Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Dziś nie było żadnych specjalnych gości. Kilku stałych bywalców, paru tajemniczych gości i kelnerka. Drobna dziewczyna dorabiająca w lokalu. Podszedłem do baru i zobaczyłem starszego goblina.
- Jesteś wreszcie.- zaskrzeczał staruszek,kiedy usiadłem na stołku.
- Jak widzisz Jim.- powiedziałem obojętnym głosem.
Każdy dzień spędzony w karczmie "Pod ogonem smoka" zaczynał się tak samo, ta rutyna przyprawiała mnie o mdłości. Zjadłem podany przez goblina posiłek i poszedłem na zaplecze po łopatę do przekopania pastwiska kóz. Kiedy wróciłem na środku sali stało dwóch rosłych mężczyzn. Każdy miał w ręce szpadę. Popatrzyłem na barmana, który pokiwał spokojnie głową.
Spokojnie podszedłem do buntowników i stanąłem w rozkroku.
- Panowie, To spokojny lokal nie chcemy tu bijatyk- mój spokojny głos zrobił niewielkie wrażenie na gościach.
- Spadaj młodzieniaszku.- odpowiedział ostro jeden z nich.- Jeśli nadal chcesz zachować swoją twarz to odejdź- kącik ust drugiego podniósł się nieznacznie w górę.
- Nie pozostawiacie mi wyboru.- mój głos przeszył ich. Nauczyłem sie tego tonu jeszcze w wojsku, dzięki czemu potrafiłem uzyskać posłuch.
Ręką wykonałem kilka gestów i z wiadra obok drzwi wypłynęły dwa węże wody. Płynęły tuż nad ziemią tak że mężczyźni nie zauważyli ich. Powoli zaczęły wić się w około ich nóg. Nagle jeden z nich krzyknął i chciał się cofnąć ale ruchem drugiej ręki owinąłem ich całych w wodny kokon. Pozostawiłem jedynie głowy wolne i zamroziłem śmiałków.
- Panowie.- za czołem wolno podchodząc.- Uprzedzałem was, ale nie posłuchaliście.
Obaj wyglądali na przerażonych.
-A teraz was wypuszczę ale kiedy najdzie was ochota na pojedynki wyjdziecie poza karczmę.- to mówiąc uwolniłem ich z lodowych sznurów.
Uciekli w popłochu. A ja zacząłem się głośno śmiać. Czasem robiłem takie demonstracje. Zwykle pomagały rozwiązać spory w gospodzie.
Odwróciłem się, żeby wyjść na zaplecze i w tedy ziemia zadrżała, a na środku sali wyrosła olbrzymia, czarna wyrwa. Patrzyłem na to oniemiały.
<Lirael?>
Nie ma to jak kłótnia z mamusią o poranku w piekielnym świecie. Uch... skończyło się na tym, że wepchnęła za karę mnie do portalu ( oczywiście na kilka dni - na Ziemię). Otoczyła mnie ciemność, a potem zobaczyłam światło i znalazłam się w karczmie, za plecami jakiegoś przerażonego chłopaka. Patrzył na wyrwę w podłodze. No w sumie nikt nie zauważył mojego pojawienia się, każdy patrzył na dziurę. Położyłam rękę na ramieniu chłopaka.
-Bu - powiedziałam do jego ucha, a chłopak spojrzał na mnie kątem oka i krzyknął, odskoczył prawie wpadając w dziurę, patrzył na mnie wielkimi oczami i szybko falującą klatą. Ktoś ( chyba gospodarz) zaśmiał się widząc reakcję chłopaka. Posłałam przerażonemu szeroki uśmiech. Wyrwa się zamknęła, a on stracił równowagę i upadł na ziemię. Wyciągnęłam do niego rękę, a on się na nią tylko gapił wielkimi oczami, w których po chwili dojrzałam złość. Jednak złapał moją dłoń i wstał, ale ręki mojej już nie puścił tylko zmocnił uścisk i pociągnął mnie na tyły gospody.
-Kim ty jesteś? - zapytał przygniatając mnie do ściany swoim ciałem.
-Lirael - powiedziałam(lubiłam być przygwoździona do ściany przez przystojniaków). - A ty?
Fenris?
Byłem lekko przestraszony. Dziura w podłodze przypomniała mi tragiczne wydarzenia podczas mojej ostatniej misji. Otrząsnąłem się i pociągnąłem dziewczynę na tyły knajpy. Przygniotłem ja do ściany. Zdawała się niemieć z tym problemu, jej mina nawet wskazała na zadowolenie.
-Kim ty właściwie jesteś?!- zapytałem nieznajomą
-Lirael- odpowiedziała łagodnie patrząc mi w oczy.
Miałem wrażenie że to ona rozsiała tajemniczy niepokój w okół. Wziąłem głęboki wdech i zapytałem nie oddalając się.
- Czego tu szukasz diablico?
- Z kąt wiesz że jestem diablicą?- podniosła jedną brew do góry przyglądając mi się.
- Zdradził cię olbrzymi portal.
Dziewczyna zasępiła się nieco. Zmarszczyła brwi i przysunęła twarz do mojej.
- Nie boisz się?- zapytała kpiąco, odzyskując fason.
- Nie. Mam większe doświadczenia niż ty- powiedziałem obojętnie i popatrzyłem w jej oczy. Tak jak to robiłem podczas zadań. Władczo i zimno. Dziewczyna cofnęła głowę, sprawiała wrażenie przestraszonej i zagubionej.- Przeżyłem straszniejsze rzeczy.- dodałem i odsunąłem się od niej.
Odwróciłem się i ruszyłem w stronę tylnich drzwi.
- Zostawiasz mnie?- zapytała z niedowierzaniem.
- Tak. Poradzisz sobie w ludzkim świecie. Nie pierwszy raz tu jesteś. Prawda?- zerknąłem na nią prze ramie i wyszedłem na pastwisko. Pasły się tam kozy i moja łaciata klacz.
Oczywiście mogłam iść w swoją stronę, ale bezszelestnie poszłam za nim. Na pastwisku pasły się kozy i koń. Chłopak podszedł do klaczy, a ja usiadłam na trawie obok brązowej, młodej kózki. Zwierze spojrzało na mnie, a ja je pogłaskałam ( co najwyraźniej jej się spodobało). Inna koza zaszłą mnie od tyłu i wskoczyła na plecy po czym obwąchała moje włosy. W tedy zauważyłam, że chłopak się na mnie dziwnie patrzy... no tak... jedna koza leżała na moich kolanach, inna obwąchiwała włosy, kolejna ciekawska trąciła mnie głową w ramie, ale po krótkim czasie odpuściła i oparła swoją głowę o moją kostkę przeżuwając trawę. TA obwąchująca włosy również się przy mnie położyła... kozy to urocze stworzenia.
Chłopak stanął nade mną z pytającym spojrzeniem.
-Co się tak gapisz? - rzuciłam ostro. - Kozy lubią piekielnych - powiedziałam łagodniej.
Fenris?
-Serio? Boisz się ich? - zapytałam ze zdziwieniem. - Przydatna informacja na przyszłość - mruknęłam do siebie i pstryknęłam palcami.
Znaleźliśmy się w zupełnie innym miejscu. Mało co nie przejechała go limuzyna, gdyby nie ja, pociągnęłam go za kołnierz koszulki na chodnik.
-Gdzie jesteśmy? - zapytał zdezorientowany, słabo go słyszałam przez hałas (muzyka z kasyn, ruch uliczny, pijacy podśpiewujący w zakamarkach) .
-W miejscu tak głośnym i strasznie ruchliwym, że nie będą cię tu szukać - posłałam mu szeroki uśmiech.
-Czyli gdzie?
-Las Vegas, chłopczyku.
Rozejrzał się po okolicy. Burdele, kasyna, limuzyny, sfinx, piramida... zachodzące słońce (inna strefa czasowa).
Zmieniłam jego ubranie w drogi garnitur, bo w tym swoim wyglądał jak gnojarz. Oczywiście moje czarne ubranie zmieniło się w połyskującą, przylegającą do ciała czerwoną suknię bez ramiączek.
-To jak? Idziemy do kasyna biedaku? Nie będziesz musiał wracać do poprzedniego życia, jeśli wygrasz jakąś sumkę, a w razie niepowodzenia zostawię cię tam, a sama zniknę w inne miejsce - powiedziałam, a jego wyraz twarzy zdradził, że nie podoba mu się ten pomysł, westchnęłam. - Dobra... wezmę też ciebie... Idziesz?
Fenris?
