłem do drzwi.

<Alice?>

Od Alice CD Faust
Jak na taką su*e jesteś chole*nie uparta -Zaśmiałam się-Wraz ze swoim braciszkiem. -Wtrąciłam.-Mówiłam że to jest moja ludzka forma, dlatego mam ten chole*ny wypalony znak na ciele! -Krzyknęłam.
-Dobra uspokój się już.-Mężczyzna odpowiedział spokojnie.
-Człowieku zrozum nie będę spokojna, póki nie pójdziesz ze mną porozmawiać. Do jasnej ku*wy no! -Wręcz zgrzytałam już zębami ze złości.
-Powiedz mi czego ty chcesz?!-Spojrzałam na elfkę, po czym na jego siostrzyczkę.
-Jak myślisz? Chcę śmierci tego gnoja który zlecił Ci mnie zabić!
-Czemu tego sama nie zrobisz skoro jesteś Szatanem?! -Darł się razem ze mną.
<Faust? >

Od Lirael Cd Faust i Alice
-Witaj Lirael - przywitał się ze mną.
Zauważyłam jakąś dziewczynie w bieliźnie i drugą siedzącą przy stoliku.
-Czemu mnie wzywasz? - zapytałam zrzucając z głowy kaptur bluzy.
Mentalnie wyjaśnił mi wszystko co chciałam wiedzieć. Zaśmiałam się ponuro.
-Serio? - zapytałam. - Myślisz, że jesteś samym Szatanem? Gdybyś nim była każdy napotkane demon by ci się kłaniał, a tego nie robią. Jesteś tylko jego naczyniem, którym i tak już się znudził, może ci zostawił trochę mocy... ale nawet pełna jego moc nie dorównuje mojej boskiej. On jest tylko upadłym aniołem, a aniołowie to słudzy bogów. A teraz lepiej idź i ochłoń - powiedziałam przerażająco spokojnym głosem.

Alice?

Od Fausta CD Alice
-Po słuchaj mnie.- siliłem się na spokój.- wyjdź z tego lokalu i wróć jak się uspokoisz. Chce spędzić miły wieczór z Zefriną.
-Nie, MAMY POROZMAWIAĆ.- krzyczała i znów wystrzeliła serie w sufit.
- Posłuchaj mnie dziecko- wstałem i podszedłem do niej. - Ten znak- dotknąłem wypalonego miejsca- nie jest od urodzenia, prawda?- uniosłem brew.- Moja siostra i ja jesteśmy dziećmi boga Arwana. Chyba wiesz kim on jest.
- Jak możesz zarzucać mi kłamstwo! Pokaż mi dowód!-  strzepnęła moją dłoń.
Uśmiechnąłem się.
- Lirael choć to na chwilkę.- powiedziałem w przestrzeń.
A po chwili obok mnie stała Lira we własnej osobie.
- Siemasz braciszku.- przywitała się.

<Lira ? Udownodnijmy jej nasz rodowód >

Od ALice CD Fausta

-TERAZ -Krzyknęłam, zza płaszcza wyciągnęłam strzelbę.
-Kochanienka...-Mężczyzna pochylił się nad stolikiem i zaśmiał się. -Twoja broń tu do nieczego się nie nadaje....Nie działa w tym świecie. -Elfka zaśmiała się i przytuliła do Fausta.
-Czyżby ? -Uniosłam broń do góry i strzliłam raz. Ogłuszający dźwięk wystrzeliwanego naboju, zagłuszył huk panujący na sali.  Mężczyzna zdziwił się wielce.
-Jak? -Wyszeptał
-A więc mogę Cię prosić na słówko? -Spojrzałam na niego z pogardą.
-Ale Zefira idzie z nami.-Wskazał na elfkę.
-Ta su*a tu zostaje.Albo jej łeb odstrzelę.-Wycedziłam przez zęby. Gotowało mnie od środka.
-Ej. Tylko bez takich .-Elfka Naburmuszyła się, lecz można było dostrzec że boi się tej całej sytuacji.
-Zamknij się dzi*ko -Krzyknęłam po czym strzeliłam, pocisk lekko zarysował jej policzek.
-Przestań!-Krzyknął mężczyzna.Walnęłam otwartą dłonią o stół. -Z samym szatanem się nie zadziera...słonko -Wycedziłam rozbawiona. Moje oczy nabrały złotego kolor. Błyszczały w świetle starych lamp. Źrenice zwężyły się.
-Co? Kim ty do chole*y jesteś?-Zaśmiałąm się.
-Satan we własnej osobie. -Zrzuciłam płaszcz, po czym zdjęłam bluzkę, którą cisnęłam w ziemię. Moje piersi byly owinięte w bandaż. . Wskazałam palcem na gwaizdę w okręgu wypaloną na żebrach. -Teraz widzisz? -Wyciągnęłam fajkę, którą zapaliłam i zaciągnęłam się porządnie. -To jest moja ludzka forma -Zaśmiałam się.
<Faust? O czym to chciałeś pogadać? >


Od Fausta CD Alice
Spokojnie piłem wino.  Było gorzkie a takie lubiłem najbardziej. Patrzyłem na sale, tulu ludzi. Nie konieczne normalnych wyglądem. Naprawdę przeniosłem nas do oddalonej od miast starej wsi, miasteczka....
Tu było więcej istot nie ludzkich... Tak jak gnomy, krasnoludy itp ale nie chciałem mówić o tym Alice.
To bardzo dziwne miejsce.
Kiedy byłem przy drugiej butelce, podeszła do mnie elfka, a była to piękna kobieta. Miała bujne blond włosy. Krótką, gorsetowa sukienkę która podkreślała jej biust.
- Cześć  Faust.- wyszeptała mi do ucha. - dawno cie u nas nie było.
Kobieta przyssała się do mojego policzka.
- Praca Zefrino, praca- odpowiedziałem wzdychając. - Masz coś na wieczór- zapytałem juz innym tonem.
Blondynka uśmiechnęła się uroczo .
- Oczywiście że nie. Dla ciebie wszystko.- nachyliła się i pocałowała mnie w usta.
W tym momencie do knajpy weszła Alice. Była zła, ale nie zadziwiłem się. Podeszła do mojego stolika. Zefrina nie przyjęła się tym i przytuliła się do mnie.
- Musimy pogadać- powiedziała Alice i oparła się o stół.
- Nie. Może innym razem.- powiedziałem lekceważąco i pocałowałem elfkę, długo i demonstracyjnie.
- Mamy do pogadania.- upierała się dziewczyna.
- Nie widzisz że jestem zajęty?- powiedziałem i wróciłem do przerwanej czynności.

<Alice?>


Od Alice CD Fausta

-Ty gnoju! -Krzyczałam. Mężczyzna wku*wił mnie i to nie byle jak. Usiadłam na ziemi pod najbliższym drzewem i spojrzałam zapłakana przed siebie. -Czemu to zawsze mnie musi spotykać? -Wycedziłam przez zęby. Mam tego wszystkiego cholernie dosyć. Zamiast łez sączyła się drobnymi kroplami krew.-Zaczyna się.....-Westchnęłam, po czym przetarłam oczy.
<Faust? Zdziałasz coś?>



Od Fausta CD A lice
- Co tu dużo opowiadać....- pomyślałem przez chwilę. - Miałem cię zabić na zlecenie pewneo bogatego kupca, nie mogę wyjawić ci jego nazwiska. Dostałem twoje zdjęcie, namiary, wszystko co było mi potrzebne. Potem tylko zainstalowałem nadajnik w twoim płaszczu.- uśmiechnąłem się pod nosem
- Kiedy?!- była zaskoczona, zaczęła oglądać swój płaszcz.
- Kiedy byłaś w kawiarni- odpowiedziałem na jej pytanie-  Potem były tylko formalności. - zastanowiłem się - Nie myśl że mówię to każdej ofierze- ostatnie słowo zaakcentowałem- nie każdą też puszczam wolno, ale ty i tak nie powiesz o tym nikomu, nie wydostaniesz się z tego miejsca. Jest zaklęte.
- Uwięziłeś mnie we wcześniejszej epoce i to dużo wcześniejszej.- mówiła z wyrzutem, prawie krzyczała.
- Uspokój się kotku- mój głos znowu był przesłodzony, obróciłem się i poszedłem do najbliższej karczmy. W środku było parno, z kierowałem się do stolika w koncie sali. Po drodze zamówiłem butelki 3 wina, miałem zamiar się dzisiaj upić.