Uśmiechnąłem się do dziewczyny i obciąłem ją ramieniem w pasie. Nie opierała się. Poprowadziłem ja ulicą. Mijało nas dużo ludzi, byli ubrani w eleganckie ubrania. Myślałem nadal o pastwisku kóz. Lirael nie bała się duchów, ale ja... Te zjawy dręczyły mnie już od dłuższego czasu, w nocy a czasem w dzień. Cieszyłem się że nie było z nimi demona Animarium- demona dusz. Widziałem je tylko ja, a teraz również Lira. Wiedziałem że zostałem przeklęty. Nadal prowadziłem diablice ulicami tego głośnego miasta. Nie lubiłem takich miejsc, były głośne, wiecznie zatłoczone i takie..... nieokrzesane. Wprowadziłem dziewczynę w jeden z pustych i ciemnych zaułków miasta. Nie bardzo jej się to podobało ale mój mocny uścisk uniemożliwił jej ucieczkę. Upewniłem się że nikt nas nie widzi i przyparłem ją do ściany.
- Mamy kilka spraw które wymagają niezwłocznego załatwienia- powiedziałem ostro patrząc jej w oczy. Nigdy nie spuszczałem rozmówcy z oczu zawsze bacznie go obserwowałem.
- A co jest takiego ważnego?- zapytała uśmiechając się. Starała się trzymać fason ale jej twarz zdradzała lekki niepokój, w końcu nie znaliśmy się długo.
- Zawsze jesteś taka?
- Jaka?- uśmiech nie z chodził z jej ust.
Spróbowałem się opanować, przy tej dziewczynie nie potrafiłem zachować codziennego spokoju.
- Czy mogłabyś mniej popisywać się przede mną?! Chociaż może to nie popisy a ja źle cie zrozumiałem diabliczko!- zaśmiałem się krótko i wziąłem głęboki oddech. - I nie nazywaj mnie chłopczykiem bo ja będę nazywać cie aniołkiem- na dźwięk ostatniego słowa skrzywiła się i prychnęła.
Nie odezwała się tylko popatrzyła na mnie z byka. Uśmiechnąłem się pod nosem na widok chcianego efektu.
- A teraz proszę cię żebyś przeniosła mnie na moje pastwisko. Chce dokończyć robotę i zwinąć się. Potem możesz tu wrócić ale sama.
-Serio? Chcesz wrócić do tego swojego nudnego życia? - zapytałam. - I do tych dusz? Dziwny jesteś, ale skoro tak bardzo ci zależy na tamtym zadupiu... - pstryknęłam palcami i znów byliśmy na pastwisku kóz. - No to pa! - pomachałam mu i znów byłam w Vegas. Oczywiście nie sama, razem z demonicą Lilith jak zwykle ograłyśmy kilku biznesmenów. Towarzyszył nam także inny demon....
Obudziłam się w jakimś bogatym pokoju hotelowym z bólem głowy w południe. Cholr*y kac. Wyszłam z pokoju, na podartej kanapie siedziała Lilith (widać było, że miała większego kaca), a ten demon... ledwie siedział.
-Spadam - powiedziałam krótko,a Li tylko machnęła ręką, demon natomiast zwymiotował.
Tak kończy się picie z dwoma demonami. Pstryknęłam palcami i byłam na łące kóz w moim nowym ubraniu - czarne dżinsy, czarny podkoszulek z czerwonym nadrukiem pentagramu i czarne buty. Leżałam na trawie, a jakaś koza lizała mi policzek. Nade mną pojawił się jakiś cień.
-Czego? - zapytałam zamroczonym głosem.
-Co tu robisz?
-Kac Vegas - odparłam.
Fenris? Kac to złoooo xd
-Widzę że bawiłaś się naprawdę dobrze- powiedziałem dość głośno, przez co Lira skrzywiła się.
Nic nie odpowiedziała, pomogłem jej wstać z trawy i zaprowadziłem do gospody. BYł tam niezły tłumek.
Zobaczyłem krzywiącą się twarz diablicy.
- Co? Męczy cię kacyk ?- zapytałem niewinne.
- Żebyś wiedział.- popatrzyła krzywo- Proszę nie męcz mnie.- zaskomlała i popatrzyła błagalnie.
Patrząc na nią zrobiło mi się jej zal, dobrze znałem kaca z czasów służby.
Pociągnąłem ją za rękę.
- No dobra, choć zabiorę cię w spokojne miejsce.- Wyprowadziłem ją na pastwisko. -Poczekaj chwile.
Poszedłem do gospody wziąłem skórzaną torbę i zapakowałem do niej : sałatkę, trochę mięsa i trochę owoców. Dołożyłem jeszcze butelkę soku, zapiąłem torbę i wyszedłem na pastwisko. Lirael głaskała kozy, wyglądała naprawdę uroczo, mało diabelnie i mrocznie.
- Idziemy?- zapytałem podchodząc. Podszedłem do swojej klaczy i poklepałem ją po szyi.- Nie boisz się chyba jeździć konno?- nie wyglądała na zaniepokojoną więc pomogłem jej wsiąść i sam również wdrapałem się na grzbiet klaczy.
- Gdzie chcesz pojechać?- zapytała.
- Zobaczysz.- uśmiechnąłem się tajemniczo i popędziłem zwierze. Kiedy zbliżyliśmy się do płotu koń po prostu go przeskoczył i pognał dalej. Po paru minutach znaleźliśmy się na leśnej polanie. Cichej i spokojnej. Jedynymi dźwiękami był śpiew ptaków.
Uśmiechnąłem się do Liry która patrzyła z zainteresowaniem na polane.
Oparłam się plecami o drzewo ignorując chłopaka i wszystko co dzieje się w okół, w głowie mi huczało. Źle wypowiedziałam zaklęcie przeciw bólowe i zmieniłam go w białą kozę (w pierwszej chwili tego nie zauważyłam, tylko znów wypowiedziałam zaklęcie - tym razem poprawnie). Ból ustał i otworzyłam oczy. Jakaś biała koza patrzyła dziwnie.
-Hej kózko - uklękłam ( wciąż nie wiedziałam, że to on).
Pogłaskałam zwierze między różkami, potem po grzbiecie, pyszczku, szyi.
-Ale jesteś urocza kozo - powiedziałam i pocałowałam zwierze w nosek i po chwili: - Em... gdzie jest ten elf?
Koza w ułamku sekundy zmieniła się w tegoż białowłosego elfa siedzącego naprzeciwko mnie. Chyba się zarumieniłam.
-Oj - jęknęłam. - Wybacz...
Fenris? Nie chciałam cię zmieniać w kozę... i całować w nos XD
Nie bardzo podobało mi się że zmieniła tą uroczą polankę w takie.. mroczne miejsce ale nic nie powiedziałem. Dziewczyna przez pomyłkę pocałowała mnie w nos kiedy byłem kozą i nie ukrywam że sprawiło mi to przyjemność.
- Lubisz duże zwierzęta?- zapytałem kiedy przestała się rumienić.
- Tak- przyznała
Zamknąłem oczy, przez moje ciało przeszedł delikatny dreszcz. Po chwili stałem przed Lirą w postaci dużego, białego wilka. Podszedłem do niej i ułożyłem się koło jej nóg.
Zaśmiała się i podrapała mnie za uchem, Nastawiłem głowę tak aby miała najlepszy dostęp do uszu i przymknąłem ślepia. Lubiłem to. Dziewczyna przysunęła się bliżej i głaskała moją gęstą sierść. Było to bardzo relaksujące. Spojrzałem na Lirael która uśmiechała się i nie przypominała diabelskiego stwora.
<Lira? Podrap mnie za lewym uchem :D>
Zbliżyłem łeb i szturchnąłem ją, nie zareagowała. Pochyliłem się bardziej i polizałem ją po nosie.
To ją wyraźnie ruszyło, zawarczała i skoczyła na mnie. Od biegłem kawałek i wywaliłem język. Z nów zawarczała i przygotowała do ataku. Skoczyła na mnie blokując mi ruchy. Zawarczałem pokazując zębiska i ugryzłem ją w prawą łapę. Zaskomlała i zeskoczyła ze mnie. Zaczęła lizać łapę, również podszedłem. Z jej łapy pociekło troszkę krwi, za mocno ugryzłem. Zawyłem w przeprosinach i też lizałem jej łapę. Szybko rana zasklepiła się. Wiedziałem że pomogła jej czarami. Zmieniłem się w człowieka.
- Nie chciałem ugryźć tak mocno, przepraszam.- powiedziałem podchodząc do czarnej wilczycy.
Spojrzała na mnie głębokimi oczami. Pogłaskałem ją po łbie. Kiedy zabrałem się do drapania za uchem wywaliła język ucieszona z pieszczot. Zaśmiałem się na ten widok i usiadłem obok na mchu. Cały czas mnie zaskakiwała. Patrząc na nią czułem się dziwnie. Tego uczucia jeszcze nigdy nie zaznałem, nigdy.
Zapatrzyłem się w drzewa i zatopiłem w myślach. Postanowiłem wyleczyć się z tego uczucia. Postanowiłem uciec od źródła niepokoju.
<Lira? co Ty na to?>
-Też umiem przemieniać się w wilka - podrapałam go za uszkiem, a potem pod gardłem tak, że chłopak przekręcił się brzuszkiem do góry. - Od kiedy jesteś taki przyjazny, hę?
Wilk wywalił jęzor gdy zaczęłam go drapać po tym kudłatym brzuszku. Coś pisnęło mi do ucha... och, moja tarantula - Tessa. Pstryknęłam ją palcem, tak, że wystrzeliła gdzieś tam ( nie miałam zamiaru słuchać je wykładów o kacu i chłopakach). Wilk wydał z siebie dźwięk jakby mruczał (jak koteł :3).
-Liniejesz - wyciągnęłam z jego szyi pukiel martwej sierści. Zwierze/elf raczej się tym nie przejął tylko szturchnął mnie nosem domagając się więcej pieszczot. Oczywiście miziałam go dalej, a w powietrzu unosiła się jego sierść i kilka kłaków turlało się po trawie. Gdy to zobaczyłam w pierwszej chwili myślałam, że to białe chomiki w zaroślach. Fenris podniósł łeb, a ja moje czarne ubranie od pasa w dół było teraz całkowicie białe od jego futra.
-Fenris - powiedziałam przez zęby, a on wyglądał teraz jakby mówił : ,,Oj'' Wstałam i otrzepałam się, ale nic to nie dało. - Cieszę się, że ja nie linieję - powiedziałam stając się czarną wilczycą.
Byłam o połowę mniejsza od niego. Poczułam się dziwnie mała (to tak jakbym była cziłałą, a on dogiem niemieckim - między innymi dlatego, że nie byłam w pełni dorosła). Biały wilk zaczął mnie obwąchiwać, co nie za bardzo mi się spodobało. Warknęłam na niego obnażając zęby, a on spojrzał na mnie z góry. Położyłam się na trawie zirytowana.
Fenris?
Dziewczyna wyglądała bardzo dziwnie otoczona przez kozy. Wyglądała zwyczajnie.
- Nigdy nie widziałem tak niewinnej piekielnej. To chyba rzadki przypadek.- popatrzyłem na nią i zacząłem przekopywać część pastwiska.
Zastanawiałem się po co tu przyszła. Mogła iść w którą ktokolwiek stronę, ale została.
Poczułem niemiły napływ negatywnych emocji. Obejrzałem się , zewsząd napływały świetliste postacie. Popatrzyłem na Lirael, zdawała się nie zauważać spirytystycznych zjaw, była lekko niespokojna ale reagowała na jaśniejący krąg w około mnie. Zacisnąłem powieki i wyszeptałem zaklęcie. Nic to nie dało. Zacząłem szpadlem torować sobie drogę do dziewczyny.
- Uciekaj!- krzyknąłem i pociągnąłem ją za rękę.
- Przed czym!?- wyrwała się z mojego uścisku i rozglądała się.
- Naprawdę ich nie widzisz?!- zapytałem wstrząśnięty i znowu złapałem diablice za rękę.
- Kogo?!- była zła, teraz byłem pewny że nie widzi postaci zbliżających się coraz szybciej.
Zamknąłem oczy i spokojnie nabrałem powietrza. Podniosłem głowę i spojrzałem w jej oczy ze smutkiem i strachem. Ledwo dosłyszalnie wyszeptałem:
-Larvae....
<Lira??>
Spojrzałam na niego, wyglądał na zamyślonego. Szturchnęłam go łapą i przekrzywiłam głowę pytająco. Chłopak westchnął i położył się z ręką pod głową, a drugą drapał mój grzbiet nadal pogrążony w myślach. Zmieniłam się w siebie. O Bogowie! Co ja robię ze swoim życiem na ziemi! Przecież nigdy nie pozwalałam by ktoś mnie głaskał, ani nie reagowałam na pieszczoty pozytywnie. Fenris chyba się nie zauważył tego, ale nadal mnie drapał, mimo, że byłam już sobą.
-Fenris... dobrze się czujesz? - zapytałam, a on się otrząsnął i zabrał rękę.
-Tak, chyba tak - odparł.
-Więc czemu przestałeś mnie głaskać? - zapytałam z udawanym wyrzutem, chłopak się zaśmiał pod nosem.
Poczułam jego rękę na swoich włosach i... (o bogowie!!!)... położyłam głowę na jego klacie. Czując jak mnie gładzi po włosach i ruch jego klatki piersiowej kiedy oddychał sprawił, że zasnęłam bardzo szybko.>
Fenris? Mrrr... XD
Lirael spała. Była bardzo ciepła. Nadal gładziłem ją po włosach. Rozmyślałem, chciałem uciec, ale kiedy była blizno stawało się to wręcz niemożliwe. Nie mogłem jej tu zostawić samej ale czekać aż się obudzi również nie zamierzałem. Popatrzyłem w górę niebo znów rozjaśniało. Lira poruszyła się lekko ale nie obudziła. Podjąłem decyzję. Wyczarowałem bańkę i wszedłem w jej świadomość. Chciałem pozostawić w niej wyjaśnienie.
Otworzyłem oczy i byłem już w jej świadomości. Stała obok, patrzyła spokojnie. Byliśmy w ciemnym miejscu, nic go nie rozjaśniało a mimo to widziałem ją doskonale. Podszedłem bliżej.
- Lira..- zacząłem powoli.- muszę cie tu zostawić. Ja nie chce.... to znaczy..- nie wiedziałem jak jej to przekazać. - Nie spotkamy się już. Nigdy.- popatrzyłem jej w oczy były puste, jak zawsze w świadomości. Delikatnie podniosłem jej pod brudek, zbliżyłem twarz do jej i delikatnie ją pocałowałem. Bardzo delikatnie ponieważ głębsze odczucia mogły by ją obudzić. Oderwałem się od jej ust i ostatni raz pogładziłem ją po włosach.
- Żegnaj Lira.- wyszeptałem i zniknąłem z jej świadomości.
Kiedy się obudzi będzie myślała że to sen. Podszedłem do klaczy która stała pod drzewem. W siadłem na jej grzbiet i odjechałem. Nie chciałem tego zrobić ale musiałem uwolnić się od uczucia.
Obudziłam się. Było mi słabo i gorąco.
-Gdzie ja na bogów jestem? - zapytałam samą siebie.
Ledwie podniosłam się z ziemi, moje nogi były jak z waty. Oparłam się o drzewo. Często mam durne sny, ale ten, który dzisiaj mi się przyśnił przebija wszystkie pozostałe. Pamiętam jedynie to jak matka wywaliła mnie z piekła, a potem jak upiłam się w Vegas z Lilith i Belzebubem. Okropnie się czułam z niewiadomego powodu, zdołałam przejść tylko kilka kilometrów zanim nie padłam na ziemię i zwymiotowała krwią. Na szczęście byłam już na terenie cmentarza, bardzo starego cmentarza o którym już chyba każdy z przyziemnych zapomniał. Usiadłam przy połamanym kamieniu. Nie wiem, kto mnie pocałował w śnie, ale wyssał ze mnie energię życiową. Tylko głupie ziemskie stworzenie całowało by Piekielną.
Mrok, mgła, las, noc i cmentarz sprawiły, że poczułam się trochę lepiej.
A tobie nieznajomy, całujący mnie w śnie mężczyzno jak idzie tobie ,,zostawianie mnie samą w lesie''?