Od Alice CD Faust
Wydęłam wargi znudzona tą sytuacją.-Powiedz mi proszę....Kto Ci zlecił mnie zabić?-Byłam już poważna. Moja mina mówiła sama za siebie. Wyrzuciłam jeszcze palącą się fajkę, po czym podeszłam do niego i spojrzałam mu w oczy.
-To nie Twój interes.-Wycedził
-Owszem mój...Jestem w to zamieszana.-oznajmiłam, po chwili odgarnęłam włosy, było mi gorąco w płaszczu, więc go zdjęłam. Każdy mężczyzna mi ulegał. Moje obfite piersi przyciągały uwagę....Ale nie dla niego....Czemu? Miałam bluzkę z krótkim rękawem, ręce miałąm wytatuowane i odziwo dość umięśnione, lecz z licznymi siniakami i ranami.
-Co Ci?
-Nic? -Spojrzałam na niego, po czym skrzyżowałam ręce na piersi.- No to czekam. -Kto Ci zlecił mnie zabić?- Mężczyzna milczał...lecz po chwili zaczął opowiadać.
<Faust?>



Od Faust CD Alice
- Naprawdę jesteś tak głupia czy tylko udajesz? - zapytałem.
Dziewczyna skrzywiła się. Nie rozumiałęm jej. Dawałaem życie, a ona..... Pokręciłęm głową.
- Nie chce cię zabić.- powiedziałem dobitnie - Daje ci wolność i życie. W zamian oczekuje poświęcenia. Chce żebyś opóściła rodzinne miasto. Tylko tyle.
Zobaczyłem jak bierze kolejnego papierosa. Zaciągała się i wypuszczała krążki.
- Żądasz zbyt wiele.- nadal zaciągała się.
- Jeśli nie potrafisz zrobić tego z własnej woli... To zrobię to za ciebie- podszedłem do niej. Złapałem jej rękę i przytrzymałem tak żeby nie mogła uciec. Wyszeptałem krótką formołe.
Po kilku sekundach znaleźliśmy się w jakiejś wiosce. Nikt secjalnie nie zwrócił na nas uwagi.
Tutaj była wiosna. Ściągnąłem płaszcz.
- Skoro nie chciałaś opuścić Moskwy sama to zrobiłem to za ciebie.- uśmiechnąłem się.- A i jeszcze jedno, to jest inny wymiar, twoja broń palna nie działa.- moja mina zrobiła się iście szatańska.

<Alice?>



Od Alice CD Faust
-Chyba Cię zdrowo pojeba*o -Zaśmiałam się.-Mam opuścić swoje rodzinne miasto? -Wyszczerzyłam się , po czym siadłam na fotelu i zapaliłam fajkę. Założyłam nogę na nogę. Zaciągnęłam się porządnie.
-Chcesz mogę Cię zabić.
-Śmiało -Wypuściłam dym,który uformował się w okrąg. Mężczyzna wyciągnął broń i wycelował. - Chociaż tego nie radzę -Puściła mu oczko.-Powiedz mi jedno....DO czego ty dążysz? hmm? -Skończyłam palić, po czym wyrzuciłam peta.
<Faust?>


Od Fausta CD Alice
Co ona sobie wyobraża?!. Moje myśli były daleko od zrozumienia. Odepchnąłem dziewczynę. Upadła.
- Mnie w ten sposób nie przekupisz!- moje słowa były ostre.
Nie odezwała się. Rozcierała sobie miejsce na które upadła.
- Nie mam ochoty zabijać cię. Zrobimy tak. Ja dam ci godzinę na opuszczenie tego miasta. - mówiłem spokojnie, ale twardo.- Masz się tu więcej nie pokazywać. Rozumiesz?
- A jeśli nie wyjadę?- zapytała hardo i wstała.
- Jeśli nie.... To znajdę cię i zabije. Naprawdę ZABIJĘ.- widziałem jak jej twarz robi się coraz mniej twarda ale nie trwało to długo. - Rozumiemy się kotku?- mój głos znów stał się słodki, za słodki.
Nie odpowiedziała. Nawet nie ruszyła się z miejsca.
- Daję ci wolność i życie. Ale masz godzinę.- powiedziałem bo nadal stała- Czas ucieka.

<Alice?>