Klacz rwała się do przodu, a ja nie patrzyłem gdzie prowadzi droga. Myślałam o Lirael. Nigdy już jej nie zobaczę, nie usłyszę jej głosu. To nie były miłe myśli. Poczułem świst gałęzi koło ucha i otrząsnąłem się z ponurych wizji. Przylgnąłem do końskiej grzywy. Przypomniałem sobie że w karczmie zostawiłem torbę z mieczem i kilkoma potrzebnymi rzeczami. Postanowiłem pojechać okrążaną drogą przez cmentarz. Było to miejsce którego wolałem nie odwiedzać ale stwierdziłem że Lira jeszcze śpi lub poszła w stronę karczmy. Przyśpieszyłem bieg klaczy i skręciłem delikatnie. Chwilę później wjechałem na cmentarz. Koło jednego z grobowców leżała Lira. Podbiegłem do niej, była nieprzytomna, miała też wysoką gorączkę. Wziąłem ją na ręce i posadziłem koło siebie na koniu tak żeby niespadła. Pognałem szybko do gospody. Na miejscu zaniosłem ją do swojego pokoju. Zdjąłem jej spodnie i buty. Została w podkoszulku i bieliźnie. Pobiegłem na dół po wodę i kilka innych rzeczy. Kiedy wróciłem na górę dziewczyna nadal leżała w pościeli. Szybko roztarłem parę ziół w moździerzu. Zamoczyłem ręcznik we wodzie, dodałem trochę utartych ziół i przyłożyłem do głowy Liry. Gorączka po woli spadała. Cały czas myślałem o tym co zrobiłem. Gdybym się tam nie pojawił z pewnością zmarła by na wysoką gorączkę (o ile diabły mogą umierać), ale dostała ją prze moją wizje w jej świadomości. To bardzo męczy mózg i niedoświadczeni chorują lub umierają. Gryzłem się z tymi myślami bardzo długo. Spojrzałem na łóżko Lirael poruszała się niespokojnie.
<Lira, jak się czujesz?>
Położyłam głowę na miękkiej ziemi. Było mi już znacznie lepiej. Temperatura mojego ciała wróciła już do normy - czyli do 66*C. Przez ten kac wpadłam w twardy sen.
Obudziłam się w innym miejscu niż zasnęłam - to było dziwne. Leżałam na łóżku, a jakiś elf siedział obok. Zaraz... to on włamał mi się do snu.
-Lira... - zaczął, ale ja dałam mu w pysk za to, że byłam przez niego osłabiona.
Chciałam wstać z pod tej kołdry... ale nie miałam spodni... za to dałam mu z pięści w nos.
-Kim ty jesteś i co robiłeś w moich snach? - zapytałam patrząc morderczo na niego.
-Nie poznajesz mnie? - zdziwił się, z nosa wciąż ciekła mu krew, którą próbował zatamować kawałkiem szmaty.
- Hym... jeśli ci zadałam tamto pytanie to powinieneś wywnioskować, że TAK, NIE POZNAJĘ CIĘ, NIE WIEM KTOŚ TY - położyłam wyjątkowo mroczny nacisk na ostatnie słowa.
- Lira, wybacz, ale... te sny... to prawda, trochę ci pomieszałem przez pozostawioną w twojej podświadomości wiadomość...
Spojrzałam na niego morderczo i złapałam go za koszulę przyciągając szarpnięciem ku sobie po czym rzuciłam go na łóżko. Miałam ochotę go rozerwać na kawałki. Kołdra przy okazji spadła na podłogę, czułam jak moje kły stają się kłami wilka gotowymi zanurzyć się w szyi chłopaka. Moje włosy zachowały się jak kurtyna odgradzając wszystko od mojej twarzy i przy okazji twarzy elfa. Nachyliłam się prawie dotykając zębami jego szyi
W pewnej chwili usłyszałam skrzypnięcie otwieranych drzwi. Oczywiście dzięki mym włosom ani ja ani on nie widzieliśmy kto wszedł. Podniosłam głowę, zmieniając wilcze kły w normalne kły i spojrzałam w tamtą stronę. Stał tam jakiś mężczyzna... po twarzy chłopaka pode mną sugerowałam, że przyszedł gospodarz. Na bogów... z jego perspektywy wyglądało to zapewne inaczej...
,,Hym... wszedł do pokoju swojego pracownika niczego nieświadomy, że bogini chce rozszarpać chłopaka. Widzi jak jakaś dziewczyna bez spodni pochyla się nad jego pracownikiem i myśli, ze ta go całuje, a za nie długo przejdą do kolejnego etapu. ''
Wypchnęłam go magią za drzwi i je zatrzasnęłam. Rzuciłam kilka obraźliwych słówek w stronę tamtego mężczyzny pod nosem.
Fenris? xD
Zbliżyłem łeb i szturchnąłem ją, nie zareagowała. Pochyliłem się bardziej i polizałem ją po nosie.
To ją wyraźnie ruszyło, zawarczała i skoczyła na mnie. Od biegłem kawałek i wywaliłem język. Z nów zawarczała i przygotowała do ataku. Skoczyła na mnie blokując mi ruchy. Zawarczałem pokazując zębiska i ugryzłem ją w prawą łapę. Zaskomlała i zeskoczyła ze mnie. Zaczęła lizać łapę, również podszedłem. Z jej łapy pociekło troszkę krwi, za mocno ugryzłem. Zawyłem w przeprosinach i też lizałem jej łapę. Szybko rana zasklepiła się. Wiedziałem że pomogła jej czarami. Zmieniłem się w człowieka.
- Nie chciałem ugryźć tak mocno, przepraszam.- powiedziałem podchodząc do czarnej wilczycy.
Spojrzała na mnie głębokimi oczami. Pogłaskałem ją po łbie. Kiedy zabrałem się do drapania za uchem wywaliła język ucieszona z pieszczot. Zaśmiałem się na ten widok i usiadłem obok na mchu. Cały czas mnie zaskakiwała. Patrząc na nią czułem się dziwnie. Tego uczucia jeszcze nigdy nie zaznałem, nigdy.
Zapatrzyłem się w drzewa i zatopiłem w myślach. Postanowiłem wyleczyć się z tego uczucia. Postanowiłem uciec od źródła niepokoju.
<Lira? co Ty na to?>
-Też umiem przemieniać się w wilka - podrapałam go za uszkiem, a potem pod gardłem tak, że chłopak przekręcił się brzuszkiem do góry. - Od kiedy jesteś taki przyjazny, hę?
Wilk wywalił jęzor gdy zaczęłam go drapać po tym kudłatym brzuszku. Coś pisnęło mi do ucha... och, moja tarantula - Tessa. Pstryknęłam ją palcem, tak, że wystrzeliła gdzieś tam ( nie miałam zamiaru słuchać je wykładów o kacu i chłopakach). Wilk wydał z siebie dźwięk jakby mruczał (jak koteł :3).
-Liniejesz - wyciągnęłam z jego szyi pukiel martwej sierści. Zwierze/elf raczej się tym nie przejął tylko szturchnął mnie nosem domagając się więcej pieszczot. Oczywiście miziałam go dalej, a w powietrzu unosiła się jego sierść i kilka kłaków turlało się po trawie. Gdy to zobaczyłam w pierwszej chwili myślałam, że to białe chomiki w zaroślach. Fenris podniósł łeb, a ja moje czarne ubranie od pasa w dół było teraz całkowicie białe od jego futra.
-Fenris - powiedziałam przez zęby, a on wyglądał teraz jakby mówił : ,,Oj'' Wstałam i otrzepałam się, ale nic to nie dało. - Cieszę się, że ja nie linieję - powiedziałam stając się czarną wilczycą.
Byłam o połowę mniejsza od niego. Poczułam się dziwnie mała (to tak jakbym była cziłałą, a on dogiem niemieckim - między innymi dlatego, że nie byłam w pełni dorosła). Biały wilk zaczął mnie obwąchiwać, co nie za bardzo mi się spodobało. Warknęłam na niego obnażając zęby, a on spojrzał na mnie z góry. Położyłam się na trawie zirytowana.
Fenris?
Dziewczyna wyglądała bardzo dziwnie otoczona przez kozy. Wyglądała zwyczajnie.
- Nigdy nie widziałem tak niewinnej piekielnej. To chyba rzadki przypadek.- popatrzyłem na nią i zacząłem przekopywać część pastwiska.
Zastanawiałem się po co tu przyszła. Mogła iść w którą ktokolwiek stronę, ale została.
Poczułem niemiły napływ negatywnych emocji. Obejrzałem się , zewsząd napływały świetliste postacie. Popatrzyłem na Lirael, zdawała się nie zauważać spirytystycznych zjaw, była lekko niespokojna ale reagowała na jaśniejący krąg w około mnie. Zacisnąłem powieki i wyszeptałem zaklęcie. Nic to nie dało. Zacząłem szpadlem torować sobie drogę do dziewczyny.
- Uciekaj!- krzyknąłem i pociągnąłem ją za rękę.
- Przed czym!?- wyrwała się z mojego uścisku i rozglądała się.
- Naprawdę ich nie widzisz?!- zapytałem wstrząśnięty i znowu złapałem diablice za rękę.
- Kogo?!- była zła, teraz byłem pewny że nie widzi postaci zbliżających się coraz szybciej.
Zamknąłem oczy i spokojnie nabrałem powietrza. Podniosłem głowę i spojrzałem w jej oczy ze smutkiem i strachem. Ledwo dosłyszalnie wyszeptałem:
-Larvae....
<Lira??>
Spojrzałam na niego, wyglądał na zamyślonego. Szturchnęłam go łapą i przekrzywiłam głowę pytająco. Chłopak westchnął i położył się z ręką pod głową, a drugą drapał mój grzbiet nadal pogrążony w myślach. Zmieniłam się w siebie. O Bogowie! Co ja robię ze swoim życiem na ziemi! Przecież nigdy nie pozwalałam by ktoś mnie głaskał, ani nie reagowałam na pieszczoty pozytywnie. Fenris chyba się nie zauważył tego, ale nadal mnie drapał, mimo, że byłam już sobą.
-Fenris... dobrze się czujesz? - zapytałam, a on się otrząsnął i zabrał rękę.
-Tak, chyba tak - odparł.
-Więc czemu przestałeś mnie głaskać? - zapytałam z udawanym wyrzutem, chłopak się zaśmiał pod nosem.
Poczułam jego rękę na swoich włosach i... (o bogowie!!!)... położyłam głowę na jego klacie. Czując jak mnie gładzi po włosach i ruch jego klatki piersiowej kiedy oddychał sprawił, że zasnęłam bardzo szybko.>
Fenris? Mrrr... XD
Lirael spała. Była bardzo ciepła. Nadal gładziłem ją po włosach. Rozmyślałem, chciałem uciec, ale kiedy była blizno stawało się to wręcz niemożliwe. Nie mogłem jej tu zostawić samej ale czekać aż się obudzi również nie zamierzałem. Popatrzyłem w górę niebo znów rozjaśniało. Lira poruszyła się lekko ale nie obudziła. Podjąłem decyzję. Wyczarowałem bańkę i wszedłem w jej świadomość. Chciałem pozostawić w niej wyjaśnienie.
Otworzyłem oczy i byłem już w jej świadomości. Stała obok, patrzyła spokojnie. Byliśmy w ciemnym miejscu, nic go nie rozjaśniało a mimo to widziałem ją doskonale. Podszedłem bliżej.
- Lira..- zacząłem powoli.- muszę cie tu zostawić. Ja nie chce.... to znaczy..- nie wiedziałem jak jej to przekazać. - Nie spotkamy się już. Nigdy.- popatrzyłem jej w oczy były puste, jak zawsze w świadomości. Delikatnie podniosłem jej pod brudek, zbliżyłem twarz do jej i delikatnie ją pocałowałem. Bardzo delikatnie ponieważ głębsze odczucia mogły by ją obudzić. Oderwałem się od jej ust i ostatni raz pogładziłem ją po włosach.
- Żegnaj Lira.- wyszeptałem i zniknąłem z jej świadomości.
Kiedy się obudzi będzie myślała że to sen. Podszedłem do klaczy która stała pod drzewem. W siadłem na jej grzbiet i odjechałem. Nie chciałem tego zrobić ale musiałem uwolnić się od uczucia.
Obudziłam się. Było mi słabo i gorąco.
-Gdzie ja na bogów jestem? - zapytałam samą siebie.
Ledwie podniosłam się z ziemi, moje nogi były jak z waty. Oparłam się o drzewo. Często mam durne sny, ale ten, który dzisiaj mi się przyśnił przebija wszystkie pozostałe. Pamiętam jedynie to jak matka wywaliła mnie z piekła, a potem jak upiłam się w Vegas z Lilith i Belzebubem. Okropnie się czułam z niewiadomego powodu, zdołałam przejść tylko kilka kilometrów zanim nie padłam na ziemię i zwymiotowała krwią. Na szczęście byłam już na terenie cmentarza, bardzo starego cmentarza o którym już chyba każdy z przyziemnych zapomniał. Usiadłam przy połamanym kamieniu. Nie wiem, kto mnie pocałował w śnie, ale wyssał ze mnie energię życiową. Tylko głupie ziemskie stworzenie całowało by Piekielną.
Mrok, mgła, las, noc i cmentarz sprawiły, że poczułam się trochę lepiej.
A tobie nieznajomy, całujący mnie w śnie mężczyzno jak idzie tobie ,,zostawianie mnie samą w lesie''?
Klacz rwała się do przodu, a ja nie patrzyłem gdzie prowadzi droga. Myślałam o Lirael. Nigdy już jej nie zobaczę, nie usłyszę jej głosu. To nie były miłe myśli. Poczułem świst gałęzi koło ucha i otrząsnąłem się z ponurych wizji. Przylgnąłem do końskiej grzywy. Przypomniałem sobie że w karczmie zostawiłem torbę z mieczem i kilkoma potrzebnymi rzeczami. Postanowiłem pojechać okrążaną drogą przez cmentarz. Było to miejsce którego wolałem nie odwiedzać ale stwierdziłem że Lira jeszcze śpi lub poszła w stronę karczmy. Przyśpieszyłem bieg klaczy i skręciłem delikatnie. Chwilę później wjechałem na cmentarz. Koło jednego z grobowców leżała Lira. Podbiegłem do niej, była nieprzytomna, miała też wysoką gorączkę. Wziąłem ją na ręce i posadziłem koło siebie na koniu tak żeby niespadła. Pognałem szybko do gospody. Na miejscu zaniosłem ją do swojego pokoju. Zdjąłem jej spodnie i buty. Została w podkoszulku i bieliźnie. Pobiegłem na dół po wodę i kilka innych rzeczy. Kiedy wróciłem na górę dziewczyna nadal leżała w pościeli. Szybko roztarłem parę ziół w moździerzu. Zamoczyłem ręcznik we wodzie, dodałem trochę utartych ziół i przyłożyłem do głowy Liry. Gorączka po woli spadała. Cały czas myślałem o tym co zrobiłem. Gdybym się tam nie pojawił z pewnością zmarła by na wysoką gorączkę (o ile diabły mogą umierać), ale dostała ją prze moją wizje w jej świadomości. To bardzo męczy mózg i niedoświadczeni chorują lub umierają. Gryzłem się z tymi myślami bardzo długo. Spojrzałem na łóżko Lirael poruszała się niespokojnie.
<Lira, jak się czujesz?>
Położyłam głowę na miękkiej ziemi. Było mi już znacznie lepiej. Temperatura mojego ciała wróciła już do normy - czyli do 66*C. Przez ten kac wpadłam w twardy sen.
Obudziłam się w innym miejscu niż zasnęłam - to było dziwne. Leżałam na łóżku, a jakiś elf siedział obok. Zaraz... to on włamał mi się do snu.
-Lira... - zaczął, ale ja dałam mu w pysk za to, że byłam przez niego osłabiona.
Chciałam wstać z pod tej kołdry... ale nie miałam spodni... za to dałam mu z pięści w nos.
-Kim ty jesteś i co robiłeś w moich snach? - zapytałam patrząc morderczo na niego.
-Nie poznajesz mnie? - zdziwił się, z nosa wciąż ciekła mu krew, którą próbował zatamować kawałkiem szmaty.
- Hym... jeśli ci zadałam tamto pytanie to powinieneś wywnioskować, że TAK, NIE POZNAJĘ CIĘ, NIE WIEM KTOŚ TY - położyłam wyjątkowo mroczny nacisk na ostatnie słowa.
- Lira, wybacz, ale... te sny... to prawda, trochę ci pomieszałem przez pozostawioną w twojej podświadomości wiadomość...
Spojrzałam na niego morderczo i złapałam go za koszulę przyciągając szarpnięciem ku sobie po czym rzuciłam go na łóżko. Miałam ochotę go rozerwać na kawałki. Kołdra przy okazji spadła na podłogę, czułam jak moje kły stają się kłami wilka gotowymi zanurzyć się w szyi chłopaka. Moje włosy zachowały się jak kurtyna odgradzając wszystko od mojej twarzy i przy okazji twarzy elfa. Nachyliłam się prawie dotykając zębami jego szyi
W pewnej chwili usłyszałam skrzypnięcie otwieranych drzwi. Oczywiście dzięki mym włosom ani ja ani on nie widzieliśmy kto wszedł. Podniosłam głowę, zmieniając wilcze kły w normalne kły i spojrzałam w tamtą stronę. Stał tam jakiś mężczyzna... po twarzy chłopaka pode mną sugerowałam, że przyszedł gospodarz. Na bogów... z jego perspektywy wyglądało to zapewne inaczej...
,,Hym... wszedł do pokoju swojego pracownika niczego nieświadomy, że bogini chce rozszarpać chłopaka. Widzi jak jakaś dziewczyna bez spodni pochyla się nad jego pracownikiem i myśli, ze ta go całuje, a za nie długo przejdą do kolejnego etapu. ''
Wypchnęłam go magią za drzwi i je zatrzasnęłam. Rzuciłam kilka obraźliwych słówek w stronę tamtego mężczyzny pod nosem.
Fenris? xD
Przez chwile patrzyłem na Lire która widać zwariowała. Chciała mnie zabić, bo nie pamiętała kim jestem. Otarłem z twarzy zeschłą krew i zeskoczyłem z łóżka. Oparłem się o ścianę. Dziewczyna podeszła do mnie, była rozjuszona.
- Lira.. to ja Fenris. Spróbuj sobie przypomnieć.
- Zamknij się!- krzyknęła i zbliżyła się.
Magią wydostałem z miski trochę wody. Drobne, wodne wijki oplotły dziewczynę. Chwilę się szarpała i strumień płynu opadł rozbryzgując się. Znów się zbliżała.
- Proszę. Daj mi wytłumaczyć.- mówiłem spokojnie.
- Zabije cie.. Rozumiesz:?!- wywrzeszczała i skoczyła. W ostatniej chwili odsunąłem się i wskoczyłem na łózko.
- Uspokój się.- powtarzałem ale to ją jeszcze bardziej denerwowało. Chwilę stała przy ścianie i znów ruszyła, ale nie zamierzała z pozwalniać procesu. Szybko skoczyła. Przygniotła mnie, zdawała się być dużo cięższa. Z trudem oddychałem, pod jej ciężarem.
- Masz jakieś ostatnie życzenie?- wyszeptała mi do ucha.
Zamiast odpowiedzi podniosłem głowę i pocałowałem ją. Wolą ręką przytrzymałem ją, aby nie oderwała się, bo wiedziałem że kiedy to zrobi zabije mnie w szale.
<Lira? :* :* >
Po pierwsze: W cale nie dostałam szału, po drugie: nawet nic nie mówiłam, kiedy się do niego zbliżałam, bym mogła poderżnąć mu gardło moim małym sztyletem, który zawsze miałam przy sobie, wciąż patrząc morderczo w jego stronę.
Na szczęście moja bluzka była długa to połowy ud i zasłaniała mój tyłek, kiedy stałam.
-Masz jakieś ostatnie życzenie? - zapytałam jak zwykle przerażająco spokojnie i w tedy mnie pocałował.
Czterysta letni elf całujący szesnastolatkę ( w podziemiach czas inaczej płynie - tam mam 160 - ale to nie zmienia faktu, że ja jestem nastolatką, a on dorosłym).
Ale jego pocałunek... mój sztylet spadł na ziemię, a ja po chwili ,,oderwałam'' się od jego ust.
-Nie jesteśmy sobie pisani, Fenris - powiedziałam przerażająco spokojnie, ale po chwili zignorowałam własne słowa dotykając wargami jego ust, po czym całując bardzo namiętnie.
Fenris? To jest pocałunek z języczkiem :3
Jak co dzień siedziałem z Gomim w moim ulubionym miejscu. Nie miałem znajomych, bo wszyscy boją się albinosów... I wampirów. W oddali zauważyłem ognistego konia galopującego w moją stronę. Zatrzymał się gwałtownie i patrzył w moją stronę, by po chwili się położyć. Przyglądałem się ciekawy stworzeniu, chciałem podejść, ale stwierdziłem, że może nie ma ochoty na towarzystwo wampira. Oczywiście ciekawość Gomiego zwyciężyła, pobiegł jak mały kociak w stronę konia. Ja uczyniłem to samo, bojąc się o niego. Bez uprzedniego namysłu skoczył na ognistego koniowatego, który nieoczekiwanie zmienił się w człowieka, a dokładniej w kobietę o długich, czekoladowych włosach. Miała intensywnie zielone oczy i czerwone znaki, które przywodził mi na myśl runy, chociaż nimi nie były. Złapała czarnego kota i objęła go. Podbiegłem do niej i powiedziałem:
- Dziękuję, że nie pozwoliłaś mu się spalić... On idzie na żywioł i rzadko mu się zdarza myśleć.- Podrapałem kota, którego po chwili wziąłem na ręce. Zapadła cisza, dopiero po chwili zdałem sobie z tego sprawę. Powiedziałem- Wybacz, jestem Sky Firn, a to jest Gomi- Podniosłem jego łepek.- Ponownie dziękuję za uratowanie tego stworzenia, nie wiem co bym bez niego zrobił... Jak się nazywasz?- Uśmiechnąłem się do niej, przez ukazując kły...
< Eva? >
- Jeżeli musisz wiedzieć to nazywam się Eva Borgia, tylko nie rozsiewaj tego na prawo i lewo- powiedziałam podkreślając ostatnie słowa
- Okej, jeszcze raz dzięki-
Nastała cisza.Po jakiejś chwili poszłam gdzieś w las. Usiadłam na jednym z kamieni.
- Widzę, że lubisz chodzić do lasu- powiedział ktoś
Odkręciłam się. Za mną stał chłopak. Spotkałam go wcześniej.
- Śledzisz mnie?- zapytałam
- Nie skąd. Po prostu przyszedłem do lasu-
- No tak- powiedziałam pod nosem
- Co mówisz?-
- Nic-
Chciałam już mu coś powiedzieć, ale w porę ugryzłam się w język.
<Sky?>
Dziewczyna poszła w stronę lasu, jak zwykle nasza ciekawość nie dawała mi i Gomiemu spokoju. Kot wyrwał się z uścisku i pobiegł w stronę, w którą wcześniej poszła Eva. Nie wiedziałem dlaczego go tak do niej ciągnie, no chyba, że miała jakiekolwiek korzenie w piekle to rozumiem, bo on jest kotem, a demony i inne tego typu stworzenia są cieplejsze. Pobiegłem za nim, złapałem go zanim dobiegł do brunetki. Ujrzałem jak siedzi na kamieniu, podszedłem wolno. Zaczęliśmy rozmawiać, ale chyba nie zbyt pasowało jej moje towarzystwo. Powiedziałem:
- Nie chcesz ze mną rozmawiać, więc nie będę się naprzykrzać... Lecz jeśli chcesz, możesz iść ze mną. Idę na kolację i nie, nie poluję na ludzi, jem czasem zwykłe jedzenie... Więc jeśli będziesz chciała to możesz mi towarzyszyć, dawno nie jadłem z kimś... Znaczy z osobą...- Poszedłem przed siebie wolnym krokiem. Nie licząc na to, że ze mną pójdzie. Chciałem dodać "Ja stawiam!", ale zmieniłem zdanie...
< Eva? >
Siedziałam jeszcze chwilę rozmyślając.
- Poczekaj! Jak chcesz mogę z tobą iść- w tej chwili działałam przeciw sobie
- To fajnie-
Uśmiechnęłam się lekko. Co ja w ogóle robię?! Sama do końca nie wiedziałam. Coś mi kazało przyjąć zaproszenie. Szliśmy lasem. W niektórych mroczny, a w innych oświetlony przez słońce. Po jakimś czasie znudziło mi się chodzenie. Zmieniłam się w konia i zaczęłam podążać kłusem. Po jakimś czasie dotarliśmy do celu.
< Sky? Sorka, że krótko :C >
Dziewczyna jednak się zgodziła, czym się cieszyłem. Nie jadłem z osobą od... Odkąd nie ma mojej współlokatorki. Po chwili spaceru znaleźliśmy się pod moją ulubioną restauracją, była to mała knajpa, w której nie było za dużo ludzi, ani innych stworzeń. Zasiadłem w moim ulubionym miejscu w rogu sali. Eva zasiadła na przeciwko mnie. Rozejrzałem się w poszukiwaniu kelnera, którego znalazłem jak siedział przy barze. Podniosłem rękę na znak by przyszedł, momentalnie złapał swój notesik i podszedł do nas. Zapytał:
- Co państwu podać?
- Ja poproszę spaghetti.- Spojrzałem na Evę i powiedziałem jej- Wybierz co chcesz.
Nie zwróciłem uwagi co zamówiła. Po długiej ciszy powiedziałem:
- Nie wiem o czym moglibyśmy rozmawiać. Opowiadanie swoich życiorysów jest trochę nudne i długie, zwłaszcza z mojej strony, ale jestem ciekaw twojego... Nie musisz mi opowiadać jeśli nie masz ochoty, czy nie możesz...
< Eva? >
- Dużo opowiadać to nie mam. Urodziłam się w małym miasteczku. Do jakiegoś czasu żyło mi się szczęśliwie, a później... Nie nie chcę o tym mówić, wolę do tego nie wracać- powiedziałam
- Aha-
Po chwili dostaliśmy zamówienia. Spojrzałam w kubek z gorącą czekoladę. Nagle w mojej głowie coś się zmieniło. Co ja w ogóle tu robię?! Wstałam i powiedziałam:
- Słuchaj, muszę iść-
Poszłam w stronę lasu ciągle nie mogąc uwierzyć w to co się stało. Coś musiało mnie opętać. Wróciłam do lasu i usiadłam na kamieniu. Ciągle rozmyślałam nad tym co się stało.
< Sky? >
Dziewczyna wybiegła z restauracji i poszła gdzieś w stronę lasu. Kazałem zapakować jedzenie i poczekać z tym. Pobiegłem najszybciej jak potrafiłem zdając się odrobinę na instynkt wampira. Oczywiście nie podałem się tej mocy całkowicie, bo wtedy bym ją zabił, a tego nie chciałem. Po krótkiej chwili znalazłem ją. Siedziała na dużym, szaro-niebieskim kamieniu oświetlanym przez księżyc. Podszedłem i powiedziałem:
- Nie ładnie tak zostawiać zamówienie. Proszę oto one- Wręczyłem jej kubek z logo restauracji. Zaczęło burczeć mi w brzuchu. Dodałem- No to ja się zmywam. Do zobaczenia... Uważaj na potwory- Zaśmiałem się ironicznie- Zwłaszcza na wilkołaki, a w szczególności na mojego przyjaciela Sama... A teraz żegnaj i oby czekolada była dobra.
Odwróciłem się na pięcie, wiedząc, że jej tym nie przestraszyłem. Zawsze tak robiłem mimo tego, że wiedziałem, że ktoś taki nie boi się "potworów"...
< Eva? >
Siedziałam na kamieniu wpatrując się w kubek. Po chwili wstałam i zmieniłam się w konia. Pobiegłam w głąb lasu. Kopyta odciskały głęboko ogniste ślady w ziemi, a ogień, który tam pozostał długo się palił. Po przebiegnięciu jakiejś odległości zmieniłam się w człowieka. Usiadłam na złamanym drzewie i patrzyłam w głąb lasu. Zaczęło się ściemniać. Coraz więcej gwiazd pojawiało sie na niebie. Często obserwowałam takie widoki.
Sky?
Wróciłem do restauracji po swoje zamówienie. Gdy wracałem wraz z Gomim pomyślałem, że ponowna próba posilenia się z kimś znowu się nie udała. Zacząłem poważnie rozważać nad zafarbowaniem włosów na ciemniejszy kolor, może albinosi naprawdę są tak przerażający? Ale szybko to wyrzuciłem z głowy, gdy czarny kot spojrzał na mnie kpiąco, bo jak zwykle mówiłem na głos, niektórzy uważają, że mam rozdwojenie jaźni, ale ja uważam, że nie mam po prostu z kim porozmawiać. Zwykle kończy się to tak jak z Evą. Wzdychnąłem głośno i nim się obejrzałem stałem pod swoim mieszkaniem. Nie było ogromne, ale nie była to też klitka na cztery metry. Poszedłem do kuchni i odgrzałem swoje spaghetti. Włączyłem telewizor i czekałem na jedzenie. Podszedłem do patelni i przemieszałem zawartość. Odczekałem jeszcze chwilę i nałożyłem wszystko na talerz. Oglądałem jakiś film, ale nie znałem tytułu. Nawet ciekawy o przyjaźni między człowiekiem, a psem. Lubiłem zarówno koty jak i psy. Ziewnąłem przeciągle, ale nie zamierzałem iść jeszcze spać. Obejrzałem jeszcze parę filmów i ruszyłem do łazienki. Po dziesięciu minutach poszedłem do szarej sypialni. Położyłem się i patrząc w sufit zacząłem rozmyślać nad Evą. Miałem nadzieję, że jeszcze ją spotkam, bo przynajmniej mnie się nie bała. Przypomniałem sobie, że rano muszę jechać do miasta załatwić kilka spraw. Zamknąłem oczy i zasnąłem...
< Eva? >
Słońce całkowicie zaszło za horyzont. Zrobiło się ciemno. Jedynym źródłem światła był księżyc no i gwiazdy. Siedziałam na kłodzie i patrzyłam w czarną otchłań lasu. Zeszłam z kłody i usiadłam pod jednym z drzew. Oparłam się o nie i zasnęłam. Obudziło mnie śpiewanie ptaków. Wstałam i leniwie zaczęłam zmierzać w stronę rzeki. Kiedy już tam dotarłam umyłam twarz. Później wróciłam do drzewa. Siedziałam tam rozmyślając nad wszystkim.
- I co by tu zrobić?- powiedziałam do siebie
Nagle coś mi się przypomniało. Wstałam i zmieniłam się w konia. Pogalopowałam do kamienia, na którym siedziałam wczoraj. Przed nim cały czas stał kubek. Ogrzałam go gorącem konia. Zmieniłam się w człowieka i zaczęłam pić czekoladę. Kiedy już wypiłam cały kubek umyłam go w strumieniu i położyłam przed kamieniem.
Sky?
Wstałem rano i ruszyłem do łazienki. Umyłem twarz, zęby, zająłem się głównie do czynieniem kłów i odbyłem resztę czynności. Zajrzałem do szarej szafy i przejrzałem jej zawartość. Postanowiłem ubrać się dzisiaj trochę ciemnej, wyciągnąłem czarne, dżinsowe spodnie lekko zwężane, a do tego biały t-shirt i jasno szarą bluzę. Musiałem oddać jakieś papiery do urzędu miasta, ale nie miałem ochoty zakładać kamizelki. Wyszedłem z domu i ruszyłem w stronę centrum, włączając po drodze muzykę w słuchawkach. Pomimo muzyki usłyszałem czyjeś kroki, wyciągnąłem jedną słuchawkę i rozejrzałem się po okolicy, ale niczego nie zauważyłem. Wzruszyłem ramionami i poszedłem dalej. Szybko dotarłem do budynku urzędu. Oddałem papiery i poszedłem w stronę centrum. Nie wiedziałem gdzie mam iść, usiadłem na ławce w parku i spoglądałem w niebo. Słońce grzało dzisiaj natrętnie, więc przeniosłem się pod wierzbę płaczącą, która dawała cień na moje otoczenie, położyłem się na zielonej trawie i usłyszałem dźwięk łamiącego się patyka. Spojrzałem w stronę dźwięku...
< Eva? Przepraszam, że tak długo to trwało
Po jakimś czasie siedzenia w lesie poszłam do miasta. Ubrałam się tak zwanie ,,normalnie" i zrobiłam normalny makijaż. Musiałam tak robić, ponieważ prawie każdy boi się mojego wyglądu. No cóż bywa... A więc poszłam do miasta i szłam uliczkami. Kiedy doszłam do parku musiałam uderzyć w kamień. Na szczęście był nie duży, ale uderzenie było słychać. W moją stronę obejrzał się jakiś chłopak. Po jakimś czasie usiadłam obok niego.
- Nie sądziłam, że tu będziesz- powiedziałam
- Kim ty jesteś?- zapytał
- To ja Eva, pamiętasz?-
- Inaczej wyglądasz-
- Tak wiem. Muszę się przebierać żeby iść do miasta. Zmienić zachowanie też muszę-
Chłopak pokiwał głową.
Sky?
Normalnie poznałbym ją po zapachu, ale miała na sobie mocne perfumy, które bardzo to utrudniały. Uniosłszy się z siedzenia i podaniu jej dłoni zapytałem:
- Pójdziesz ze mną zjeść śniadanie? Może tym razem nie uciekniesz, byłoby fajnie.- Dziewczyna patrzyła nieufnie na wyciągniętą rękę, a ja dodałem- No chodźże.
Złapałem ją za nadgarstek i pociągnąłem za sobą, opierała się większość drogi, lecz pod sam koniec sobie odpuściła. Weszliśmy do małej restauracji, w której i tak był tłum, tylko jedno miejsce było wolne. Usiadłem na przeciwko Evy i powiedziałem:
- Nie uciekaj tym razem, przecież nie jestem straszny. Jestem tylko małym wampirkiem albinosem i tyle. - Uśmiechnąłem się i kiwnąłem na kelnera. W tym czasie przyglądałem się dziewczynie, w ogóle nie przypominała tej z poprzedniego wieczoru. Wyróżniały ją tylko oczy i lekko zaczerwienione włosy...
< Eva? Krótkie, wiem i przepraszam >
- Nie teraz nie ucieknę... Z resztą nie wypada...- powiedziałam
- Ta-
Właśnie podszedł kelner zamówiłam herbatę, a Sky jakieś jedzenie czy coś. Kiedy czekaliśmy na kelnera Sky się dziwnie na mnie patrzył. Na początku mnie to nie obchodziło, ale później zaczęło krępować.
- Mogę wiedzieć czemu się tak na mnie patrzysz?-
- A sam nie wiem. Jakoś tak mi oczy uciekają-
- Tak a mi oko się złamało-
- Jakoś nie widać-
- Bo sobie naprawiłam- po moich słowach przyszedł kelner z naszym zamówieniem
< Sky? >
Kelner przeniósł naleśniki z dżemem i twarogiem. Dziewczyna dziwnie na mnie patrzyła, to a ja odpowiedziałem:
- Ja tak lubię, jest bardzo smaczne. - Uśmiechnąłem się do Evy i zacząłem jeść. Wyglądała dość dziwnie i nietypowo, porównując ją do wczorajszego wyglądu. Przyglądałem się jej, bo trudno było mi w to uwierzyć. Podczas czyszczenia talerzy nie odezwaliśmy się ani słowem. Odłożyłem sztućce i złożyłem dłonie, podpierając nimi brodę. Zapytałem:
- A więc Eva, masz jakiś pomysł na rozmowę?
< Eva? >
- Szczerze? Nie. - powiedziałam patrząc w pusty kubek
Zapadła cisza.
- A możesz chcesz wyjść na miasto?- zapytałam
- Okej-
Wstaliśmy od stolika. Wyszliśmy z kawiarenki.
- To gdzie idziemy? Do kina, teatru, parku, wesołego miasteczka albo nad staw?- zapytałam
- Nie wiem-
- A ja wiem. Te wszystkie atrakcje da się zwiedzić w niecałe trzy godziny. Trzeba po prostu iść tak, że na przykład: niedaleko wesołego miasteczka jest park, kilka kilometrów od parku jest kino. Wszystko da się zwiedzić w jeden dzień-
< Skay?>
Spojrzałem na dziewczynę i powiedziałem:
- No skoro tak uważasz... Chcę to zobaczyć... Tylko błagam, nie do teatru.
- Okej... To jak idziemy?
Złapała mnie za nadgarstek i zaciągnęła w stronę wesołego miasteczka. Pomimo, że już trochę na tym świecie jestem to będę tam pierwszy raz w życiu. Pewnie jest to dziwne, ale nie miałem z kim iść. Raczej głupio by wyglądało jak chodzę sam po wesołym miasteczku z watą cukrową... Ble, jednak rezygnuję z waty.
***
Szliśmy luźno, Eva z przodu. Zamieniliśmy tylko kilka zdań, nie miałem pojęcia co powiedzieć...
< Eva? Kompletny brak pomysłu :'( >
- Jak chcesz zdążyć to przyspiesz- powiedziałam odkręcając się do niego
- Dobra, dobra...- powiedział cicho
- Co tam szepcesz?- zapytałam
- Nic-
Szliśmy chodnikiem. Nagle skręciłam w ślepą uliczkę ciągnąc za sobą Skya. Oparłam się o ścianę. Stałam chwilę w ciszy. Później zaczęłam mówić:
- Coś ci zrobiłam, że cały czas tylko mówisz. nic, dobra ?-
- Nic mi nie zrobiłaś-
- A więc jaka jest przyczyna twojego niezadowolenia? -
< Sky? Udajesz czy coś ciebie trapi? >
Patrzyłem zdziwiony na Evę. Z jakiegoś powodu jej oczy przybrały intensywniejszą barwę, jednak bardziej obstawiałem, że to mi się tak wydaje. Później cała ponura i ciemna uliczka stała się jasna i przejrzysta. Pomyślałem, że się zaczyna, a ja od kilku lat panowałem nad emocjami, niestety musiało się to skończyć, przecież nic nie trwa wiecznie. Złapałem dziewczyną za ramiona, jednocześnie wysunęły mi się kły. Przytknąłem ją do przeciwległej ściany i powiedziałem:
- To nie twój interes!...
Potrzepałem głową, starając się opanować, lecz nie działało. Udało mi się wydobyć z siebie tylko krótkie:
- Zostaw mnie...
Eva patrzyła na mnie, a ja na nią. Walczyłem z tym uczuciem, które ogarniało mnie i namawiało do wyssania jej krwi, ale nie zamierzałem tego zrobić. Pomyślałem, że tyle czasu z nikim nie spędzałem czasu, a musiało się wszystko popsuć, gdy już ktoś się znalazł, ale przecież los taki jest, zawsze podkłada kłody pod nogi byśmy się wywalili. Trzasnąłem się w twarz i otrzeźwiałem. Odsunąłem się od niej. Osunąłem się po ścianie na ziemię. Zakryłem twarz dłońmi. Po chwili ciszy powiedziałem:
- Lepiej już idź... Miło było mi ciebie poznać... No idź, bo znowu się zacznie i ciebie zbiję, a tego nie chcę...
< Eva? >
- No dobra! Jak se chcesz- powiedziałam zła
Poszłam do domu. Przebrałam się w swoje ciuchy i usiadłam na łóżku. Wrzała we mnie złość. Co ten cały Skay se myśli! Najpierw na śniadanie, później mamy iść do wesołego miasteczka, a on mi swoje humory ma jeszcze chęć pokazywać. Wiele typów spotkałam na swojej drodze. Ale takiego jeszcze nigdy. Po jakimś czasie usnęłam.
**** Jakiś czas później*****
Obudził mnie strasznie głośny hałas. Poszłam zobaczyć co się dzieje.
< Skay? >
Kiedy wyszłam na dwór zobaczyłam jakiś mężczyzn i chłopaka podobnego do Skya'a. Jeden z nich leżał na ziemi, drugi był blady jak ściana, a trzeci gapił się dziwnie. Wyszłam zapytać:
- Co tu się dzieje?!-
- A nie widzisz? - zapytał jakiś pan
- Weź się pijaku odsuń, jak chcesz piwsko pić to idź pod sklep!-
- A co mi zrobisz?!-
- A to!-
Po tych słowach podeszłam i najmocniej jak umiem z pięści walnęłam go w podbrzusze. Ten pad na ziemie jęcząc. Ten blady gdzieś się poczołgał. Zostałam sama z jakimś chłopakiem. Było ciemno, więc nie rozpoznałam do końca kto to jest. Jeszcze jakiś czas na niego patrzyłam, ale po chwili wróciłam do domu.
< Sky? >
Okazało się, że była to Eva, jednak nie wiedziałem jak zareagować. Coś kazało mi zawołać:
- Eva! Heloł!
Odwróciła się gwałtownie w moją stronę, a ja dodałem:
- Cześć! Wybacz, że tak to wyszło... No to nie moja wina, tylko mojej rasy, chyba można to tak nazwać... Jeśli mogę się jakoś odwdzięczyć to, to zrobię... O! Już wiem! Chodź!
Szybko znalazłem się obok niej, złapałem za jej nadgarstek i zaciągnąłem w stronę swojego domu...
***
Siedzieliśmy w mojej kuchni, a ja zacząłem swój monolog:
- W mojej sypialni są jakieś ubrania po mojej byłej współlokatorce, możesz coś sobie wziąć, bo raczej nie chcesz iść w piżamie... Zawsze mogę ci coś przygotować do ubrania jeśli chcesz, ale raczej to będzie coś czarnego, albo białego...
Dziewczyna z westchnieniem rezygnacji wstała i poszła do mojej sypialni. Ja usiadłem na kanapie przed telewizorem i zacząłem oglądać...
***
Szliśmy skrótami i cały czas miałem wrażenie, że gdy ona będzie miała okazję to zwieje. Tym razem szedłem z przodu. Wyszliśmy do parku i szliśmy ciemnymi, ledwo oświetlonymi dróżkami. Wiedziałem, że znajdujemy się niedaleko naszego celu. Eva raczej nie wiedziała gdzie idziemy, no chyba, że tędy tam szła. Skręciłem w lewo, a później w prawo i po pięciu minutach znaleźliśmy się na miejscu. Przed nami stało wielkie Wesołe Miasteczko. Było już zamknięte i pokryte mrokiem, nie wliczając w to Diabelskiego Koła, czy jak to się tam zwie. Spojrzałem na Evę i uśmiechnąłem się. Wszedłem od tyłu do miasteczka. Skręciłem do budynku kontroli miasteczka. Dziewczyna powiedziała:
- Przecież to nielegalne.
- Wiem... Co, boisz się, że nas złapią?... Zawsze można uciec...
Włączyłem wszystkie przełączniki po kolei. Zapytałem:
- To na co idziemy na początku?
< Eva? Przepraszam, że tak długo to trwało i za ten pomysł >